Promować czy leczyć?

Ten, kto miał jeszcze wątpliwości w odniesieniu do celu homoseksualnych marszów, powinien już się ich wyzbyć

"Idziemy" nr 30/2010

ks. Henryk Zieliński

Promować czy leczyć?

Stwierdzenie, że mamy to już za sobą, jest chyba zanadto optymistyczne w odniesieniu do parady homoseksualistów, jaka w ubiegłą sobotę odbyła się w Warszawie. Nawet jeśli jej uczestników było dziesięciokrotnie mniej, niż to się marzyło organizatorom, którzy, mówiąc o sukcesie, zwyczajnie nadrabiają minami. Bo problem z manifestowaniem odmienności seksualnej a zarazem moralnej, i czynieniu z tego powodu do dumy, dopiero się w Polsce nasila.

Ten, kto miał jeszcze wątpliwości w odniesieniu do celu homoseksualnych marszów, powinien już się ich wyzbyć. To nie są manifestacje ludzi społecznie pokrzywdzonych, upominających się o swoją godność i prawa. Zupełnie inaczej wygląda przecież marsz pielęgniarek żebrzących o podwyżki głodowych pensji czy manifestacja stoczniowców w obronie miejsc pracy. Sobotnia parada, jeśli już mogła coś przypominać, to raczej pochody pierwszomajowe, w których ta „lepsza”, bo ideologicznie uświadomiona i zadowolona z siebie część narodu, pląsała między Domami Towarowymi Centrum i Pałacem Kultury. Do dawnych manifestacji nawiązywała nawet obecność polityków lewicy i zakończenie imprezy na pl. Konstytucji! Tej stalinowskiej z 1952 r.

Slogany o tolerancji w ustach aktywistów środowisk gejowskich są jedynie przykrywką dla ich rzeczywistych intencji. Bo od kiedy to ktoś, kto pragnie tolerancji, dopuszcza się prowokacji i agresji wobec większości? A tych było sporo, zarówno przed paradą, jak i w jej trakcie. Prócz tego w wypowiedziach działaczy wzburzonych brakiem dofinansowania ich imprezy z kasy miasta wciąż pojawiała się nuta wyższości: podkreślanie ich wykształcenia, wysokiego statusu społecznego i ekonomicznego. Choć nie wiem czy to powód do dumy, że odsetek aktywistów gejowskich jest nieporównanie większy wśród różnej maści zblazowanych artystów niż wśród rolników czy górników. Ale odnoszenie się z wyższością do całej reszty stało się znakiem rozpoznawczym homoseksualnej mniejszości w każdym środowisku.

Poczucie wyższości wśród homoseksualistów bierze się z ewidentnego promowania ich w wielu środowiskach, z przekonania o przynależności do społecznej awangardy i z nasilania się ideologii gender. To ona lansuje homoseksualistów jako ludzi bardziej wolnych w przeżywaniu swojej seksualności niż ci, których płciowość prowadzi to tworzenia trwałych i płodnych związków. Bo wierność i płodność ogranicza człowieka w swawolnym korzystaniu z seksu z kimkolwiek i jakkolwiek. Stąd homoseksualna międzynarodówka niesie żagiew seksualnej rewolucji pod strzechy! Nawet jeśli tam nikt na nią nie czeka.

Wobec tych, którzy swoją skłonność do osób tej samej płci uważają za kłopotliwą, jak i tych, którzy oferują pomoc w wychodzeniu z homoseksualizmu stosowane są – w wielu już krajach – represje. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) – ta sama, która rozpętała panikę przed świńską grypą, nabijając kasę producentom wątpliwych szczepionek – stwierdziła, że homoseksualizm nie jest zaburzeniem i nie można z niego leczyć. Dlatego władze hiszpańskiej Katalonii wysłały przed wakacjami inspekcję, aby sprawdzić czy tamtejsza poliklinika Tibidabo nie oferuje leczenia z homoseksualizmu. Jeśli tak, klinice grozi wysoka grzywna, choć pacjentów nie bierze z łapanki. Co innego, gdyby usuwała zmarszczki czy dokonywała zmiany płci. To wolno. Ale leczenie z homoseksualizmu nie tylko kwestionuje werdykt WHO, lecz jeszcze zadaje kłam ideologii gejowskiej. Bo jeśli z homoseksualizmu można kogoś wyleczyć, to uczestnikom parady – zamiast przewracać świat według ich zachcianek – trzeba by zaproponować leczenie.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama