Po co trudzić się rodzeniem i wychowaniem dzieci, skoro małe pieski i kotki są takie słodkie i kochane?
Patrzę na szczeniaka i „z ogromnej złości aż zwiększam się cały”. Jestem przecież dyrektorem w Dziecięcym Centrum Rehabilitacyjnym, a nie w Szczenięcym Centrum Rehabilitacyjnym. Tymczasem moi pracownicy bez pytania się o zgodę przyjęli szczeniaka na rehabilitację. Oczywiście szczeniak sam w sobie winny nie jest.
Szczeniak został potrącony gdzieś na drodze w Ałaju, w południowym Kirgistanie. Na szczęście dla niego, a nieszczęście dla mnie, akurat przejeżdżała tamtędy parka Polaków na motocyklach, co to jeździ po Chinach i jeszcze kilku kontynentach. Jak miłosierni samarytanie zlitowali się nad pieskiem i wzięli go do miasta Osz, gdzie znaleźli weterynarza. Potem zawieźli go do stolicy Biszkeku, gdzie zmobilizowali całe miasto, aby przeprowadzić operację w najlepszej klinice. Zajmowali się szczeniakiem dzień i noc, nie szczędząc sił i środków.
Historię można przeczytać tutaj, ostrzegam jest dosyć długa, a ma taki oto tytuł:
ZNALEŹLIŚMY SZCZĘŚCIE W KIRGISTANIE- CZYLI HISTORIA LUCKY I JEJ WIELKI FINAŁ.
https://dreamcatchers.pl/znalezlismy-szczescie-kirgistanie-czyli-historia-lucky-wielki-final/
Czytam i cholera mnie bierze, zaraz trzasnę komputerem o ścianę! Oczywiście każdy Czytelnik zapyta, co się stary zgredzie młodych czepiasz, co to dokonali takiego pięknego, humanitarnego, przepraszam animatarnego czynu?! Otóż złość mnie rozpiera ponieważ akapit za akapitem czuję, że czytam opowieść z domu wariatów. Apogeum absurdu jest w tym oto cytacie:
„Nie łatwo jest też oddać całą emocjonalną huśtawkę przez, którą przeszliśmy. A działo się sporo. Był płacz, były kłótnie, były łzy szczęścia, była radość i chwile totalnego załamania. Oddaliśmy Lucky pod opiekę pani Zenony i jej córki do busika, sami pojechaliśmy motocyklami. Co to było za przeżycie. Zachowywaliśmy się jak rodzice, których dziecko pierwszy raz jedzie samo na wycieczkę: „Tu są jej pieluszki na wszelki wypadek, tu jest jej jedzonko, jakby chciała siku to zapiszczy i trzeba ją wtedy wypuścić, tu są jej zabawki”
I pytam się czy to ja jestem nienormalny, czy to jednak bohaterom ratującym szczeniaka i autorom opowieści coś się w głowie pokiełbasiło? Z całego tekstu bowiem jednoznacznie wynika, że w młodej Polce, która się ratowaniem szczeniaka zajęła, obudziły się dzikie, wręcz atawistyczne instynkty macierzyńskie. Tłumione i spychane w podświadomość nagle wybuchły jak wulkan Etna. Jak widać tego, co Pan Bóg w nas zaprogramował nie da się wykasować. Kobieta chce być matką, a mężczyzna ojcem. Oczywiście można od tego uciekać i te głębokie pragnienia gdzieś upychać, ale działają one wtedy jak szybkowar pod ciśnieniem: nie ma ich, ale tylko do czasu.
Dlaczegóż więc młoda kobieta zamiast urodzić dzieci, wychowywać je i cieszyć się tym jak rosną, woli jeździć motocyklem po Chinach i innych kontynentach, a po drodze wyładowywać swoją niespożytą macierzyńską energię na spotkanych szczeniakach lub kociątkach (bo przecież nie wiadomo, kogo jeszcze na drodze nasi samarytanie spotkają?). Pytanie ma kolosalne znaczenie: Dlaczego człowiek zamiast dobra, wybiera jego podróbkę? Dlaczego kobieta zamiast zmieniać pieluchy swojemu dziecku, marnuje czas na opiekę nad szczenięciem? Marnuje czas, ponieważ życie nie jest z gumy i ucieka nam dzień za dniem.
Otóż problem leży w nieszczęsnej wolności, którą obdarzył nas Najwyższy. Krowa, kobyła, suka czy maciora nie mają wyboru — sens ich życia to urodzić i wykarmić cielaka, źrebaka, szczeniaka lub prosiaka. Nie mogą się ani zastanowić nad innym projektem na życie, ani go zrealizować. Tymczasem biedny człowiek choć pchany jest przez naturę w określonym kierunku, to jednak może rozważać, wybierać i realizować różne projekty na życie. Jeżdżenie po Chinach i innych kontynentach motocyklem, póki jest się młodym, nie jest niczym złym. Wolność, którą jesteśmy obdarzeni nie polega jedynie na wyborze między dobrem a złem, lecz przede wszystkim na wyborze między dobrem większym i mniejszym. A wybrać trzeba, ponieważ na tym świecie jesteśmy ograniczeni czasowo i nie da się zrealizować wszelkich możliwych projektów na życie. Trzeba wybierać to najważniejsze, wiedząc o tym, że tracimy inne warianty. Rzeczywiście ten wybór jest dramatyczny i często pełen cierpienia. Jest ryzykowny, bo nawet dokonawszy wyboru rzeczy najwartościowszej może się z czasem okazać, że realizacja tego wyboru napotyka na wiele trudności.
A na czym polega zasadniczy problem młodego pokolenia? Na próbie uniknięcia sytuacji, w której trzeba wybierać. Na decyzji niepełnej, która nie jest decyzją. Na strachu przed ryzykiem, który jest nieodłącznym towarzyszem naszego życia. W końcu na życiu będącym niby-życiem. Ze strony Najwyższego mamy oczywiście jasny drogowskaz: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się” — przykazanie skierowane do każdego człowieka niezależnie od jego rasy, kultury czy religii. Lecz wybór należy do nas: czy będziemy doznawać emocjonalnej huśtawki nad kupą szczeniaka czy dzieciaka?
Patrzę na szczeniaka i mam wielką chęć się go pozbyć, bo w żadnym wypadku nie zgodzę się, żeby nasze Centrum zmieniło się z Dziecięcego na Szczenięce. I to jest mój fundamentalny wybór. Zagryzam jednak wargi ze złości, bo nie zwierzak winien jest mojej złości. Może jeszcze wyrośnie na psa i będzie z niego jakiś pożytek.
opr. mg/mg