W czasach, kiedy we wszystkim odwołujemy się do zdania ekspertów, dlaczego mieliby być pozbawieni prawa głosu ci, którzy bronią religii?
"Idziemy" nr 1/2012
Na zaproszenie prezydenta kilkunastu młodych księży uczestniczyło w kolacji wydanej dla nich w Pałacu Prezydenckim w przededniu Wigilii Bożego Narodzenia. Spotkanie zamiast zaplanowanych trzech kwadransów trwało ponad dwie godziny.
Mimo świątecznego nastroju zarówno gospodarz, jak i zaproszeni goście nie unikali spraw najważniejszych, jak wychowanie młodzieży i otwieranie przed nią szans na przyszłość, szacunek dla chrześcijaństwa w przestrzeni publicznej oraz zaangażowanie państwa w obronę praw chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Na koniec prezydent zaapelował do kapłanów, aby częściej i odważniej zabierali głos w sprawach publicznych. – Nie schodźcie do katakumb! Mówcie do całego społeczeństwa, a nie tylko do swoich wiernych, to wszystko, co macie do powiedzenia. W czasach, kiedy we wszystkim odwołujemy się do zdania ekspertów, dlaczego mieliby być pozbawieni prawa głosu ci, którzy bronią religii? – mówił prezydent.
Zdumionym spieszę wyjaśnić, że nie chodzi tu bynajmniej o Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, ale o prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego. A spotkanie odbyło się 22 grudnia w Pałacu Elizejskim. Wszystko to w laickiej ponoć Francji. Obszerną i pozbawioną jakichkolwiek antyklerykalnych kąśliwości relację z tego spotkania dał francuski dziennik „Le Figaro”, wytykając jedynie Sarkozy’emu, że kilka razy zawiódł już oczekiwania katolickiego elektoratu.
Stosunek Sarkozy’ego do Kościoła jest o niebo lepszy niż to bywało za jego poprzedników. To on wypracował przecież pojęcie „świeckości pozytywnej”, w której wprost mówi się o roli Kościoła w kulturze narodowej i w życiu społecznym. Stąd państwo i samorządy, chociaż konstytucyjnie laickie, nadal w całości pokrywają koszt utrzymania wszystkich zabytkowych świątyń, włącznie z ich sprzątaniem i wymianą żarówek! Państwo wypłaca pensje nie tylko kapelanom szpitalnym, więziennym i wojskowym, ale również nauczycielom katolickich szkół i uczelni, gwarantuje odliczenie darowizn na cele kościelne od podatku, a stowarzyszeniom katolickim otwiera dostęp do państwowych dotacji. Pozytywny stosunek prezydenta Sarkozy’ego do Kościoła wynika zapewne nie tyle z jego osobistych przekonań, bo trudno go uznać za wzór katolika, ale z poczucia realizmu. Katolicy we Francji, po latach wypychania ich z życia publicznego, nauczyli się bowiem występować w sposób zorganizowany w sprawach, które ich dotyczą, i dlatego trzeba się z nimi liczyć.
Dlaczego u nas coś takiego byłby dzisiaj nie do pomyślenia? Dlaczego nasi politycy pozwalają sobie na szczucie ludzi przeciwko duchowieństwu, a tzw. główny nurt mediów szarga to, co dla nas święte? Czy nie dlatego, że daliśmy się podzielić, zawstydzić i zmusić do milczenia o swojej wierze jako o czymś rzekomo bardziej intymnym niż seks? Ale pojawiają się iskry nadziei. Jedną z wielu dał program emitowany w Boże Narodzenie w telewizji Trwam, w którym poparcie dla Radia Maryja i innych związanych z nim mediów deklarowali ludzie, z których wielu nigdy bym o to nie posądzał, z Tomaszem Terlikowskim i Maciejem Orłosiem na czele. Także wokół tygodnika „Idziemy” gromadzi się ostatnio coraz więcej porządnych ludzi z różnych mediów. Takich inicjatyw jest coraz więcej! Wobec ofensywy laicyzmu i antyklerykalizmu zapominamy o tym, co nas dzieli i dostrzegamy potrzebę katolickiej solidarności. Dlatego z nadzieją wchodzimy w nowy rok. Przykład Francji pokazuje, że nowoczesność nie musi być antychrześcijańska.
opr. aś/aś