• Idziemy

Właściwy kierunek: nie polityka, nie ekonomia, ale Ewangelia!

Nie najlepiej zaczyna się tegoroczny karnawał. Czy to powód, abyśmy – parafrazując słowa Dantego Alighieri – „porzucili wszelką nadzieję”?

Z pewnością nie, bo wówczas życie stałoby się piekłem. Ale to, co aktualnie przeżywamy, trzeba przyjąć jako wyzwanie, szczególnie dla nas wierzących w Chrystusa, abyśmy nie ulegali złudzeniom i szukali nadziei tam, gdzie można ją znaleźć.

Papież Franciszek nie bez powodu wezwał cały świat do modlitwy 26 stycznia o pokój dla Ukrainy. Nagromadzenie wojsk rosyjskich na granicy z tym krajem wskazuje, że kolejna agresja wisi na włosku. Rozmowy międzynarodowe, toczące się ponad głowami Ukraińców, nie odwiodły Rosjan od wrogich poczynań. Jakaś szansa na odwleczenie inwazji pojawiła się po rozmowie prezydenta Chin z prezydentem Rosji, w której Xi Jinping miał poprosić Władimira Putina o nierozpoczynanie wojny w czasie trwania igrzysk olimpijskich w Pekinie (4–20 lutego). Chińczycy nie życzą sobie, aby konflikt zbrojny przysłonił w przekazach medialnych organizowaną przez nich z wielkim rozmachem imprezę sportową. Wiedzą skądinąd, że Rosjanie mają w tradycji wykorzystywanie czasu olimpiady na zbrojne załatwianie swoich spraw, licząc na skupienie światowej opinii publicznej na sporcie. Prezydent Putin też wie, że „prośbę” Xi Jinpinga musi potraktować poważniej niż słowa Joego Bidena i niezbornego Zachodu. My zaś, jako pobratymcy i sąsiedzi, mamy szczególny powód, by troszczyć się o niepodległość i bezpieczeństwo Ukrainy. Od tego bowiem zależy nasze bezpieczeństwo, i to o wiele bardziej niż od sojuszy z Niemcami czy Francją! Więcej pisze o tym red. Piotr Kościński na s. 36.

Sytuacja gospodarcza naszego kraju i kondycja ekonomiczna polskich rodzin jest częściowo pochodną tego, co dzieje się na całym świecie. Pisze o tym prof. Kazimierz Dadak na s. 20. Wszyscy będziemy musieli za to zapłacić. Wbrew zapowiedziom największe obciążenia poniosą najbiedniejsi i tzw. klasa średnia. Wskaźniki ekonomiczne są coraz gorsze, rosną koszty pracy, szaleje inflacja – mamy jedną z najwyższych w Europie. To skutecznie zjada wszelkie podwyżki, na które od Nowego Roku zdobyli się pracodawcy. Oszczędności drobnych ciułaczy na kontach bankowych realnie straciły w minionym roku ok. 10 proc. wartości! Czy jest przed tym jeszcze jakaś możliwość ucieczki, czy można się temu już tylko bezradnie przyglądać?

Do tego dochodzi lawinowy wzrost liczby zakażeń koronawirusem COVID-19. Przewiduje się, że niebawem możemy mieć w naszym kraju codziennie ponad 100 tys. potwierdzonych zakażeń. Podkreślam: potwierdzonych, ponieważ nasze laboratoria są w stanie wykonać co najwyżej 150–200 tys. testów na dobę. We Francji czy we Włoszech wykonuje się takich testów nawet ponad milion! U nas jakimś uzupełnieniem mają być testy robione na poczekaniu w aptekach. Wszystko to wskazuje, że zachorowań w Polsce jest o wiele więcej, niż to podają oficjalne statystyki.

Również z tego zagrożenia pewnego wyjścia po ludzku nie widać. Chorują bowiem niezaszczepieni i zaszczepieni. Umierają jedni i drudzy – wbrew pierwotnym zapewnieniom – chociaż odsetek ciężkich i śmiertelnych przypadków wśród zaszczepionych jest według oficjalnych danych o wiele niższy. Ale z pewnością dane te byłyby bardziej przekonujące, gdyby nimi nie manipulowano. Dostęp do rzetelnej wiedzy o potencjalnych, znanych i niepożądanych skutkach szczepień oraz o płynących z nich realnych pożytkach jest prawem człowieka, ponieważ w tej sprawie każdy musi podjąć decyzję na własną odpowiedzialność. Producenci oferowanych nam preparatów takiej odpowiedzialności za ich niepożądane skutki nie biorą. Dlatego nie wolno nikogo dyskryminować z powodu przyjęcia lub nieprzyjęcia tej akurat wakcyny. Chociaż jestem ozdrowieńcem i podwójnie zaszczepionym, nie podejmuję się nikomu radzić w kwestii szczepień. Nie ma stuprocentowo pewnych rozwiązań.

Wracając do nadziei: nie daje jej dzisiaj realnie polityka i sprawy międzynarodowe, ekonomia i gospodarka, jak również sytuacja epidemiczna i nasza służba zdrowia. A człowiek potrzebuje nadziei, żeby nie stracić sensu życia i nie zwariować. W tej sytuacji w mocno zsekularyzowanej Szwecji, jak twierdzi kard. Anders Arborelius ze Sztokholmu, wielu obywateli zaczęło otwierać się na Ewangelię, czyli na Dobrą Nowinę. I to – bez lekceważenia problemów – jest właściwy kierunek!

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama