Małe i wielkie kłamstwo

Autorytety "medialne" to niekoniecznie prawdziwe autorytety. Ich władza nad naszymi umysłami często oparta jest na mniejszych i większych kłamstwach

Małe i wielkie kłamstwo

Najpierw podziękowania. „Gość Niedzielny” nieprzerwanie od pięciu lat jest najchętniej czytanym tygodnikiem opinii w Polsce. Szanownym Czytelnikom bardzo dziękuję za  wierność. O kolejne miejsce ciągle toczyła się walka, niezmiennie pierwsza była tylko pozycja „Gościa”. Ogromna to satysfakcja dla całego zespołu. Po szczegóły odsyłam na ostatnią stronę GN.

Trochę to niezręczne, ale muszę wspomnieć o małym kłamstewku. Otóż Tomasz Lis, redaktor naczelny „Newsweeka”, z przytupem ogłosił, że to właśnie tygodnik przez niego prowadzony jest liderem sprzedaży. A nie jest. Z jakiegoś, chyba tylko sobie wiadomego, powodu redaktor Lis lubi zachowywać się jak dziecko. Zamyka oczy i woła: mamo, ciemno, boję się. Udaje, że nie widzi „Gościa” i woła: jestem liderem. Kto mu zabroni bawić się jak dziecko...

Od małego kłamstewka przejdźmy do dużego kłamstwa. Od razu wyznam — żal mi Lecha Wałęsy. Żal mi, gdy widzę, jak na oczach milionów ludzi miota się pod ciężarem swojej przeszłości. Dziś już nie da się zaprzeczyć temu, że były prezydent współpracował z komunistyczną bezpieką. No, chyba że ktoś zamknie oczy i zacznie wołać: ciemność, widzę ciemność. Taka jest smutna prawda. Smutna dla Wałęsy i smutna dla Polski. Bez uwikłania Wałęsy w komunistyczne sidła Polska rozwijałaby się zapewne lepiej. W tym miejscu chciałbym przywołać nasz wielkopostny cykl poświęcony pięciu warunkom dobrej spowiedzi świętej. Żaden grzech nie jest popełniany tylko na własny rachunek. Niszczy grzesznika i wszystkich wokół. Jeżeli nie jest w porę uświadomiony i wyznany, ciągle daje o sobie znać. Lech Wałęsa podpisał zgodę na współpracę z SB w grudniu 1970 roku. Od tego czasu minęło — aż trudno uwierzyć — prawie pół wieku, a sprawa ciągle żyje, nie umarła. I jest zapewne przyczyną wielkiego utrapienia dla niego i dla jego najbliższych. Pomijam w tym momencie niezwykle ważny kontekst państwowy. A wystarczyło publicznie przyznać się do popełnionych grzechów. Fatalną rolę w całym dramacie odegrali fałszywi przyjaciele byłego prezydenta. Utwierdzali go w przekonaniu, że dobrze robi, zaprzeczając wszystkiemu, że nic się nie stało. Dzisiaj mówią — myśmy o wszystkim wiedzieli, odnalezione akta nie są dla nas zaskoczeniem. A przecież jeszcze parę tygodni temu szli w zaparte.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama