Mądrość pokoleń szybko ginie, nowe nawyki szybko wchodzą w krew

Wystarczyło wyrugować dogmatyczny maoistowski komunizm, aby same mechanizmy rynkowe doprowadziły do sytuacji w której żywności jest pod dostatkiem dla każdego. Natomiast załamanie wskaźnika urodzin wywołało gwałtowne starzenie się społeczeństwa, co połączyło się z wpływami hedonistycznej i skupionej na realizowaniu własnych zachcianek kultury zachodniej na Chiny – pisze felietonista Opoki Piotr Semka.

Nieoceniony obserwator zmian cywilizacyjnych na całym świecie Grzegorz Górny podjął niedawno temat gwałtownych zmian socjologicznych w Chinach. Jego obserwacje prowadzą do niezwykle ciekawych wniosków.

Przez cztery dekady komunistyczne Chiny komplementowane były przez światowe organizacje za skuteczną walkę z przeludnieniem. Te kampanie oczywiście nie brały się znikąd. Chiny kontynentalne aż do początku lat 80-tych żyły w wiecznym lęku przed brakiem wystarczającej ilości żywności dla wyżywienia największej populacji ludzkiej na świecie.

Wprowadzona w 1977 roku przymusowa „polityka jednego dziecka” zaskakująco szybko doprowadziła do spadku populacji ChRL. Tyle, że bardzo szybko nastąpiło skokowe zwiększenie się poziomu życia ludności i  polityka depopulacji przestała mieć uzasadnienie w problemach aprowizacyjnych. Okazało się, że wystarczyło wyrugować dogmatyczny maoistowski komunizm, aby same mechanizmy rynkowe doprowadziły do sytuacji w której żywności jest pod dostatkiem dla każdego. Natomiast załamanie wskaźnika urodzin wywołało gwałtowne starzenie się społeczeństwa, co połączyło się z wpływami hedonistycznej i skupionej na realizowaniu własnych zachcianek kultury zachodniej na Chiny. Władze połapały się, że gwałtowny spadek dzietności może doprowadzić do spadku żywotności ekonomicznej kraju, podciąć nogi wzrostowi gospodarczemu. W tej sytuacji władze w Pekinie od 2016 roku zachęcają Chińczyków do posiadania dwójki, a od 2021 roku nawet trójki dzieci. Tyle że stare nawyki zniszczyć łatwo, a odbudować trudno.

Sytuację komplikuje jeszcze fakt, że w Chinach tradycyjnie emerytury są bardzo niskie, ale wielowiekowa tradycja każe dzieciom opiekować się starymi rodzicami. Póki rodzice mieli troje, pięcioro lub nawet dziewięcioro dzieci, to koszty utrzymania rozkładały się na szerszą liczbę potomków. Problemy zaczęły się kiedy przed obowiązkiem zadbania o byt rodziców stanęli jedynakowie. Nie tylko starzy rodzice otrzymywali mniej pieniędzy, bo jedynak nie jest w stanie łożyć tyle pieniędzy na ile złoży się pięcioro, czy nawet troje synów i córek.

Stara chińska tradycja widziała w dzieciach dar niebios. I sami Chińczycy cenili i kochali liczne potomstwo jako wyrękę w domu, pomoc w pracy i wreszcie coś w rodzaju polisy ubezpieczeniowej na starość. Teraz bywa zupełnie inaczej. Samotny syn owszem, zazwyczaj nie uchyla się od opiekowania się rodzicami, ale już nie zakłada nowej rodziny, bo obawia się, że nie da rady wypracować odpowiednich ilości pieniędzy która starczyłaby i na swoich rodziców i na wychowanie dzieci i często na sponsorowanie starości rodziców żony. To wszystko wzmacniają tendencje cywilizacyjne idące z zachodu, które w imię samorealizacji i kultu przyjemności stawiają posiadanie dzieci na odległej pozycji priorytetów życiowych. Rezultatem są liczne analizy ostrzegające władze Chin, że wraz ze starzeniem się społeczeństwa Chiny mogą zacząć przegrywać wyścig technologiczny z Amerykanami. A to już bezpośrednio zagraża imperialnym marzeniu Chin o byciu centrum dominacji, wpierw nad Azją, a potem nad całym światem.

To niesamowite jak szybko można odzwyczaić się od tradycji, które pielęgnowano przez wieki. Ale wrócić do starych obyczajów jest niezwykle trudno. Chińczycy, którzy byli przekonani, że są mistrzami planowania przyszłości odkrywają na własnej skórze, jak niebezpieczne jest  deprecjonowanie starych pewników.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama