Kler na Stryczku

Reżyser "Kleru" mówi wprost, że jest ateistą. Jak się okazuje, nawet ateistą wojującym.

Reżyser "Kleru" mówi wprost, że jest ateistą. Jak się okazuje, nawet ateistą wojującym.

Sprawa ks. Jacka Stryczka daje wiele do myślenia. Niezależnie od tego, co naprawdę działo się w prowadzonym przez niego Stowarzyszeniu Wiosna, które wsławiło wielu dobroczynnymi akcjami. Szlachetna Paczka jest tylko jedną z nich, chyba najbardziej znaną. Włączali się w nią „zwykli” ludzie, dziennikarze, aktorzy, sportowcy, a nawet para prezydencka Agata i Andrzej Dudowie.

Jednak nie tylko szeroka działalność charytatywna była znakiem rozpoznawczym ks. Stryczka. Znany był także z niekonwencjonalnych akcji duszpasterskich, jak choćby z dyżuru w przenośnym konfesjonale na placach miast. Można by rzec: idealny model posługi, o jaką apeluje papież Franciszek. Nawet w środowiskach z zasady niechętnych Kościołowi ks. Stryczek był akceptowany i nagradzany.

Nie mam wystarczająco pewnych informacji, aby bronić lub potępiać ks. Stryczka za to, co napisał o nim Onet. Wiem jednak z własnego doświadczenia, że być w jednej osobie szefem firmy, pracodawcą i księdzem – to jak łączyć ogień z wodą. Od księdza zwykle oczekuje się miłosierdzia przechodzącego w pobłażliwość czy wręcz ciapowatość. Ksiądz nie może podnieść głosu. Jako szef nie powinien stresować pracowników, a przy tym powinien sowicie wynagradzać. Jako katecheta czy profesor na katolickiej uczelni ma stawiać tylko najwyższe oceny. Nierzadko do instytucji kościelnych lgną ci, którzy bardziej szukają opieki, niż pracy. Sam wielokrotnie muszę przypominać, że posługa miłosierdzia świadczona jest w placówkach Caritas, a w redakcji, choć katolickiej, jest praca. Może to kogoś czasem zaboli? Ale bez tego nasz tygodnik dawno by upadł.

Dobrze by było, gdyby funkcję kierowania firmą przejął ktoś świecki. Tylko skąd wziąć człowieka z odpowiednimi kwalifikacjami na redaktora naczelnego tygodnika i dyrektora wydawnictwa w jednej osobie, który zechce pracować siedem dni w tygodniu za pensję znacznie niższą od wynagrodzenia dyplomowanego katechety? Być może podobne rozterki i frustracje towarzyszyły i ks. Stryczkowi. Dlatego próbowałem go zrozumieć – aż do momentu, kiedy zaprezentował nagranie, w którym wystąpił z reklamą filmu „Kler” na koszulce. Komu i jaki sygnał chciał dać tym strojem? Jego późniejsze wyjaśnienia w tej sprawie są nieprzekonujące. Wątpię, czy zbieżność daty publikacji artykułu o ks. Stryczku z pokazem „Kleru” w Gdyni to czysty przypadek.

Samego filmu nie mam już zamiaru recenzować. Napisano i powiedziano o nim już wiele. Warto jednak zasygnalizować kilka spraw, zanim ktoś wybierze się na ten film. Otóż jest on elementem szerszej akcji, która ma wymiar światowy. Rozpisana jest ona co najmniej do Wielkanocy. Równolegle z filmem Agora wypuszcza ośmiusetstronicową książkę Wojciecha Smarzowskiego i Piotra Głuchowskiego pod tym samym tytułem. Ma być rozszerzeniem tego, co zawarto w filmie. Głuchowski, związany z „Gazetą Wyborczą”, przyznaje, że jednym ze źródeł, z których korzystał, były dla niego publikacje antyklerykalnych „Faktów i Mitów” – tych samych, których redaktorem naczelnym był do niedawna Roman Kotliński, eksksiądz, już w seminarium zarejestrowany jako tajny współpracownik SB, były poseł Ruchu Palikota, aresztowany przed dwoma laty pod zarzutem podżegania do zabójstwa swojej żony. Publicystą tego tygodnika był, pod zmienionym nazwiskiem, kapitan SB Grzegorz Piotrowski, skazany za zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki. Może to wyjaśnia, dlaczego film uderza w kapelanów „Solidarności” i ośmiesza głoszone przez ks. Popiełuszkę wołanie: „Zło dobrem zwyciężaj”?

Ciekawym wątkiem jest również udział w filmie prof. Jana Hartmana. Rzadko się zdarza, żeby jakiś profesor grywał epizody w filmach, i to niezwiązane ze swoją profesją. Hartman, znany jako doradca Janusza Palikota, absolwent KUL, członek loży i były wiceprezes B'nai B'rith w Polsce, który przed paru laty zasłynął pochwałą kazirodztwa, zagrał jednego z parlamentarzystów instruowanych przez abp. Mordowicza. Nie wierzę, że zrobił to, żeby dorobić do pensji…

Dla zachowania właściwej perspektywy w spojrzeniu na film Smarzowskiego trzeba przypomnieć jeszcze jego deklaracje złożone w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. Reżyser mówi wprost, że jest ateistą. Jak się okazuje, nawet ateistą wojującym. Chciałby bowiem zerwania konkordatu, usunięcia religii ze szkół. A z zachwytu nad sytuacją katolicyzmu w Czechach wynika, że chciałby także pustych kościołów w Polsce. To trzeba wiedzieć, zanim się kupi bilet na „Kler”.

"Idziemy" nr 39/2018

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama