Transparentność czy ekshibicjonizm?

Księża nie mają ostatnio dobrej passy...

Księża nie cieszą się ostatnio dobrą passą.

Znany duszpasterz motocyklistów, celebryta i proboszcz w Tychach, ogłosił w Boże Ciało, że właśnie odprawił ostatnią Mszę Świętą i układa sobie życie u boku Justyny. Podziękował wiernym za spędzone nimi „piękne lata” i za wsparcie, które otrzymał już po podjęciu decyzji. Podobną wieścią o porzuceniu posługi kapłańskiej w tych dniach podzielił się z wiernymi także pewien ewangelizator i duszpasterz akademicki z Lublina.

Co łączy te przypadki? Oprócz zbieżności czasowej również to, że obaj duchowni postanowili swoje odejście nagłośnić. Nie pierwsze to takie porzucenia kapłaństwa z przytupem. Wcześniej głośno było o pewnym dominikaninie z Gdańska, który o swoim odejściu i o odnalezieniu miłości życia poinformował w ogłoszeniach parafialnych na koniec Eucharystii, którą celebrował. Nie wiem, jak się wtedy czuli wierni, którzy usłyszeli, że uczestniczyli we Mszy Świętej odprawianej przez księdza, którego serce było już przy kimś innym, a nie przy Chrystusie. Niektórzy z nich być może jeszcze tego dnia wyznawali przed nim swoje grzechy w sakramencie pokuty. Od razu śpieszę rozwiać wszelkie wątpliwości: sakramenty są ważne, choćby były przyjęte z rąk grzesznego kapłana.

Dodatkową okolicznością, która sprawia, że zajmuję się tymi akurat dwoma odejściami z kapłaństwa w ostatnich dniach, jest reakcja na nie części wiernych. Kiedy usłyszeli, że ich ksiądz porzuca kapłaństwo, rozległy się brawa. Czy może była w tym aprobata dla grzechu niewierności? Zwrócił na to uwagę w swoim oświadczeniu rzecznik kurii lubelskiej ks. Adam Jaszcz, porównując deklarację o odejściu z kapłaństwa z informacją o zdradzaniu żony. Czy i w tym przypadku gotowi jesteśmy nagradzać brawami za niewierność? – pyta ksiądz rzecznik.

Problem w tym, że również w przypadku zdrady żony niewierność bywa dzisiaj nagradzana brawami. I nie tylko brawami – jak w znanej piosence „Tokszoł” zespołu Pod Budą. Niewierność stała się cnotą, a wierność groźnym fundamentalizmem. Dotyczy to jednakowo małżeństwa, kapłaństwa i ślubów zakonnych. Wystarczy wywołać skandal seksualny, aby być rozpoznawalnym, a to już przekłada się na pieniądze i władzę. Celebryci przechwalają się publicznie swoimi zdradami i rozwodami. Autorytetami w mainstreamowych mediach są duchowni, którzy zerwali wiążące ich śluby albo przynajmniej dystansują się publicznie od dyscypliny kościelnej i od Ewangelii – tacy nowocześni i „otwarci”.

Mają rację ci, którzy za Bronisławem Wildsteinem mówią, że żyjemy w świecie odwróconych wartości, w świecie na opak. Nic nie dokonało się samo. Jest to etap drobiazgowo zaplanowanej strategii niszczenia wartości, które wynikają z naszej religii i na których zbudowana jest nasza cywilizacja. Na gruzach tego ma powstać kolejna utopia – nowy, wspaniały świat – jak z książki Aldousa Huxleya pod tym tytułem. Zwrotnicowymi tej inżynierii społecznej są George Soros z jego ideologią „społeczeństwa otwartego” oraz tzw. szkoła frankfurcka z jej neomarksizmem.

Zawsze zdarzało się w Kościele, że jacyś duchowni porzucali kapłaństwo. Zaczęło się od Ostatniej Wieczerzy. Zwykle robili to jednak po cichu, pod osłoną nocy. Bo czym się tu chwalić? Że coś mnie przerosło, że zawiodłem? Że mimo co najmniej dwudziestu pięciu lat życia, gdy przyjmowałem święcenia, byłem niedojrzały? Dzisiaj, zwłaszcza ci, którzy przyzwyczaili się żyć na świeczniku, nawet ze swojej niewierności robią jeszcze ostatni spektakl. Być może zrezygnowaliby z tego, gdyby wiedzieli, że takiego ekshibicjonizmu nie da się sprzedać jako transparentności i że spotka się to z powszechną dezaprobatą? Ale dzisiaj są już tacy wierni, którzy w kościele niewiernemu kapłanowi biją brawo. Być może dlatego, że znajdują w jego postawie usprawiedliwienie dla własnej niewierności?

Przed dziewięciu laty Benedykt XVI uprościł procedury przenoszenia księży do stanu świeckiego i zwalniania ich z celibatu. Nie chodziło przy tym o taryfę ulgową dla księży, tylko o to, żeby sami brali odpowiedzialność za swoje czyny i osobiście wywiązywali się z obowiązków ojcowskich wobec swoich dzieci – bez przerzucania skutków swoich czynów na parafie. Żeby nie prowadzili podwójnego życia i żeby była transparentność. Ale miedzy transparentnością i ekshibicjonizmem jest przepaść, której na imię zgorszenie. O tym też trzeba pamiętać.

"Idziemy" nr 27/2019

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama