Akt poświęcenia jest zbyt ważny, by zaistniał tylko w świadomości biskupów i niektórych katolików
Akt poświęcenia jest zbyt ważny, by zaistniał tylko w świadomości biskupów i niektórych katolików.
6 czerwca polscy biskupi w sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej na Krzeptówkach odnowią Akt Poświęcenia Kościoła w Polsce Niepokalanemu Sercu Maryi. Wydarzenie to nie powinno przejść niezauważone. A tak może się stać, bo 6 czerwca to zwykły wtorek, kiedy większość ludzi jest w pracy czy w szkole. Akt poświęcenia jest zbyt ważny, by zaistniał tylko w świadomości biskupów i niektórych katolików. Na szczęście zostanie on ponowiony 8 września, w święto Narodzenia Matki Bożej, we wszystkich polskich parafiach. To sporo czasu, by przygotować wiernych. W uroczystym akcie zawierzenia narodu polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi, które odbyło się 8 września 1946 r. na Jasnej Górze, uczestniczyło milion osób (więcej na ss. 24–26). Powie ktoś, że tamte czasy były trudniejsze, więc i mobilizacja ludzi większa. Właśnie skończyła się straszna wojna, a Polska już wpadała w łapy kolejnego agresora. Dzisiaj za wschodnią granicą też toczy się wojna, ale odważę się napisać, że to nie ona jest największym problemem współczesności. Jest nim coraz powszechniejsze odrzucanie Boga, spychanie Go na zupełny margines. Ma to odbicie w życiu prywatnym, ale przekłada się też na sferę publiczną. Ostatnio zauważyła to nawet kanclerz Niemiec Angela Merkel. Nie jest ona jakimś specjalnym autorytetem w sprawach religijnych, ale jej ukłon w stronę religii, zresztą nie pierwszy, warto odnotować. Przy okazji rozpoczęcia Dni Kościoła Ewangelickiego w Berlinie powiedziała, że zdaniem jej partii – CDU – religia należy do życia publicznego i nie powinna być ograniczana do sfery prywatnej. Kościoły wręcz powinny mieszać się do spraw publicznych. Jak na standardy nowoczesnej Europy to wręcz rewolucyjna opinia. Co prawda do słów szefowej niemieckiego rządu należy podchodzić z pewnym dystansem, bo potrafi powiedzieć jedno, by następnie zmienić zdanie, niemniej tego rodzaju słowa są chyba świadectwem przekonania, że bez Boga nie uda się sensownie poukładać świata.
Drugim tematem, na który chciałbym zwrócić uwagę, są emigranci. W burzliwej dyskusji, jaka toczy się wokół tej sprawy, poruszamy się na poziomie ogólników, które tylko zaciemniają obraz. Mało kto przypomina podstawowe fakty. Jak chociażby ten, że każde państwo ma prawo i obowiązek chronić swoje granice. Albo ten, że zgodnie z międzynarodowym prawem rozbitek wyłowiony na morzu powinien być ewakuowany do najbliższego lądu. Tekst Jakuba Jałowiczora (ss. 16–19) trochę wypełnia tę lukę. Dowiadujemy się między innymi tego – co było dla mnie sporym odkryciem – że w zeszłym roku polskie władze podjęły kroki zmierzające do przyjęcia 35 osób z włoskich i 65 z greckich obozów dla uchodźców. Jak pisze autor, „miały to być rodziny, najlepiej chrześcijańskie, żeby były w stanie zintegrować się z naszym społeczeństwem”. Władze greckie zgodziły się na spotkanie oficerów Straży Granicznej z osobami wytypowanymi do relokacji. Okazało się, że imigranci mają fałszywe paszporty. Z kolei służby włoskie – jak podało biuro prasowe MSWiA – uniemożliwiły stronie polskiej przeprowadzenie bezpośrednich, indywidualnych rozmów z kandydatami do zamieszkania w Polsce.
Jest to słowo wstępne redaktora naczelnego "Gościa Niedzielnego" ks. Marka Gancarczyka do nr 22/2017
opr. ac/ac