Nasz jest świat!

Artykuł z tygodnika Echo katolickie 38 (742)


ks. Jacek Wł. Świątek

Nasz jest świat!

Teksty piosenek, czasami wbrew woli swoich twórców, odsłaniają rzeczywistość bardziej upiorną, niż zakłada to sam utwór. Ostatnio wpadły mi w ręce słowa piosenki dla dzieci, które zamiast napawać otuchą, raczej przyprawiły mnie o ból głowy, a wszystko to w kontekście najnowszych „kampanii społecznych” związanych z ochroną najmłodszych przed straszliwymi dorosłymi.

Piosenka brzmiała: „Dorośli uczą nas, jak żyć, dorośli uczą grzecznym być. Uczą, co dobre, a co grzech. Lecz na nic mądrość waszych głów, dziś nie potrzeba zbędnych słów. Dopóki wiemy, co to śmiech, Wiemy, że (...) nasz jest to świat”. Zrozumiałem, że u bram stoi pajdokracja, czyli rządy dzieci. A dlaczego to jest straszne?

Dwa wydarzenia

Ostatnio prasa doniosła, że pewien Włoch został aresztowany w Brazylii za pocałowanie swojej własnej ośmioletniej córki. Ludzie, którzy to widzieli i donieśli na policję, może i mieli najświętsze przekonania, co do słuszności swojego postępowania, ale policja w czasie aresztowania 40-letniego ojca była głucha na zapewnienia matki, że mężczyzna jest ojcem własnego dziecka. Włoch został zwolniony po dziesięciu dniach z aresztu, ale nie dlatego, że sprawa się wyjaśniła, lecz z przyczyn zdrowotnych. Drugim wydarzeniem było aresztowanie w Polsce mężczyzny oskarżanego o popełnianie czynów lubieżnych z własnymi dziećmi. Wydawać by się mogło, że to jak najbardziej słuszne, ale jest jeden mały szkopuł. Otóż podstawą do oskarżenia były nie zeznania dzieci czy ich opiekunek, ale opinia biegłych, którzy po przyjrzeniu się zachowaniu dzieci doszli do wniosku, że mogły być one molestowane. Nawet nie, że były, ale po prostu mogły. Dzieci nie powiedziały w tej sprawie jeszcze ani słowa. Nie przesądzam o winie czy niewinności tego mężczyzny, ale struktura logiczna oskarżenia wskazuje, że samo podejrzenie możliwości (czysto hipotetycznej) staje się postawą do wpakowania człowieka do kryminału, a zasadniczym dla sprawy jest orzecznictwo „biegłych”. Zarówno w pierwszym, jak i w drugim przypadku obcy ludzie lepiej wiedzą, co dzieje się w czyjejś rodzinie lub w czyimś domu. Sytuacja posunięta do absurdu. Można by próbować na niej zbudować skecz w stylu Monty Pythona, problem w tym jednak, że to dzieje się naprawdę.

„I na nic mądrość waszych głów — nasz jest świat”

Słuszne i świetlane cele w przeszłości wielokrotnie prowadziły do tragedii. Wypisane na rewolucyjnych sztandarach świetlane hasła stawały się niejednokrotnie zarzewiem niesłychanych okrucieństw i powodowały zniszczenia, z których nie można było się podnieść. To truizm. Ale prowadzona obecnie walka o kształt cywilizacyjny naszego europejskiego świata staje się coraz bardziej dramatyczna. Wydawać by się mogło, że działania, o których było powyżej, niewiele wspólnego mają z walką cywilizacyjną, a bardziej motywowane są troską o najmłodszych w naszym społeczeństwie. Podobnie jak z kampanią społeczną odnośnie bicia dzieci. Oczywiście nie można pozwolić na tolerowanie zachowań sadystycznych czy deprawacyjnych. Problem w tym, że ostrze władzy przenika obecnie do wnętrza rodzin. Dający klapsa dziecku rodzic urasta do rozmiarów potwora, którego jedynym celem jest zniszczenie dziecięcia. Znane są przypadki, gdy kilkuletnie dzieci dzwoniły na policję, wzywając pomocy, bo tatuś je bije lub znęca się nad mamusią. Gdy stróże prawa przybywali na miejsce, okazywało się, że tatuś wcale nie był monstrum, a jedynie zatroskanym rodzicem, który w ramach systemu dyscyplinującego młodego człowieka zabronił mu oglądania telewizji. Tylko, że to nie dzieciątko musiało się tłumaczyć, ale rodzic zobowiązany był do wykazania, że nie jest wielbłądem. Można potraktować to uśmiechem politowania, ale nie można zaprzeczyć, iż w mentalności społecznej coraz bardziej ugruntowuje się schemat mentalny, że dziecko nigdy nie kłamie i nie może być przebiegłe. Niewinność dziecięcia staje się dogmatem społecznym. A tak wcale nie jest. I każdy z własnego doświadczenia doskonale o tym wie. Tylko, jak w każdej sprawie, i ta ma swoje drugie, właśnie przerażające dno.

Zabieranie dzieci

Otóż uderza to wszystko w sam proces wychowawczy. Z natury swojej proces kształtowania młodego człowieka polega nie na tym, że świat ma się dopasować do niego, ale wręcz odwrotnie. Oznacza to, iż młodemu człowiekowi należy w procesie wychowania stawiać wymagania i żądać, by przestrzegał zasad społecznych. Istnienie w społeczeństwie systemu penitencjarnego wskazuje, że kara jest również wychowawcza. Dlatego nie widzę potrzeby rugowania jej z działań wobec młodego człowieka. Z jednej strony bowiem zauważamy, że dziecko nie ma jeszcze wystarczającej zdolności pojmowania rozumowego, aby zdać się na czysto intelektualne tłumaczenie (nikt przecież jeszcze nie postuluje nadania praw wyborczych dzieciom), z drugiej strony chcemy je intelektualnie przekonywać do określonych zachowań. Widać wyraźnie w polskich szkołach, czym się to kończy. Nie chodzi tylko o sprawy dydaktyczne, ale sam fakt występowania już wśród małych dzieci zachowań właściwych starszym (strój, słownictwo etc.). Łączy się to najczęściej z rozbuchaną emocjonalnością, bo dzieciak inaczej nie jest w stanie wyrazić swoich przeżyć. Często więc nie jakieś ADHD, ale braki w normalnym wychowaniu powodują te czy inne zachowania młodego człowieka. W taką sytuację wchodzą media i państwo. Środki społecznego przekazu, często zawładnięte przez lewackich ideologów lub nastawionych na zysk przedsiębiorców, stają się swoistym dumbledorowskim guru, wskazującym młodym, co myśleć i jak postępować, bazując zazwyczaj na zwykłych i często niskich emocjach. Głupi mugolscy rodzice ciebie nie zrozumieją, a my ci wskażemy drogę. Państwo natomiast, z całym aparatem represji, w dobie rozwiniętej walki o „najlepszy wizerunek polityczny” i pod wpływem presji mediów, wysyła do młodego człowieka sygnał, że obroni go przed złymi rodzicami, nauczycielami, księżmi etc. Tylko, że młody człowiek nie może do końca rozpoznać działań podejmowanych wobec niego i ślepo wierzy kolorowym zapewnieniom. Jak w orwellowskim „Folwarku zwierzęcym” rodzi się armia wilcząt, które będą zdolne wystąpić przeciwko tym, którzy je zrodzili. Nie dziwi więc już nawet i to, że coraz częściej rodzice zaczynają wychowywać dzieci na zasadzie partnerskiej. Problem w tym, że wcześniej czy później kończy się to pajdodyktaturą, a sceny z marketów, gdzie tupiące dzieciaki wymuszają na rodzicach wymarzone przez nie zakupy, nikogo nie dziwią.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama