Rozmowa z twórcą Akademii Dobrych Manier i Etykiety Biznesu, wydawcą i autorem książek z dziedziny savoir-vivre'u
Z dr. Stanisławem Krajskim, twórcą Akademii Dobrych Manier i Etykiety Biznesu, wydawcą i autorem książek z dziedziny savoir-vivre'u, rozmawia Jolanta Krasnowska-Dyńka.
Czy Polacy mają dobre maniery?
Obiektywnie rzecz biorąc, ze znajomością zasad savoir-vivre'u jest u nas słabo. Jednak w porównaniu z innymi europejskimi narodami wypadami nieźle. Według badań nad tym, które miasta na świecie są najlepiej wychowane, Warszawa plasuje się na piątym miejscu. Pierwszy jest Nowy Jork.
O jakich zasadach zapominamy na co dzień?
W Polsce panuje np. takie przeświadczenie, że po odebraniu ubrań z szatni mężczyzna najpierw pomaga się ubrać kobiecie, a potem dopiero sam zakłada płaszcz. Tymczasem zgodnie z etykietą jest odwrotnie. Dlaczego pani powinna się ubrać jako druga? Ponieważ, czekając np. w futrze w ciepłym pomieszczeniu aż mężczyzna się ubierze, mogłaby się zgrzać, a następnie nabawić zapalenia płuc. Ponadto uważa się, że, wchodząc do jakiegoś pomieszczenia, dżentelmen powinien puścić damę przodem. To również wbrew zasadom. Kobieta powinna zaczekać aż mężczyzna przejdzie przez drzwi i przytrzyma je z drugiej strony. Kiedy wejdą już do środka, ona winna zrobić krok w bok, by mógł ją wyprzedzić i następnie poprowadzić. Wewnątrz budynku - szczególnie w kawiarni, restauracji czy kinie - mężczyzna powinien iść pierwszy. W ten sposób wskazuje kierunek i własnym ciałem chroni kobietę przed niebezpieczeństwami, które w tych pomieszczeniach mogą się pojawić, np. nagle zza rogu wyjdzie kelner z talerzem gorącej zupy... Inna zasada, którą Polacy łamią nagminnie, dotyczy chleba. Żyjemy w kulturze chrześcijańskiej, więc w Europie od zawsze się go łamało. W Polsce też tak było do końca II wojny światowej. W okresie stalinowskim - który charakteryzował się wiecznym brakiem, np. wędliny, masła, sztućców, talerzy, miejsca, by cała rodzina mogła usiąść przy stole - na polskich stołach pojawiły się kanapki. Od tamtej pory kroimy chleb, smarujemy kromkę masłem, nakładamy plasterek wędliny lub sera, bierzemy kanapkę w rękę i odgryzamy kawałek po kawałku. Wszystkie te czynności są całkowicie niezgodne z zasadami savoir-vivre'u. Powinno być tak: wędlinę czy ser kładziemy na talerz, pieczywo umieszczamy na innym talerzyku; wędlinę czy ser jemy widelcem i nożem, a pieczywo łamiemy. Następnie odłamany kawałeczek ewentualnie smarujemy masłem. Jest to europejski standard. Naruszenie go np. w trakcie oficjalnego śniadania lub kolacji to w całej Europie pokaz barbarzyństwa.
À propos chrześcijańskiej kultury: kilka tygodni temu jeden z proboszczów w Białymstoku zamieścił na stronie internetowej wskazówki, jak zachowywać się w kościele zaczerpnięte z Pana książki pt. „Savoir-vivre w Kościele”. Zrobiła się z tego medialna afera.
Po 1989 r. zaczęto w Polsce upowszechniać zasadę „róbta, co chceta”, czyli jestem wolnym człowiekiem i mogę robić, co mi się podoba. Hasło to przeniknęło do dziedzin obyczajowych, np. do kwestii stroju. Wielu czytelników mojego bloga bardzo się oburza, kiedy piszę o stosownym ubiorze do restauracji. Wspierają mnie czytelnicy, którzy bywali na Zachodzie, gdzie do lokali nie wpuszcza się osób nieodpowiednio ubranych, np. mój kolega, który ma kilkanaście szytych na miarę garniturów i jest klasycznym elegantem, pojechał na urodziny swojego brata. Zostały one zorganizowane w jednej z nicejskich restauracji. Kolega założył garnitur, odpowiednie buty, ale ze względu na sierpniową temperaturę, zrezygnował z krawata. W rezultacie nie został wpuszczony do lokalu. Mam wrażenie, że w kwestii dobrych manier trochę się w Polsce pogubiliśmy. Stąd ta „afera”. Wynika ona z niezrozumienia tematu, m.in. tego, jaki strój powinniśmy wybrać na uroczysty moment, a Msza św. bez wątpienia do takich należy, gdyż jest spotkaniem z samym Bogiem. Ponadto ludzie nie mają świadomości istnienia jednej z podstawowych zasad savoir-vivre'u, a mianowicie, że to gospodarz ustala reguły gry. W parafii jest to proboszcz. Gospodarz białostockiej świątyni nie domagał się niczego nadzwyczajnego, a tylko tego, co nakazuje etykieta. Otrzymałem w tej sprawie wiele głosów. Czytelnicy mojego bloga pisali, że gospodarzem są wierni, a proboszcz jedynie zarządzającym...
I co im Pan na to odpowiedział?
Po pierwsze, że jesteśmy katolikami, a nie protestantami i obowiązuje nas zasada hierarchii. Po drugie, nawet gdybyśmy uznali, iż parafianie są współgospodarzami, to reprezentuje ich rada parafialna, a jej opinia w tej kwestii z pewnością byłaby zbieżna ze zdaniem proboszcza. Przyznam, że dziwią mnie te protesty. Ks. Mirosław Mikulski, były kapelan polskiego sportu i miłośnik boksu, podzielił się ze mną taką refleksją, iż polscy katolicy to... nie są katolicy, ponieważ nie wierzą w realną obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Wybierają się np. do Ziemi Świętej, traktując to jako wielkie wydarzenie. Tymczasem zapominają, że jest nim Msza św., a Chrystus jest obecny w każdym kościele. Dlaczego na audiencję u papieża czy królowej potrafimy się odpowiednio ubrać, uczesać, a lekceważymy spotkanie z Bogiem podczas Eucharystii? W krótkich spodenkach, dresach nie odwiedzilibyśmy papieża, premiera, nie poszlibyśmy do pracy. Dlaczego zapominamy o tych zasadach, kiedy odwiedzamy samego Boga?
Jak zatem powinniśmy się ubrać, idąc do kościoła?
Nie ma sztywnych zasad. Jednak strój powinien być odświętny, spokojny, poważny oraz wyrażać szacunek do Boga, proboszcza i innych wiernych. W przypadku kobiety spódnica winna być nie za krótka, ramiona, dekolt i plecy zasłonięte. Ubiór nie może być ani obcisły, ani prześwitujący. Buty powinny zakrywać palce i pięty, a biżuterię i inne ozdoby winny cechować się skromność. Najlepszym rozwiązaniem będzie zatem kostium, garsonka lub sukienka z marynarką. Wybierając strój do kościoła, warto pamiętać o zasadzie etykiety, która mówi: pamiętaj o drugim, nie wywołuj w nim negatywnych reakcji.
Ktoś może jednak powiedzieć:„nie odpowiadam za ludzkie reakcje”...
Nasz ubiór i zachowania, jak uczy savoir-vivre, mają być takie, by u nikogo nie wywoływać negatywnych reakcji, by powodować powszechną akceptację. Poza tym należy pamiętać, że strój podkreślający kobiecość, uwypuklający ją może ściągać i rozpraszać uwagę mężczyzn, a przecież przyszli oni do kościoła po to, by spotkać się z Panem Bogiem, a nie podziwiać czyjąś urodę. Epatując swoimi wdziękami, kobieta postępuje więc w taki sam sposób, jakby przyszła do publicznej czytelni, gdzie obowiązuje cisza, i włączyła głośno przenośne radio.
A jak powinien wyglądać męski strój?
Również elegancki, odświętny i godny. Wykluczony jest zatem ubiór roboczy lub sportowy, czy - ujmijmy to precyzyjniej - treningowy. Kanony elegancji i odświętności w wypadku mężczyzny są jasne i precyzyjne. Udający się do kościoła na Mszę św., powinien mieć na sobie garnitur, najlepiej białą koszulę, krawat oraz skórzane półbuty. Latem, szczególnie w godzinach południowych, ten ubiór może być jasny, a nawet biały, a zimą szary aż do czerni.
Również to, w jaki sposób siedzimy w kościele, nie jest obojętne.
Postawa ciała zawsze jest znakiem naszego stosunku do innych. Nie można np. zakładać nogi na nogę, bo to nieeleganckie, aroganckie, lekceważące. Powinniśmy siedzieć prosto, opierając stopy całą powierzchnią o podłogę. Kolana kobiet powinny się stykać, a mężczyzn znajdować się w kilkucentymetrowej odległości. Jeżeli zabrakło dla nas miejsca siedzącego, stańmy tam, gdzie nikomu nie będziemy przeszkadzali. Nie utrudniajmy innym przejścia przez kościół, nie zasłaniajmy widoku ołtarza. Nie stójmy też zbyt blisko konfesjonału. Może to rozpraszać osoby spowiadające się i powodować ich dyskomfort. Nie opierajmy się o ściany, ławki, słupy itp. Taka postawa również znamionuje lekceważenie. Ponadto nie rozmawiajmy, nie módlmy się zbyt głośno ani zbyt głośno nie śpiewajmy. Powściągnijmy wszelkie objawy indywidualizmu, nie wyprzedzajmy więc innych i nie pozostawajmy w tyle, bo w ten sposób wprowadzimy dysharmonię, zakłócimy koncentracje i uwagę innych.
Na Pana blogu „Savoir-vivre i nowa klasa średnia” często pojawiają się pytania o to, jak w kościele katolickim powinna zachować się osoba niewierząca.
Rzeczywiście, wciąż słyszę, jak na ślubie czy podczas chrztu ma zachować się ateista, który został zaproszony na uroczystość: czy ma klękać lub śpiewać wraz z innymi. Jedna z podstawowych reguł savoir<-vivre'u mówi: przestrzegamy zasad ustalonych przez gospodarza. Kościół to dom, w którym gospodarzem jest proboszcz. To również instytucja, której „szefostwo” określa zasady postępowania i zachowania na jej terenie w trakcie różnych wydarzeń i uroczystości. Mamy zatem do wyboru dwa wyjścia: opuścić teren, na którym obowiązują zasady, jakich nie możemy zaakceptować, lub pozostać, podporządkowując się im. Wówczas robimy to, co wszyscy: wstajemy i klękamy, gdy wstają i klękają inni. Nie musimy jednak wypowiadać słów modlitwy. Druga ważna zasada savoir-vivre'u, która ma tu zastosowanie, głosi: wszystkich szanujemy, nigdy nie obrażamy innych i nie powodujemy, że czują się zranieni - nie wywołujemy żadnych negatywnych uczuć, emocji i stanów.
Jakie jeszcze pytania dotyczące etykiety otrzymuje Pan najczęściej?
Jedno z nich dotyczy problemu, że Polacy nakazują swoim gościom zdejmowanie butów przedpokoju, zmuszając ich do paradowania w skarpetkach lub zaoferowanych przez gospodarzy kapciach. Z punktu widzenia savoir-vivre'u jest to niedopuszczalne. Wyobraźmy sobie np. ministra czy premiera chodzącego po czyimś domu w skarpetkach.
Jak zatem zachować się w takiej sytuacji?
Gość powinien przynieść ze sobą drugie buty i w przedpokoju zdjąć te, w których przyszedł, a założyć wizytowe. Jeśli nadal gospodarze upierają się, byśmy pozbyli się obuwia, bo np. porysujemy lakier, należy to zrobić. Ja bym jednak więcej do takiego domu nie poszedł i umawiał się z gospodarzami u siebie albo na mieście, a przyciśnięty przez nich, dlaczego ich nie odwiedzam, pozwoliłbym sobie na złośliwą uwagę, że nie zwykłem paradować w takich sytuacjach na bosaka lub w kapciach. Warto pamiętać, iż przestrzeganie zasad dobrego wychowania jest równoznaczne z okazywaniem szacunku innym, braniem pod uwagę ich potrzeb i uczuć. Za sprawą savoir-vivre'u komunikujemy ludziom wszystko.
Dziękuję za rozmowę.
Echo Katolickie 47/2016
opr. ab/ab