Czy nie za bardzo „przyzwyczailiśmy się” do wojny na wschodzie? Kolejne obrazy bombardowań, cierpień cywilów zajmują coraz mniej naszej uwagi, chcielibyśmy żyć normalnie i spokojnie. Tymczasem tak się nie da. Historia nie przejdzie obok nas, nie mając wpływu na nas.
Nie pierwszy już raz abp Grzegorz Ryś wytrącił nas z dobrego samopoczucia. W kazaniu przy sarkofagu św. Jana Pawła II w Rzymie 24 listopada br. odniósł się między innymi do przedłużającej się rosyjskiej agresji na Ukrainę. Wysunął przy tym tezę, że „oswoiliśmy już tę wojnę w sposób bardzo nieludzki. Dzisiaj, otwierając gazety czy strony internetowe, z równą uwagą czytamy o tym, jakie są wyniki bombardowań na Ukrainie i jakie są wyniki na mundialu w Katarze”. To niestety smutna prawda.
Idąc dalej, zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że w wielu domach mundial w Katarze przyciąga może nawet więcej uwagi niż cierpienia ofiar rosyjskiej agresji. Nie tylko dlatego, że w Katarze grają biało-czerwoni i że piwo lepiej smakuje przy oglądaniu meczów niż przy śledzeniu wojennych tragedii. Głównie dlatego, żeśmy się z tą wojną właśnie „oswoili”, jak w powieści Ericha Marii Remarque’a „Na Zachodzie bez zmian”. Dobrze, że chociaż papież Franciszek tuż przed Adwentem w specjalnym liście zwraca na te cierpienia uwagę. Nie wolno nam zobojętnieć na dramat tych, którzy cierpią głód i chłód, piją wodę prosto z rzeki i przez większość czasu z obawy o swoje życie kryją się w piwnicach.
Zbyt łatwo wypieramy ze swojej świadomości obrazy sierot, kalek, gwałconych kobiet i trupów zakopywanych w bezimiennych mogiłach. Zamykamy oczy na widok zbombardowanych szkół, szpitali i domów. Chcemy znowu normalnie żyć, konsumować, bawić się i cieszyć się życiem, mieć tanią benzynę, energię elektryczną i gaz. Mało kto zdobywa się na odwagę, żeby nam powiedzieć, że dalej już tak beztrosko żyć się nie da. Że musimy się przygotować na ciężkie nie tylko miesiące, ale i lata. W Polsce to szczególnie trudny temat, bo jeszcze nie zdążyliśmy się wystarczająco nacieszyć pokojem i dobrobytem.
Kto więc miałby nas wzywać do samoograniczeń? Dla mainstreamu polskiej kultury najważniejsza jest teraz obrona monstrualnej waginy, ustawionej pod koniec lata w hallu Teatru Dramatycznego w Warszawie. Dziennikarze największych mediów zajęci są wojną polsko-polską. Politycy już walczą o elektorat w perspektywie przyszłorocznych wyborów i gotowi są obiecać ludziom przysłowiowe gruszki na wierzbie. Dlatego na tle innych krajów Polska po raz kolejny jest „zieloną wyspą”. Nie jesteśmy przekonani do oszczędzania, choć i u nas coraz więcej zakładów pracy upada, a o rozmaitych ograniczeniach mówi się w krajach o wiele bogatszych i bezpieczniejszych niż nasz. Żyjemy na kredyt zaciągany na konto kolejnych pokoleń. Bal na Titanicu trwa w najlepsze.
Na tym tle zaimponowała mi odwagą premier Litwy Ingrida Šimonytė w wywiadzie dla wp.pl z 24 listopada br. Poproszona o komentarz do kryzysowej sytuacji w Europie, powiedziała wprost: „Tak, płacimy wyższe rachunki, ale nie płacimy ludzkim życiem. Zawsze, gdy ludzie zaczynają narzekać, że wszystko jest drogie, odpowiadam: masz dach nad głową, prąd i wodę. Ludzie w Chersoniu czy Mariupolu nie mają nic”. Czyli nie należy się nad sobą rozczulać, gdy obok rozgrywają się większe ludzkie dramaty. Litwini chyba to już rozumieją, bo także ich sytuacja jest o wiele trudniejsza od naszej. Ten niespełna trzymilionowy kraj jest o wiele bardziej zagrożony ze strony Rosji niż Polska, a inflacja dochodzi tam do 24 proc., chociaż wprowadzili unijną walutę.
Druga niedziela Adwentu to w Polsce Dzień modlitwy i pomocy materialnej Kościołowi na Wschodzie. Chodzi o Kościół w krajach byłego sowieckiego imperium. Czujemy się za ten Kościół szczególnie odpowiedzialni również dlatego, że w znacznej mierze tworzą go potomkowie Polaków, którzy trafili tam jako zesłańcy, albo których międzynarodowe traktaty pozostawiły poza dzisiejszymi granicami Polski. W najtrudniejszej sytuacji są niewątpliwie ci, którzy pozostali na Ukrainie, chociaż i tym w Rosji czy na Białorusi jako „łacinnikom” łatwo nie jest. Musimy im pomagać nie tylko z tego, co nam zbywa, ale i z tego, na czym możemy w tym Adwencie zaoszczędzić.
Wspierając Kościół na Wschodzie, a teraz szczególnie na Ukrainie, pomagamy nie tylko katolikom, ale i wszystkim, którzy w tym kraju cierpią. Przez katolickie parafie, zakony i centra Caritas pomoc najlepiej trafia do wszystkich potrzebujących, niezależnie od ich religii i wyznania. W oczekiwaniu na Boga, który dla nas stał się Człowiekiem, nie ulegajmy zobojętnieniu na cierpienie drugiego człowieka. Nie oswajajmy się z tą wojną. Nawet jeśli to kosztuje i boli.
Idziemy 48/2022