O Jose Marii Aznarze i Hiszpanii pod jego rządami
Hiszpanom o wiele bardziej niż nam groziło pojawienie się lokalnych Lepperów, groziła im potężna partia komunistyczna. Po latach rządów Jose Marii Aznara państwo jest wewnętrznie scalone, a prawica silna i pewna własnych racji.
Madryt pogrążony jest w żałobie. Na trzy dni przed wyborami w Hiszpanii, w pociągach zmierzających do stolicy wybuchło dziesięć bomb. Na miejscu zginęło prawie dwieście osób, a półtora tysiąca rannych znalazło się w szpitalach (w tym sześcioro Polaków). A obawiam się, że w chwili, gdy będą Państwo czytali te słowa, bilans będzie jeszcze bardziej tragiczny. Zamach w Madrycie był największym atakiem terrorystycznym w Europie. I nie bardzo wiemy, kto jest jego sprawcą. Podejrzane są zarówno baskijska organizacja terrorystyczna ETA, jak i terroryści islamscy z Al-Kaidy.
Życie ludzkie ma tę samą cenę, bez względu na to, kto jest mordercą. W sensie politycznym jednak wykrycie sprawców zamachów ma ogromne znaczenie. Także dla nas. Jeśli list wysłany przez islamistów Osamy bin Ladena, którzy z dumą przyznali się do zamachu, jest prawdziwy, to oznacza on dwie rzeczy. Po pierwsze - co szalenie ważne dla nas - byłby to sygnał wejścia Al-Kaidy do Europy i bezpośrednie zagrożenie dla Polski. Jesteśmy członkami koalicji antyterrorystycznej. Na dodatek zdecydowanie najsłabiej przygotowanymi do walki z terroryzmem. Nasi sojusznicy w Iraku mają w tej materii doświadczenie: Brytyjczycy mieli terroryzm irlandzki, Hiszpanie - ETA, Włosi swoje Czerwone Brygady. Polska nie była i nie jest przygotowana. Jeśli więc arabscy terroryści zaczynają swój dżihad w Europie, to jesteśmy niemal bezbronni. Po drugie, jeżeli - a to wydaje się prawdopodobne - zamachu dokonali Baskowie z grupki secesyjnej z ETA, współpracującej z terrorystami islamskimi, to jest jeszcze gorzej. Oznacza to bowiem tyle, że arabski terroryzm się zeuropeizował i będzie trudniejszy do wykrycia i zwalczenia.
Wydawało się dotąd, iż największym zwycięstwem odniesionym w wojnie z terrorem stało się zaniknięcie terroryzmów europejskich. Zarówno Irlandzka Armia Republikańska, jak i baskijska ETA zeszły na margines. Powszechne w naszym kręgu cywilizacyjnym potępienie terroryzmu po zamachu na Amerykę 11 września 2001 roku sprawiło, że użycie oręża terroru było nieskuteczne, sprowadzając powszechne potępienie na morderców. Zamach w Madrycie może oznaczać, że do Europy powrócił terroryzm i to w swojej najbardziej zdegenerowanej formie. Baskowie bowiem dotychczas na krótki czas przed zamachami ostrzegali o podłożeniu bomby. Nie zależało im na masakrze, tylko na stanie powszechnego zastraszenia. Tym razem telefonów ostrzegawczych nie było. Krótko mówiąc, pojawia się terroryzm znany z działań włoskich Czerwonych Brygad masakrujących cywilów w imię ogólnej destabilizacji.
Krwawy zamach nastąpił na trzy dni przed wyborami w Hiszpanii i przed odejściem jednego z najwybitniejszych polityków współczesnej Europy. Premier Jose Maria Aznar po ośmiu latach rządów postanowił odejść na polityczną emeryturę, rezygnując z prawie pewnej trzeciej kadencji. W wyborach jego Partia Ludowa (Partido Popular) jest bowiem zdecydowanym faworytem. Niewysoki i niezbyt urodziwy Aznar uchodził za polityka kompletnie pozbawionego charyzmy. Zaczynał zresztą swoją karierę jako urzędnik podatkowy - cóż mniej efektownego można sobie wymyślić. Potem mozolnie wspinał się po szczeblach kariery w Partii Ludowej. Partii, która pozostawała w cieniu socjalistów rządzących Hiszpanią i kierowanych przez wspaniałego mówcę, charyzmatycznego Filipe Gonsalesa. Hiszpania weszła do Unii Europejskiej i wpadła w dramatyczny korkociąg gospodarczy. A na dodatek socjaliści okazali się partią, która zamiast troski o najsłabszych zafundowała Hiszpanom rozpasaną korupcję i serię afer. Bezrobocie wzrosło do ponad 21 procent, gospodarka pozostawała w stagnacji, hiszpańskie produkty były uważane w Europie za synonim tandety. Na dodatek nieustannie spokojowi ludzi grozili terroryści z ETA, a rząd po kolei ustępował przed żądaniami autonomistów z Katalonii, Baskonii i Balearów -Hiszpanii zagroził rozpad państwa.
Wściekli obywatele, przed ośmioma laty, zagłosowali więc na „księgowego" Aznara i jego partię. Dodać wypada, że Partia Ludowa musiała wejść w koalicję ze zwalczanymi zaciekle, aż do dnia wyborów, autonomistami z Barcelony, bo nie miała większości. Aznar z niebywałą zręcznością potrafił w latach 1996-2000 doprowadzić do odrodzenia gospodarczego państwa. Powściągnął korupcję i zastosował zasadę „zero tolerancji" dla terrorystów. Rozsądna polityka europejska doprowadziła do tego, że Hiszpanie zaczęli otrzymywać gigantyczne dotacje z funduszy strukturalnych, tworząc znakomitą sieć dróg i miejską infrastrukturę Madrytu.
W takiej sytuacji Aznar łatwo wygrał wybory w roku 2000 i zaczął rządzić samodzielnie. Nie uzależniony już od ruchów separatystycznych wzmocnił spoistość kraju. Przeorientował też hiszpańską politykę zagraniczną, opierając się na sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi i uciekając spod kurateli Francji, co od dwustu lat stanowiło przekleństwo hiszpańskiej polityki.
Miałem zaszczyt poznać hiszpańskiego premiera i wielokrotnie z nim rozmawiać. Pamiętam, jak w styczniu 1998 roku z ogromnym zainteresowaniem podchwycił myśl premiera Buźka o potrzebie współpracy Madrytu i Warszawy jako stolic państw średniej wielkości, które w Unii Europejskiej nie mają jasno zdefiniowanej pozycji. Pamiętam, jak wielkie nadzieje wiązał ze współpracą swojej partii z polską prawicą. Premier Buzek był gościem honorowym zjazdu Partii Ludowej w roku 1999. Pamiętam również perfekcyjną oprawę medialną tego zjazdu. Niestety, trudno także zapomnieć, jak bardzo tej politycznej szansy nie wykorzystaliśmy.
W ciągu ośmiu lat z wykpiwanego „księgowego" Jose Maria Aznar wyrósł na niekwestionowanego lidera europejskiej prawicy. A Hiszpania pod jego rządami stworzyła prawie pięć milionów nowych miejsc pracy (bezrobocie spadło do 11 proc.) i na trwałe weszła do grona zamożnych państw europejskich. Terroryści, aż do ubiegłego czwartku, przyczaili się i osłabli. Historyczne podziały ciągnące się w Hiszpanii od czasu wojny domowej lat trzydziestych zostały zniwelowane. A wobec Aznara, który potrafił błyskotliwie jak mało kto analizować zjawiska europejskiej polityki, nie antagonizując jednocześnie swoich oponentów - posypią się zapewne propozycje z organizacji międzynarodowych. Kiedy pytamy o powody rezygnacji hiszpańskiego premiera, rezygnacji niezwykłej u polityka tej rangi i nie wymuszonej, jak w wypadku np. Helmuta Kohla przez wyborczą porażkę, zazwyczaj szukamy powodów politycznych. Może jednak Aznar po prostu chce odpocząć? Ambicje polityczne ma jego piękna żona Anna - od niedawna radna Madrytu. A sam premier być może ma ochotę, na przykład - bez asysty tabunu ochroniarzy-zasiąść za kierownicą samochodu - co bardzo lubi.
Następcą Aznara będzie Mariano Rajoj. Niespełna pięćdziesięcioletni ekonomista, wieloletni współpracownik Aznara, podobnie jak on uważany za polityka bez charyzmy. Wszystko wskazuje na to, że lider Partii Ludowej stanie się równocześnie nowym premierem Hiszpanii. I warto może ten hiszpański przykład uważnie studiować w Warszawie. Nie tylko dlatego, że terroryści, którzy uderzyli w Madrycie, mogą chcieć zrobić to samo w Warszawie. Przede wszystkim dlatego, by uczyć się od Hiszpanów dwóch rzeczy. Zarówno skuteczności działania wewnątrz Unii Europejskiej, jak przede wszystkim umiejętności reformowania państwa. Bez niepotrzebnego wrzasku, bez wzmacniania konfliktów. Hiszpanom o wiele bardziej niż nam groziło pojawienie się lokalnych Lepperów, groziła im potężna partia komunistyczna. Po latach rządów Jose Marii Aznara państwo jest wewnętrznie scalone, a prawica silna i pewna własnych racji. Sami obywatele zaś są zadowoleni i dumni ze swojego państwa. Rozglądajmy się po Polsce za ludźmi obdarzonymi żelazną wolą, uczciwością i polityczną wyobraźnią Aznara. Bo o ile można zaimportować nowego trenera skoczków narciarskich, o tyle premiera musimy wybrać sobie sami.
JERZY MAREK NOWAKOWSKI. Autor był dyrektorem Ośrodka Studiów Międzynarodowych Senatu, w latach 1997-2001 byt podsekretarzem stanu i głównym doradcą premiera ds. zagranicznych, obecnie jest komentatorem międzynarodowym tygodnika WPROST.
Powyższy artykuł pisany był przed wyborami parlamentarnymi w Hiszpanii. Jak się wydaje, terroryści osiągnęli swój cel: wybory wygrała Partia Socjalistyczna. Zob. "Hiszpańska lekcja".
opr. mg/mg