Poprzedni prezydenci USA nie zawsze traktowali Polskę poważnie - a jakie miejsce mamy w koncepcji polityki międzynarodowej Baracka Obamy?
W historii stosunków polsko-amerykańskich byli prezydenci USA, których Polska nic nie obchodziła. Był też Franklin Delano Roosevelt, który oddał w 1945 r. Polskę Stalinowi. Nieprawdziwe przy tym jest stwierdzenie, że Roosevelt sprzedał Polskę w Jałcie, bowiem oddał ją Rosji za darmo. Ameryka nie dostała nic w zamian, nie można więc mówić o sprzedaży. Ale wielu prezydentów Stanów Zjednoczonych było przyjaciółmi Polski, rozumieli znakomicie dramatyczną walkę Polaków o wolność. Byli to prezydenci najwybitniejsi w historii USA, jak: Jerzy Waszyngton, Tomasz Jefferson, Woodrow Wilson, Herbert Hoover, a przede wszystkim Ronald Reagan. To właśnie Reagan zniszczył komunistyczną Rosję, definiując ją jako imperium zła. To on w Wigilię Bożego Narodzenia 1981 r. zapalił w oknie Białego Domu świeczkę za Polaków walczących z reżimem stanu wojennego i wezwał cały świat do solidarności z nami. W 1997 r. Bill Clinton proklamował w Warszawie integrację Polski z NATO. A teraz przybywa do Polski prezydent Barack Obama.
Epizod z końca II wojny światowej — kwiecień 1945 r. Brygada czołgów oraz dwa pułki piechoty — szpica III Armii USA, którą dowodził najsłynniejszy amerykański generał George Patton — przedostały się z Czech przez Góry Izerskie i opanowały obszar między Szklarską Porębą, Świeradowem a Gryfowem Śląskim. Na próżno Patton prosił gen. Eisenhowera (prezydenta USA w latach 1952-60) i innych zwierzchników o zezwolenie na uderzenie na rozbitych Niemców, na posunięcie się nawet o 300 km w stronę Berlina i zdobycie stolicy III Rzeszy. Otrzymał bezwzględny rozkaz odwrotu, zgodnie z umową prezydenta Roosevelta ze Stalinem. A można było właśnie wtedy zmienić losy świata. Z korzyścią dla Europy — w tym Polski, z korzyścią dla Ameryki. Tak zakończyła się jedyna militarna obecność Armii Stanów Zjednoczonych w Polsce.
10 września 1932 r. w Belwederze w Warszawie marszałek Józef Piłsudski spotkał się z szefem sztabu Wojsk Lądowych Armii USA. Był to generał Douglas MacArthur, późniejszy słynny bohater II wojny światowej, zwycięzca Japończyków i prawdziwa amerykańska legenda. MacArthur specjalnie płynął dwa tygodnie statkiem z Ameryki do Europy, aby spotkać się z Piłsudskim, którego uznawał za najwybitniejszego europejskiego męża stanu, pogromcę komunistycznej Rosji i wielkiego wodza. W czasie tego spotkania Ameryka otrzymała od Polski niezwykły, chociaż supertajny prezent. Ten prezent był takim sekretem, że po dziś dzień wiedzą o nim jedynie wtajemniczeni profesjonaliści. Oto marszałek Piłsudski przekazał wtedy Stanom Zjednoczonym rozszyfrowane przez Polaków dwa najważniejsze supertajne kody sowieckie: „Rewolucja” oraz „Fiałka”. Tego ostatniego Rosjanie używali aż do 1954 r. Nie mieli pojęcia, że CIA przechwytuje ich tajemnice w okresie zimnej wojny. Gen. MacArthur otrzymał wtedy od Piłsudskiego również pierwsze elementy rozkodowanej przez polskich matematyków niemieckiej „Enigmy”. Możemy jedynie domniemywać, jak efektywnie duże korzyści odniosły USA z tego polskiego prezentu, który gen. MacArthur zabrał z Warszawy do Waszyngtonu.
Dużo więcej wiemy o efektach historycznej misji wywiadowczej płk. Ryszarda Kuklińskiego. Pisze o tym m.in. sekretarz obrony USA w administracji prezydenta Obamy — Robert Gates w swoich pamiętnikach pt. „From the Shadow”: „Polski pułkownik Kukliński był najcenniejszym naszym źródłem informacji w całym bloku sowieckim od Władywostoku do Berlina Wschodniego. Przekazał Stanom Zjednoczonym ponad 30 tys. stron najtajniejszych dokumentów Armii Sowieckiej, w tym także o znaczeniu strategicznym, co pozwoliło USA uprzedzić agresywne zamiary Kremla”. Właśnie o tym opowiada sugestywna ekspozycja muzealna w Izbie Pamięci Pułkownika Kuklińskiego na warszawskim Starym Mieście. Na murze XVII-wiecznej kamieniczki znajduje się znamienna dla relacji polsko-amerykańskich tablica pamiątkowa z wizerunkiem szefa Oddziału I Planowania Strategicznego w Sztabie Generalnym: „Płk Ryszard Kukliński (1930 — 2004), konspiracyjny pseudonim Jack Strong. Bohater Polski i Ameryki, pomógł USA pokonać Rosję Sowiecką, zdobył w Moskwie supertajne plany agresji Armii Czerwonej na Europę — zapobiegł wybuchowi III wojny światowej, w której Polska stać się miała nuklearnym pobojowiskiem. Skazany przez komunistów w stanie wojennym na śmierć, uniewinniony przez wolną Rzeczpospolitą Polską”. Nieprzypadkowo współautorem treści tej tablicy był prezydent Lech Kaczyński.
W dniach 27-28 maja br. będzie przebywał w Polsce z oficjalną wizytą prezydent Barack Obama. Dla stosunków polsko-amerykańskich byłoby ważne, gdyby prezydent Stanów Zjednoczonych odwiedził unikalne muzeum płk. Kuklińskiego na Starym Mieście w Warszawie. Byłaby to niewątpliwie symboliczna politycznie promocja Ameryki w Polsce, a zarazem Polski w Ameryce. To jest takie miejsce, które prezydent USA powinien odwiedzić.
Dlatego jako kustosz tego muzeum mam zaszczyt zaprosić Prezydenta USA. Barack Obama przybędzie do naszego kraju w trakcie swojej europejskiej podróży. Odwiedzi Irlandię, Wielką Brytanię, Francję i Polskę. We Francji z udziałem Obamy odbędzie się szczyt G-8, czyli 8 najważniejszych państw świata. Są to poza Ameryką — Japonia, Kanada, Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Włochy, a także Rosja. Natomiast w Warszawie jako prezydent jedynego supermocarstwa w skali globalnej spotka się z przywódcami państw Europy Środkowo-Wschodniej. Polska będzie gospodarzem tego spotkania. Jakie będą rezultaty politycznej podróży prezydenta Obamy do Europy — nie sposób przewidzieć, tym bardziej że sytuacja w różnych newralgicznych miejscach świata jest obecnie dramatycznie niestabilna. Nie wiadomo, co będzie na światowej szachownicy za dwa dni, a cóż dopiero za kilka tygodni. W dodatku sytuacja samego prezydenta Obamy uległa zmianie. Kiedy w listopadzie 2008 r. wygrał zdecydowanie wybory prezydenckie, był niekwestionowanym liderem Ameryki. Obecnie jego partia demokratyczna straciła przewagę w Kongresie i Senacie USA, a notowania samego prezydenta spadły gwałtownie w dół. Mimo to Barack Obama oficjalnie potwierdził, że w 2012 r. ponownie będzie ubiegał się w wyborach o prezydenturę. Nie będzie to łatwe, ponieważ krytykują go i opuszczają nawet jego dotychczasowi najbliżsi doradcy, m.in. prof. Zbigniew Brzeziński, niegdyś szef Narodowej Rady Bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. W obszernym wywiadzie Brzeziński niedawno scharakteryzował politykę Obamy: „Oceny i diagnozy Obamy są nie tylko idealistyczne, ale właśnie również — i wielokrotnie to podkreślałem — realistyczne. On wykazuje głębokie zrozumienie, co jest potrzebne. Natomiast nie ma przełożenia tego rozumienia na konsekwentne działanie polityczne, oparte na planie strategicznym. To, o czym mówi się w przemówieniach, nie zawsze jest wprowadzane w życie. W czasie kampanii wyborczej w roku 2008 chwaliłem Obamę za doskonałe wyczucie strategiczne. Dziś jestem rozczarowany jego polityką zagraniczną. Powiedziałbym, że jego polityka zagraniczna jest oparta na słusznych ocenach — co dla Ameryki oznacza XXI wiek, jakie przełomowe zmiany następują w świecie, w jaki sposób Stany Zjednoczone powinny się do nich przystosować, jednocześnie nadając im jakiś kierunek. Ale nie nastąpiło przetłumaczenie tych założeń, które — moim zdaniem — są wnikliwe i słuszne historycznie, w prawdziwą strategię działania. I tu jest poważna luka, która objawia się brakiem inicjatywy strategicznej ze strony USA”.
Obama jest słabym prezydentem, co zaczyna być coraz bardziej widoczne. Wielu ludzi wynosiło go pod niebiosa, ponieważ myliło prawdziwego prezydenta z jego medialnym wizerunkiem. Problem polega na tym, że kłopoty Ameryki są znacznie poważniejsze niż sprawa image'u. W polityce nic nie jest stałe raz na zawsze, ale ulega przemianom, a sytuacja geopolityczna w ostatnich latach zmieniła się wyraźnie na niekorzyść nie tylko Polski, ale także Stanów Zjednoczonych jako supermocarstwa. Wzrost znaczenia komunistycznych Chin, odbudowa imperialnych dążeń Rosji, dominacja Niemiec w Unii Europejskiej, islamska ekspansja w świecie, w tym również w UE, terroryzm — to tylko niektóre elementy destabilizacji, która może być groźna dla Ameryki.
Obama, który zdobył zaufanie wyborców jako zdecydowany przeciwnik wojny w Iraku i zwolennik jak najszybszego wycofania się z Afganistanu — teraz zaangażował USA w nowy konflikt zbrojny w Libii. Członkowie jego partii zarzucają mu, że złamał konstytucję, rozpoczynając wojnę bez upoważnienia Kongresu. Wielu z nich oburza się, że decyzja była konsultowana z przedstawicielami ONZ, NATO i Ligi Arabskiej, pominięto zaś samych Amerykanów. Prezydentowi sytuacji nie ułatwia fakt, że bezrobocie w USA nadal wynosi 9 proc., a w Kongresie od kilkunastu tygodni toczą się dramatyczne spory dotyczące cięć budżetowych. Wielu amerykańskich podatników nie potrafi się pogodzić z faktem, że Obama wysyła na drugi koniec świata wojsko i kosztowny sprzęt, podczas gdy na własnym podwórku zwalnia z pracy bibliotekarzy, nauczycieli i policjantów, zaniedbuje mosty i autostrady, likwiduje osłony dla najbiedniejszych.
Prezydent Obama w 2011 r. już nie jest kandydatem na prezydenta z 2008 r. Oto z CIA przeciekają informacje, jakoby Barack Obama, przecież laureat Pokojowej Nagrody Nobla, podpisał poufny rozkaz dla sił specjalnych, aby rozpocząć tajne operacje zbrojnej dywersji w celu wymuszenia ustępstw na reżimie Kaddafiego w Libii. Obamie bardzo zależy na szybkim sukcesie interwencji sojuszniczej przeciwko reżimowi libijskiemu, ponieważ taki sukces obiecał sceptycznym wobec interwencji na krańcach globu wyborcom amerykańskim. „New York Times” prezentuje założenia narodowej doktryny w polityce zagranicznej, jaką zarysował Obama. I tak: po pierwsze, interwencja zbrojna gdzieś na świecie jest dla Obamy jak najbardziej do pomyślenia, jeśli kluczowe interesy wojskowe czy ekonomiczne Stanów Zjednoczonych zostaną zagrożone. Ale, po drugie, według dziennika, Obama podkreślił, że Ameryka jest gotowa do akcji zbrojnych w imię tzw. imponderabiliów, potrzebuje do tego jednak koalicji innych państw i jasnych, konkretnych, wyrazistych celów każdorazowej operacji zbrojnej. Z takim właśnie politycznym balastem prezydent USA przybywa do Polski.
Polityczna, militarna i ekonomiczna obecność Ameryki w Polsce jest solą w oku nie tylko w Moskwie, ale i w wielu stolicach. Amerykańskie F-16 z biało-czerwoną szachownicą na polskim niebie, produkcja nowoczesnych helikopterów Black Hawk w Mielcu, a nawet ogromna wytwórnia Coca-Coli w Radzyminie — to amerykańska obecność, która umacnia Polskę. Tym bardziej warto zawsze przypominać, że geneza stosunków między Polakami i Amerykanami sięga XVIII wieku. Zawsze warto przypominać, że Pułaski i Kościuszko nie byli zwyczajnymi amerykańskimi generałami, ale bohaterami walk o niepodległość USA oraz ojcami założycielami Armii Stanów Zjednoczonych. W swej malarsko-historycznej wizji Jan Matejko nieprzypadkowo namalował „Kościuszkę pod Racławicami” w mundurze generała armii amerykańskiej, ale z polską rogatywką, obok zdobycznych armat rosyjskiego najeźdźcy i pod wzruszającą kapliczką z Matką Boską Częstochowską.
opr. mg/mg