Zamach we Francji w trakcie kampanii wyborczej zwiększa jeszcze bardziej niepewność i dezorientację. Żaden z kandydatów nie wydaje się być dobrym wyborem
Miało to być rutynowe działanie kończące kampanię wyborczą, bardzo burzliwą, jednak strzelanina na Polach Elizejskich zmieniła charakter tej ostatniej transmisji telewizyjnej przed wyborami prezydenckimi we Francji, nadawanej wczoraj wieczorem na kanale France 2. Parę dni wcześniej wszystkich jedenastu kandydatów postanowiło wypowiedzieć się osobiście przez jakieś dziesięć minut, po kolei, bez konfrontacji, aby podsumować swoje programy. Tymczasem w połowie transmisji Emmanuel Macron jako pierwszy zareagował oświadczeniem, zaraz po tym, jak został poinformowany o zamachu.
Poważnym tonem lider En Marche! zaznaczył, że najbliższemu prezydentowi przyjdzie zmierzyć się z zagrożeniem terrorystycznym. Ostatni z wypowiadających się kandydatów, według losowania, były premier François Fillon wyraził „solidarność na ludnością coraz bardziej nękaną lękiem”, podkreślając, że „walka z terroryzmem musi być absolutnym priorytetem dla przyszłego prezydenta”, także „pomoc francuskim muzułmanom w zwalczaniu fundamentalizmu”. Na zakończenie transmisji, po potwierdzeniu wiadomości o śmierci jednego policjanta, Marine Le Pen z Front National oświadczyła, że skończyły się „czasy pobłażliwości”. Jean-Luc Mélanchon, kandydat radykalnej lewicy, nawoływał natomiast, „by nie ulegać panice”. Deklaracje te ujawniają rozbieżności między kandydatami. Rozbieżności, które odzwierciedlają się w niezdecydowaniu elektoratu, zważywszy że na dwa dni zaledwie przed pierwszą turą ponad jedna czwarta wyborców jeszcze nie dokonała wyboru. Jest to fakt niesłychany, który wyłania się z ostatniego sondażu Ośrodka Badań Instytutu Nauk Politycznych (Cevipof), przeprowadzonego między 16 i 17 kwietnia na grupie ok. 11 tys. osób. To rekordowe niezdecydowanie, powodujące, że rywalizuje ze sobą czworo kandydatów, jest bezprecedensowe w historii Piątej Republiki, podobnie jak fakt, że pozostaje w tyle kandydat socjalistów Benoît Hamon.
Według tego samego sondażu ponadto prawdopodobny poziom absencji, wynoszący 28%, byłby podobny do tego z 2002 r., kiedy to po raz pierwszy doszła do drugiej tury skrajna prawica. Biorąc pod uwagę, że dystans jest bardzo niewielki między Macronem z En Marche! (23%), Le Pen z Front National (22,5%), Fillonem z Partii Republikanów (19,5%) i Mélenchonem z France insoumise (19%), margines niepewności co do rezultatu pierwszego głosowania jest bardzo silny. Również dlatego, że Mélanchon i Fillon zmniejszyli dystans do pozostałych kandydatów i ich obecność w drugim głosowaniu, 7 maja, jest możliwa.
Innym znaczącym i równie niesłychanym faktem jest wielka różnorodność kandydatów, co do których wahają się niezdecydowani wyborcy. Na przykład Mélanchon, kandydat radykalnej lewicy, mógłby pozyskać aż do 28% wyborców, którzy początkowo zamierzali głosować na Le Pen. Podobnie ta ostatnia byłaby jako druga wybrana przez jedną dziesiątą wyborców Mélenchona. Jednak to Macron zdaje się jawić jako wielki beneficjent tego niezdecydowania: gdyby mieli zmienić ideę, większość zwolenników Fillona, Hamona i Mélenchona wybrałaby przede wszystkim przywódcę En Marche! Podsumowując, jedynym swoim prawdziwym rywalem mógłby być on sam — starając się pozyskać elektorat bardzo zróżnicowany, ryzykuje utratę innych głosujących. Na przykład Macron był krytykowany przez wielu, między innymi przez wpływową filozofkę Sylviane Agacinsky, za swoje „dwuznaczne stanowiska” odnośnie do wynajmowania macicy.
Jak pisze francuski dziennik „Le Monde”, to niezdecydowanie wyborców francuskich jest owocem „sytuacji szybkiego rozkładu scenariusza politycznego”, naznaczonej eliminacją licznych faworytów, niekandydowaniem ustępującego prezydenta, popularnością le Pen, licznymi dochodzeniami sądowymi. „Nie ma się co dziwić, że Francuzi są zdezorientowani”, komentuje dziennik.
Wśród nich także wyborcy chrześcijańscy. Kwestia wyborów prezydenckich często pojawiała się w tych ostatnich dniach, i wielu wyraziło swoje wahanie pomiędzy czwórką głównych kandydatów. W szczególności dało się zauważyć znaczący wzrost sympatyków skrajności w elektoracie katolików praktykujących i zaangażowanych politycznie. Świadomi tej sytuacji, Macron i Fillon nie szczędzili sił, próbując pozyskać elektorat katolicki — pojedynek ten przypominał wcześniejszy, z listopada ubiegłego roku, między konkurentami w prawyborach Fillonem i Juppé.
Kandydat Republikanów rozpoczął od wizyty w minioną sobotę w sanktuarium maryjnym w Puy-en-Velay, na południu Francji, jednym z miejsc, skąd wyruszają pielgrzymi na szlak do Santiago de Compostela. Następnie uczestniczył w Wigilii Paschalnej w parafii koptyjskiej na peryferiach Paryża, na znak bliskości z chrześcijanami Kościołów Wschodnich. W przypadku Fillona chodziło o pozyskanie na nowo wyborców, którzy głosowali na niego w prawyborach, lecz rozczarowali się po jego perypetiach sądowych. Macron z kolei udał się do ośrodka pomocy i resocjalizacji Caritasu w Paryżu. Są to dwie różne i uzupełniające się wizje katolicyzmu, podczas gdy, zdaniem licznych ekspertów — badaczy, socjologów, proboszczów - „głosowanie jako chrześcijanie” we Francji nigdy nie było tak skomplikowane jak teraz dla katolików, zagubionych i zdezorientowanych w aktualnym klimacie politycznym, naznaczonym tak licznymi niespodziankami, niewiadomymi i niekonsekwencjami.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano