„W XXI w. będziemy tworzyli potężniejsze fikcje i bardziej totalitarne religie niż w jakiejkolwiek wcześniejszej epoce. Z pomocą biotechnologii oraz algorytmów komputerowych te religie będą nie tylko na bieżąco kontrolowały nasze istnienie, ale będą w stanie kształtować nasze ciała, mózgi i umysły oraz tworzyć całe wirtualne światy wraz z różnymi odmianami nieba i piekła” – pisał Yuval Noah Harari w „Homo deus”.
Wygrzebane w internecie: w tle ogromna maszyna – ładowarka Cat 994H. Jak wielka? Wyobraźmy sobie stojących obok siebie (luźno) 30 dorosłych mężczyzn. To jej długość. Wysokość 8-9 m. Spala ponad 6 tys. litrów paliwa podczas 12 godzin pracy, żeby „przewalić” 2,5 tys. ton ziemi celem wydobycia z niej rudy, z której jest wyprodukowany lit konieczny do zbudowania JEDNEJ baterii samochodu Tesla.
Auto będzie zeroemisyjne, czyli nie będzie produkować spalin. Huraaaaa! Radość ekologów nie ma końca! Aha... I jeszcze trochę statystyki: jak czytamy na stronie www.tridenstechnology.com, „w 2023 r. produkcja tegoż auta wzrosła o 35% i wyniosła blisko 1 mln 856 tys. pojazdów. Został przy okazji pobity rekord wszech czasów: wyprodukowano 479 tys. 700 sztuk Tesli w drugim kwartale 2023 r.!”. A to przecież niejedyny „elektryk” produkowany na świecie. Większość szanujących się marek ma w swoim motoryzacyjnym portfolio takowe auta. Mało? Idziemy dalej: wg raportu BloombergNEF w 2023 r. sprzedano na świecie 14 mln „elektryków” (wzrost o 35% w stosunku do roku 2022). Braaawooo! Zapewne w 2024 r. będzie jeszcze lepiej!
No to pomnóżmy: 6 tys. litrów diesla razy 14 mln aut. Wyszło mi 84 z dziewięcioma zerami. Tyle litrów paliwa zostało zużytych rocznie(!) gdzieś w krajach afrykańskich (kto by się tam nimi przejmował), abyśmy mogli z dumą obwieszczać światu, że troszczymy się o klimat!
A wam, drodzy Państwo, nie wolno będzie wjechać do Warszawy wychuchanym i zadbanym fiatem seicento albo skodą na gaz. Bo zatruwacie glob! Brrr...
„Bratnia” pomoc
Rzecz jasna baterie dość szybko tracą zdolność kumulacji energii i po kilku/kilkunastu latach się „kończą”. Trzeba je zutylizować. To ogromny koszt i zagrożenie dla środowiska naturalnego. Niemcy np. wpadli na genialny pomysł i naszemu „niezależnemu” rządowi koalicji 13 grudnia przedstawili propozycję nie do odrzucenia: kupicie je od nas. No i nasze „ministry” wymyśliły dopłaty w wysokości 40 tys. zł/szt. do elektrycznych siepów, z którymi Helmut z Hamburga lub Helga z Berlina nie za bardzo wiedzą, co zrobić. Wiadomo – auta w „superstanie” (wiadomo: Niemiec jeździł tylko do kościoła; jak sprzedawał, to płakał), niech się Polaczki cieszą i trochę lizną nowoczesnej Europy! Niech kaganek litowo-jonowych baterii zapłonie i pod nadwiślańską strzechą. Program dopłat do używanych elektryków ma wejść w życie jesienią 2024 r. Jak zapowiedziała w kwietniu br. minister funduszy i rozwoju regionalnego Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, będzie on finansowany z Krajowego Planu Odbudowy. Ma zastąpić podatek od posiadania samochodów spalinowych i jest warunkiem uruchomienia środków na elektromobilność z KPO.
Rozumiecie Państwo zagwozdkę? Przez lata toczyła się batalia o mityczną kasę z KPO, teraz nie pójdzie ona na budowę dróg czy autostrad, szkół, szpitali, ale na organizację wielkiego elektrośmietnika w Polsce. Analogicznie: jakiś czas temu ekipa rządząca prowadziła rozmowy nt. zakupu za 6 mld euro (też z KPO) używanych turbin wiatrowych z Niemiec. Nic to, że remont, później zaś utylizacja, to koszt setek milionów euro. Ważne, że kolejny medal zawiśnie na piersi herr Donalda Tuska.
Upgrade'owany dziadek Marks
W takim świecie żyjemy. Absurdów i zawieszania zasad logiki, brudnych interesów, tworzenia kondominiów i postępującego w szalonym tempie procesu utraty wolności. W świecie, gdzie już nie istnieje termin prawdy obiektywnej. 2+2=5. I co mi zrobisz??? – rzucają nam bezwstydnie w oczy ideolodzy Nowego Lepszego Świata.
Oto komunizm w czystej postaci. Ugrade'owany u schyłku XX i w pierwszej ćwierci XXI w. do tęczowej wersji, z jeszcze większą liczbą absurdów i umysłowych dewiacji, przebijających po wielokroć zdolności twórcze i wyobraźnię dziadków Marksa, Engelsa i Lenina pospołem.
Powyższe fakty to nie wakacyjny „kącik motoryzacyjny” w „Echu”, a jedna z niezliczonych odsłon rzeczywistości, w której już żyjemy, która w zastraszającym tempie zagarnia naszą codzienność. Nie dzieje się to gdzieś tam, hen daleko!, ale konkretnie TU i TERAZ. To realizacja zasad zielonego ładu sprawia m.in., że takie, a nie inne ceny widzicie Państwo na swoich rachunkach za energię elektryczną czy w witrynach sklepowych. Być może niedługo nie poznacie szkół, nie zrozumiecie swoich indoktrynowanych 24 godziny na dobę dzieci – one nasiąkają nowymi ideologiami jak gąbka. Są wobec nich bezbronne. Zabraknie przestrzeni dla Pana Boga: zniknie katecheza ze szkół, nawet zamilkną dzwony kościelne w miastach i wioskach. Bo przeszkadzają dłużej pospać (ściema) – a najbardziej dlatego, że budzą ciągle jeszcze sumienia i zdrowy rozsądek, przypominają o istnieniu niezmiennej (a nie sezonowej) prawdy. A tego żaden rasowy lewak nie dźwignie!
Zhakowany umysł
Niedawno na rynku wydawniczym ukazała się znakomita książka autorstwa Anny Wiejak pt. „Zhakować umysł, aby zniszczyć duszę”. Autorka, nawiązując do komunistycznego manifestu Altiero Spinellego i Ernesta Rossiego, znanego jak „Manifest z Ventotene” (1941 r.), jak też rewolucji 1968 r. (inspirowanej m.in. przez tzw. szkołę frankfurcką, która sprowadziła funkcjonowanie człowieka do sumy popędów, by jednocześnie zrekonstruować jego i świat, w którym żył) pisze we wstępie: „na fali rewolucji 1968 r. żwawym krokiem wszedł nowy komunizm, wprawdzie różniący się diametralnie od tego sowieckiego, ale uderzający w istotę człowieka ze zdecydowanie większym impetem i – o zgrozo! – w porę niezdiagnozowany. O ile bowiem gułagi zabijały ciało, to nowy komunizm celował w dusze”. W świecie dominacji postmodernizmu i postprawdy „łatwo oderwać człowieka od jego tożsamości i wsadzić do złotej klatki, której pięknie rzeźbione pręty nazywane «wolnością», «tolerancją», «inkluzywnością», «włączaniem» i «miłością» bardzo szybko zaczną uwierać, jako że z żadnym z tych pojęć rozumianych w klasycznym ujęciu nie mają żadnego związku” – pisze dalej A. Wiejak. „To zresztą był jeden z celów nowej rewolucji, a zarazem jej skutecznych nośników – nadać słowom nowe znaczenie, aby piękno rzucanych haseł skutecznie przysłoniło mroczną zawartość. Sztuczka stara jak świat”.
Kłamstwo ma zatem maskować prawdę. A motywacją ma być strach. Po prostu.
Wyznawcom Marksa nie udało się to w XX w. Nie mieli odpowiednich narzędzi, aby skutecznie zrealizować i zglobalizować promowane przez siebie idee. W Polsce mówiło się, że komuniści przypominali buraka, który na zewnątrz był czerwony, w środku biały. Dziś to się zmieniło. Współczesny neokomunizm przemienia człowieka w sposób totalny – jego ciało i duszę. Zawiesza prawa logiki. Jego zwolennicy już nie kryją się ze swoimi zamiarami, mając w totalnej pogardzie prawo i zasady – przykład: Komisja Europejska nie przejmuje się zapisami konstytucyjnymi państw członkowskich, notorycznie je naruszając.
Liczy się rewolucja
Rewolucja, jakimkolwiek mianem nie byłaby nazywana! Spinellemu (jego doktryna dziś jest realizowana z detalami przez UE) bardzo zależało, by Manifest stał się podłożem dla nowej religii.
Yuval Noah Harari – izraelski historyk, profesor na Hebrew University w Jerozolimie, obecnie uważany za jednego z najważniejszych filozofów współczesnych, pisał w swojej książce „Homo deus”: „W XXI w. będziemy tworzyli potężniejsze fikcje i bardziej totalitarne religie niż w jakiejkolwiek wcześniejszej epoce. Z pomocą biotechnologii oraz algorytmów komputerowych te religie będą nie tylko na bieżąco kontrolowały nasze istnienie, ale będą w stanie kształtować nasze ciała, mózgi i umysły oraz tworzyć całe wirtualne światy wraz z różnymi odmianami nieba i piekła. Odróżnianie fikcji od rzeczywistości będzie zatem coraz trudniejsze, ale i bardziej niezbędne niż kiedykolwiek wcześniej” (Wydawnictwo Literackie).
Tylko Kościół jest w stanie sprostać temu zadaniu. Nie dziwcie się więc Państwo, że jesteśmy tak atakowani.
A to dopiero początek.
Źródło: Echo Katolickie 36/2024