Przed nami trudne Święta. Nie dlatego, że zaczynają się w niedzielę, nie dając wiele czasu na odpoczynek i napawanie się ich treścią. Ale ze względu na atmosferę, która zrobiła się w Polsce wyjątkowo napięta akurat tuż przed Bożym Narodzeniem
Przed nami trudne Święta. Nie dlatego, że zaczynają się w niedzielę, nie dając wiele czasu na odpoczynek i napawanie się ich treścią. Ale ze względu na atmosferę, która zrobiła się w Polsce wyjątkowo napięta akurat tuż przed Bożym Narodzeniem.
Słuchając wypowiedzi oraz zapowiedzi niektórych przywódców antyrządowych protestów, można nawet odnieść wrażenie, że termin ten został wybrany nieprzypadkowo. Bez ogródek mówią przecież o planowanych akcjach w samo Boże Narodzenie.
Swoboda pracy mediów w parlamencie była dla opozycji tylko pretekstem do wywołania awantury. Pretekstem jakże wygodnym. Zawsze to przecież korzystniej uchodzić za obrońców wolności, niżeli za rzeczników przywilejów dawnych funkcjonariuszy UB, SB i im podobnych. Wobec zakończenia kadencji prof. Andrzeja Rzeplińskiego na stanowisku prezesa Trybunału Konstytucyjnego wszystko pozwalało sądzić, że spor o Trybunał i o konstytucję zacznie wygasać. Opozycję „wybawił” jednak z kłopotu marszałek sejmu Marek Kuchciński. Zaczęło się od sprawy Pawła Dąbrowskiego, fotoreportera „Super Expressu”, który sfotografował posłankę Lidię Gadek (PO), siedzącą w poprzek swojego fotela na sali obrad parlamentu z bosą stopą. Biuro Prasowe Sejmu odebrało za to dziennikarzowi akredytację, a marszałek Kuchciński rozpoczął prace nad ograniczeniem dostępu dziennikarzy do sejmu. Ograniczenia, które miały obowiązywać od 1 stycznia, okazały się na tyle drastyczne, że wywołały protesty także prawicowych redakcji, na co dzień przychylnych wobec PiS.
Nowy pretekst trafił się zatem opozycji jak ślepej kurze ziarno. Nie należało się łudzić, że tego nie wykorzysta. Kiedy mało znany poseł Michał Szczerba (PO) wszedł na sejmową mównicę z kartką „Wolne media w sejmie”, okazało się, że podobne kartki mają przygotowane także inni posłowie PO i Nowoczesnej. W terenie, mimo późnej pory, na sygnał do rozpoczęcia protestów z tego właśnie powodu czekały w pogotowiu szeregi podkomendnych Mateusza Kijowskiego, środowiska Krytyki Politycznej, „Gazety Wyborczej” i wiele innych. Nieświadomy misternie przygotowanej prowokacji marszałek Kuchciński z wdziękiem słonia w składzie porcelany wykluczył posła Szczerbę z dalszego posiedzenia. To uruchomiło lawinę. Mało kto chce teraz pamiętać, że prowokacja miała miejsce podczas obrad nie na temat mediów, tylko nad budżetem na rok 2017, w którym trzeba znaleźć środki na 500+, bezpieczeństwo narodowe i na sfinansowanie powrotu do wcześniejszych emerytur.
Przed sejmem nie brakowało pozorowania wypadków, jak choćby ten, którego żałosnym bohaterem stał się udający rannego Wojciech Diduszko, mąż związanej z Krytyką Polityczną Agaty Diduszko-Zyglewskiej. W zamyśle organizatorów zamieszek zdjęcia „rannych” miały wyemitować zachodnie media, przekonując o „polskim Majdanie” przeciwko dyktaturze PiS i mobilizując tamtejsze rządy do interwencji. Uśmiechnięte i zadowolone z siebie twarze uczestników protestów mówią same za siebie o prawdziwych intencjach. Trudno się przecież cieszyć z sytuacji, w której przed świętami znalazła się Polska.
Jesteśmy dzisiaj podzieleni i skłóceni wewnętrznie bardziej chyba niż kiedykolwiek przedtem. Powodem są cynizm i bezwzględność tych, którzy własne ambicje polityczne i interesy ekonomiczne stawiają ponad dobro narodu i państwa. Ale drugim powodem jest także brak wyczucia i wyobraźni po stronie tych, którzy chcą dobrze, ale zabierają się do tego nieudolnie. Prócz tego utrzymywanie, a nawet pogłębianie podziałów w społeczeństwie na dwa przeciwstawne obozy zdaje się być w interesie wszystkich przywódców partyjnych w Polsce. Pomaga im zwierać szeregi wokół wodza. Ale to krótkowzroczna i społecznie bardzo kosztowna metoda walki o władzę. Oby nie doprowadziła do tego, że niektórzy z nas, aby uniknąć politycznych awantur przy stole, nie spotkają się z krewnymi, żeby się z nimi połamać opłatkiem.
O czym jeszcze możemy bez ryzyka rozmawiać przy świątecznej choince? Może o Bogu, który stał się Człowiekiem i dla którego „nie ma rzeczy niemożliwych”? Możemy chyba jeszcze wspólnie zaśpiewać kolędę Franciszka Karpińskiego: „Bóg się rodzi, moc truchleje”. Tę samą, która po raz pierwszy zabrzmiała w białostockiej farze podczas pasterki w trudnym i pełnym nadziei dla Polski roku 1792 – między uchwaleniem Konstytucji 3 Maja a drugim rozbiorem. Szczerze wołajmy, porzucając prywatę i waśnie: „Podnieś rękę, Boże Dziecię, błogosław Ojczyznę miłą. W dobrych radach, w dobrym bycie wspieraj jej siłę swą siłą! ”. Amen.
"Idziemy" nr 52/2016
opr. ac/ac