Dając jałmużnę nieraz zastanawiamy się, co z nią zrobi osoba prosząca o wsparcie. Tymczasem ten dylemat rozwiązał już św. Jan Chryzostom ponad tysiąc pięćset lat temu
Ten dylemat przeżywał zapewne każdy z dorosłych chrześcijan przynajmniej raz w życiu: dać jałmużnę czy jej niedać komuś, kto o nią prosi? Dylemat, bo i wątpliwości, że potrzeby proszącego są autentyczne, mogą się często przytrafiać, zwłaszcza gdy ten pachnie na przykład alkoholem.
Tak, odpowiedzialność za drugiego człowieka wymaga ogromnej roztropności, choć z reguły lepiej się pomylić, czyniąc dobro, niż tracąc okazję do jego uczynienia. Ciekawie napisał o tym wiele lat temu święty Jan Chryzostom, którego papież Franciszek zacytował w swoim oficjalnym orędziu na tegoroczny Dzień Ubogich. Tenże święty, żyjący ponad półtora tysiąca lat temu, jakby przewidział wszystkie nasze wątpliwości co do dawania niektórym proszącym jałmużny i napisał tak (cytuję za papieskim orędziem): „Ci, którzy są hojni, nie mogą domagać się od biedaka rozliczenia z jego postępowania, a jedynie powinni poprawić jego sytuację oraz zaspokoić potrzebę. Biedni mają tylko jedną obronę: swoje ubóstwo i stan potrzeby, w jakim się znajdują. Nie pytaj go o nic innego; ale nawet gdyby był najbardziej złym człowiekiem na świecie, jeśli brakuje mu niezbędnego pożywienia, uwolnijmy go od głodu. (...) Miłosierny człowiek jest portem dla potrzebujących: port przyjmuje i uwalnia od niebezpieczeństwa wszystkich rozbitków; bez względu na to, czy są to źli ludzie, czy dobrzy, czy jacykolwiek inni, którzy są w niebezpieczeństwie, port chroni ich w swojej zatoce. Dlatego też wy również, kiedy zobaczycie człowieka na ziemi, który znajduje się w ubóstwie jak rozbitek na morzu, nie osądzajcie, nie proście o rachunek z jego postępowania, ale uwolnijcie go od nieszczęścia (Mowa o ubogim Łazarzu, II, 5)”.
Bieda nie jest wymysłem współczesności. Ani obojętność na nią. Jeśli jednak uważamy się za „społeczeństwo wysokorozwinięte”, ba — w większości za wierzących w Ewangelię, czy nie powinniśmy przemyśleć, na ile nasze zaangażowanie w pomoc ubogim jest wystarczające?
W ogłoszonym w ubiegłym miesiącu raporcie Polskiego Komitetu Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu stwierdzono, że zasięg ubóstwa skrajnego w Polsce zwiększył się z 4,2 do 5,2 proc., a liczba Polaków żyjących w skrajnym ubóstwie zwiększyła się o około 378 tys. — z 1,6 mln w 2019 r. do 2 mln w 2020 r. Zdaniem minister rodziny Marleny Maląg jest to przejściowa sytuacja, związana z pandemią oraz okresem zamrożenia gospodarki. Pojawiają się jednak głosy, że niekoniecznie będzie ona przejściowa. Nie wdając się w polemikę z panią minister, zgodnie z tym, co — jak wspomniałem — ma miejsce na ziemi od początku istnienia ludzi, powtórzę za Franciszkiem: ubogich zawsze mieć będziemy wśród nas. Co ciekawe — ten właśnie tytuł orędzia przywołuje scenę dość zafałszowanej i pozornej troski o ubogich. Czy to nie Judasz zgorszył się rozbiciem flakonu z drogim olejkiem? I czy nie dlatego tak zareagował, że był złodziejem? W trosce o potrzebujących nie chodzi o to, byśmy sami poczuli się lepsi i bardziej wartościowi; raczej o to, by ulżyć drugiemu człowiekowi, w jakiejkolwiek potrzebie się znajdzie.
opr. mg/mg