Przegłosowana przez większość sejmową ustawa dopuszcza tworzenie zarodków nadliczbowych, ich selekcję, mrożenie i niszczenie, co urąga ich ludzkiej godności
Z dziecka poczętego in vitro posłowie większości sejmowej uczynili narzędzie zaspokojenia pustki ludzi życiowo niespełnionych
Szkoda, że większość posłów PO i ich sprzymierzeńców nie czyta nawet „Gazety Wyborczej”. A jeśli czytają, to chyba bez zrozumienia. Bo o wczytywaniu się w Evangelium vitae Jana Pawła II czy Christifideles laici wśród prominentnych polityków tej lansującej się jako chadecka partii możemy chyba zapomnieć. Podobnie zresztą jak o wczytaniu się w najnowszą encyklikę papieża Franciszka Laudato si’. Szerzej do tej sprawy odnosi się w tym numerze abp Marek Jędraszewski.
Ale nawet uważna lektura „Wyborczej” mogłaby człowiekowi dobrej woli wystarczyć, aby zrozumiał, dlaczego dopuszczenie do zapłodnienia in vitro osób homoseksualnych jest krzywdą dla zrodzonych i wychowanych w takich związkach dzieci. A w dalszej konsekwencji także dla całego społeczeństwa. Mimochodem potwierdza to światowej sławy psycholog prof. Philip Zimbardo w rozmowie z Martyną Harland („Gazeta Wyborcza”, 13-14 czerwca 2015). Twierdzi on, że w większości czarnych rodzin w USA od pokoleń brakuje ojca w rodzinie. Skutkuje to tym, że szczególnie wielu czarnoskórych chłopców ma problemy ze swoją osobowością: „nie radzi sobie w szkołach, nie może znaleźć pracy i trafia do więzień”. Na pytanie o przyszłość ludzkości pozbawionej obecności ojców profesor odpowiada wprost: „Oby nie było nią sztuczne zapłodnienie”.
Dlaczego więc aktualna jeszcze większość sejmowa przegłosowała ustawę, która dopuszcza stosowanie i zapewnia finansowanie zabiegów in vitro u wszystkich par, nie tylko heteroseksualnych? Ma wystarczyć jedynie wspólne oświadczenie dwóch osób o pozostawaniu we wzajemnym pożyciu od co najmniej roku? Drugim warunkiem jest poddawanie się przez rok bez efektów innym formom leczenia bezpłodności albo autorytatywne uznanie na podstawie aktualnej wiedzy medycznej, że w przypadku konkretnej pary naturalne poczęcie dziecka jest niemożliwe. W odniesieniu do pary homoseksualnej takie orzeczenie jest przecież oczywiste. Dlaczego więc posłowie otwierają tak niebezpieczną furtkę, pozwalającą obchodzić nie tylko spór o tzw. związki partnerskie osób homoseksualnych, ale i kwestię wychowania przez nie dzieci? Dlaczego skazują dzieci wychowane w takich związkach na psychiczne kalectwo? Dlaczego wreszcie pozostają głusi na apele, aby dzieciom poczętym z in vitro zapewnić przynajmniej szansę wychowania w pełnej i stabilnej rodzinie, opartej na sakramentalnym lub chociaż cywilnoprawnym związku małżeńskim?
Z dziecka poczętego in vitro uczynili narzędzie zaspokojenia pustki ludzi życiowo niespełnionych. Znieśli bowiem nawet te ograniczenia wiekowe, które nakładał wprowadzony jeszcze przez ministra Arłukowicza rządowy program in vitro. W myśl zapisów nowej ustawy możliwe będzie poddawanie się sztucznemu zapłodnieniu nawet prawie siedemdziesięcioletnich kobiet, jak to już bywało w Rumunii czy Hiszpanii. Dzieciom poczętym in vitro większość sejmowa odebrała prawo do poznania swoich biologicznych rodziców, co jest sprzeczne z podstawowym prawem człowieka. Będą one mogły co najwyżej poznać datę urodzenia i uwarunkowania genetyczne dawców komórek, z których spreparowano ich zarodek.
Przegłosowana przez większość sejmową ustawa dopuszcza tworzenie zarodków nadliczbowych, ich selekcję, mrożenie i niszczenie, co urąga ich ludzkiej godności. Umożliwia klonowanie człowieka, jeśli tylko jego kod genetyczny będzie w nie więcej niż 99,9 proc. zgodny z kodem innego organizmu ludzkiego. Przewiduje możliwość poczęcia dziecka po śmierci dawcy komórek, a jednocześnie daje dawcom możliwość wycofania zgody na wykorzystanie do implantacji zarodków ludzkich już poczętych z ich komórek. Długiej listy zastrzeżeń do ustawy, nazwanej wbrew jej treści „ustawą o leczeniu niepłodności”, dopełnia całkowite milczenie o naprotechnologii jako bardziej skutecznej, tańszej, naukowej i aprobowanej przez Kościół metodzie faktycznego leczenia niepłodności. Pominięcie tej metody może wskazywać, że bardziej niż o dobro bezdzietnych małżeństw rządzącej jeszcze koalicji chodzi o wzniecanie w Polsce przedwyborczych konfliktów. Chodzi głównie o konfrontację z Kościołem.
Katolik, który głosował za przyjęciem tej ustawy, z pewnością powinien się z tego spowiadać. Czy właśnie nie utracił „dyspozycji do przyjmowania Komunii Świętej”, przed czym ostrzegało Prezydium Episkopatu Polski? O tym rozstrzygnie spowiednik.
"Idziemy" nr 27/2015
opr. ac/ac