Dzieło Patryka Vegi, jak to zwykle u niego, jest brutalne, wulgarne, z przerysowanymi postaciami i artystycznie nie najlepsze. Ale to obraz bardzo ważny. Bo bez znieczulenia pokazuje, na czym polega aborcja
Dzieło Patryka Vegi, jak to zwykle u niego, jest brutalne, wulgarne, z przerysowanymi postaciami i artystycznie nie najlepsze. Ale to obraz bardzo ważny. Bo bez znieczulenia pokazuje, na czym polega aborcja
Na filmie „Botoks” nie byłem i zapewne na niego nie pójdę. Opieram się na opinii Andrzeja Grajewskiego, który pisze o nim na ss. 66–67. Dzieło Patryka Vegi, jak to zwykle u niego, jest brutalne, wulgarne, z przerysowanymi postaciami i artystycznie nie najlepsze. Ale to obraz bardzo ważny. Bo bez znieczulenia pokazuje, na czym polega aborcja. Do tej pory chyba nikt w tak jednoznaczny sposób tego nie zrobił. Na film poszło już ponad milion osób, w większości zapewne młodych, a to nie koniec dobrych dla reżysera statystyk. Muszę przyznać, że zanim redakcyjny kolega nie wskazał mi głównego przesłania filmu, który ma zdecydowanie prolajferski wydźwięk, nie rozumiałem, skąd bierze się niechęć wielu lewicowych komentatorów do tego dzieła. Co rusz w sieci natrafiałem na zaskakujące informacje, że podobno wielu aktorów odmówiło udziału w produkcji. Że film jest słaby i najlepiej pominąć go milczeniem.
W najbardziej znamienny sposób skomentowała „Botoks” Karolina Korwin-Piotrowska. W stanie krańcowego wzburzenia poucza aktorów, którzy zagrali w filmie, że powinni odciąć się od treści dzieła. Niech złożą stosowną samokrytykę. Aż przecierałem oczy ze zdumienia. Ileż to razy słyszałem, że aktor jest człowiekiem do wynajęcia i wcale nie musi się identyfikować z rolą czy wymową całego dzieła. Czy Korwin-Piotrowska zażądała od artystów występujących w „Klątwie”, by odcięli się od wymowy przedstawienia? Nie zauważyłem, ale już udział w „Botoksie”, wyraźnie prolajferskim dziele, jest jej zdaniem grzechem ciężkim i bez publicznej spowiedzi się nie obejdzie. Pisze do artystów tak: „Nie dodawajcie, błagam, do robienia medialnej kariery i zarabiania pieniędzy – czy to w filmie wybitnym, czy robionym z poziomu toi-toia – ideologii. Nie opowiadajcie banałów o człowieczeństwie albo o tym, że jesteście do wynajęcia i że aktor musi grać”. Po raz kolejny okazało się, że powszechnie głoszona zasada wolności artystycznej ma jednak granice. Artysta może wszystko, pod warunkiem, że będzie pro choice. Nikt by się nie czepiał aktorów, którzy wystąpili w „Botoksie”, gdyby wymowa dzieła była inna. Przewiduję, że niektórzy artyści ulegną presji i złożą samokrytykę. Zastanawiam się tylko nad rodzajem pokuty, jaka zostanie im nałożona. Może będzie to aktywny udział w kolejnych czarnych marszach, gdyby takie miały się odbyć.
A teraz jeszcze parę zdań o ludziach godnych wielkiej pochwały. Po miesiącach dyskusji rząd wreszcie zdecydował, że od przyszłego roku sklepy wielkopowierzchniowe będą zamykane w co drugą niedzielę. Regulacja, jeżeli ostatecznie wejdzie w życie, nie będzie oczywiście dotyczyć małych sklepów. Te będą mogły funkcjonować bez przeszkód prawnych na dotychczasowych zasadach. Nie jest tajemnicą, że nie wszyscy handlowcy ulegają pokusie zarabiania w niedzielę. W tekście Agaty Puścikowskiej pokazujemy kilku handlowców, którzy od lat stosują się do zasady „W dni święte zamknięte”. Żałuję, że ze zrozumiałych względów nie możemy napisać o wszystkich. Sam znam takich, którzy w niedziele nigdy nie otwierają swojego sklepu. Jedno mogę zrobić – zachęcić do robienia zakupów w takich miejscach.
KS. MAREK GANCARCZYK - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"
opr. ac/ac