Kopalnie uratowane. Ale na jak długo?

Górnicze protesty zmusiły rząd do wycofania się z pomysłu likwidacji czterech śląskich kopalń. Zarówno związkowcy, jak i premier Kopacz ogłosili zawarte porozumienie jako wielki sukces. Tymczasem problem nierentownego polskiego górnictwa pozostał

Kopalnie uratowane. Ale na jak długo?

Największe górnicze protesty od lat zmusiły rząd do wycofania się z pomysłu likwidacji czterech śląskich kopalń. Zarówno związkowcy, jak i premier Kopacz ogłosili zawarte porozumienie jako wielki sukces.

 

Tymczasem problem nierentownego polskiego górnictwa pozostał. To był jeden z najpoważniejszych egzaminów premier Ewy Kopacz. Jej poprzednik Donald Tusk zostawił w spadku olbrzymi społeczny problem — ryzyko bankructwa największych spółek zajmujących się wydobyciem węgla. Co więcej, wcześniej publicznie złożył górnikom obietnice, że żadna kopalnia na Śląsku nie zostanie zamknięta.

Problem w tym, że największa spółka zajmująca się wydobyciem — Kompania Węglowa — to od dawna de facto bankrut (sztucznie podtrzymywany przez państwo przy życiu) i dłużej nie dało się już od tego problemu uciekać — za miesiąc KW musiałaby oficjalnie ogłosić upadłość. Ostatnio spółka przynosiła 200 mln zł strat miesięcznie, natomiast do tony wydobywanego węgla dopłacała średnio 42 zł. W ciągu 11 miesięcy ubiegłego roku na sprzedaży węgla KW straciła 1 mld 140 mln zł, a zobowiązania na koniec listopada sięgały 4,2 mld zł.

Polska Thatcher? A może Matka Polka?

Stąd zapewne pomysł na nagle ogłoszony plan likwidacji czterech kopalń — Brzeszcze, Sośnica-Makoszowy, Pokój i Bobrek-Centrum. Pomysł przedstawiany był przez obóz rządowy i sprzyjające mu media jako jedyny plan ratunkowy dla górnictwa w Polsce, a Ewę Kopacz kreowano wręcz na polską Margaret Thatcher, która nie ulegnie górniczemu szantażowi.

Jednak ze związkami zawodowymi  górników nie wygrał w Polsce jeszcze żaden rząd. Uginały się przed nimi zarówno te prawicowe, jak i lewicowe. Nie inaczej było tym razem. Po tym, jak górnicy zaczęli protestować pod ziemią, ich żony przyjechały do Warszawy, na Śląsku zaczęto blokować tory i drogi, co mogło doprowadzić do szerszego wybuchu społecznego. Rząd błyskawicznie skapitulował.

Jak przyznają nieoficjalnie politycy koalicji, na ustępstwa rządu wpłynęło zagrożenie rozszerzenia się protestu na inne branże i na cały kraj, co w roku podwójnych wyborów byłoby dla rządzących ogromnym problemem politycznym. Do górniczych protestów gotowi byli dołączyć energetycy. Protestami wciąż grożą kolejarze i pracownicy zbrojeniówki.

Energetyka z kopalniami. Droższy prąd?

Podpisano porozumienie, które niemal w stu procentach uwzględnia żądania związkowców. Choć o tym, czy jest ono w ogóle do zrealizowania, można dyskutować. Zgodnie z nim, żadna kopalnia nie zostanie zamknięta — będą włączone do innych spółek. Powstanie też Nowa Kompania Węglowa. Docelowo kopalnie mają przejmować koncerny energetyczne, które i tak w największym stopniu korzystają z wydobywanego przez nie węgla.

Porozumienie głośno krytykuje prof. Leszek Balcerowicz. Jego  zdaniem, program restrukturyzacji górnictwa jest „niebywale wspaniałomyślny”. — Gdy obserwujemy protesty związkowców z tak uprzywilejowanej grupy, należy czuć moralne oburzenie — zaznacza. Ubolewa nad faktem, że blokujący drogę obywatel byłby uznany za przestępcę, a czyniący to samo związkowiec jest patriotą, któremu przyklaskuje opozycja rządu.

Szef „Solidarności” Piotr Duda uważa, że porozumienie między rządem a górnikami pokazało, że Śląsk, wszystkie związki zawodowe oraz górnicy dali pani premier i rządowi lekcję pokory.  — Mam nadzieję, że całe społeczeństwo dojdzie do wniosku, że tak rzeczywiście trzeba funkcjonować, bo wiemy o tym doskonale, że dialog w naszym kraju nie funkcjonuje — uważa lider „Solidarnosci”.

Za docelowym przejmowaniem poszczególnych zrestrukturyzowanych kopalń bezpośrednio przez energetykę opowiada się były wicepremier, minister gospodarki Janusz Steinhoff. Za „nieracjonalną” uważa natomiast koncepcję, by spółki energetyczne obejmowały udziały w tworzonej przez Węglokoks tzw. Nowej Kompanii Węglowej — mającej skupić perspektywiczne dziś zakłady KW.

Maciej Bukowski z think-tanku WISE prognozuje, że jeżeli dojdzie do górniczo-energetycznych połączeń, skończy się zapewne na zaangażowaniu w górnictwo PGE, bo Tauron ma własne kopalnie, Enea kupuje węgiel w Bogdance, a Energa ma tylko jedną niewielką elektrownię węglową i wiele węgla nie potrzebuje. Ocenił, że zaangażowanie PGE oznaczałoby „prawie na pewno” wzrost cen energii, bo spółka musi skądś wziąć pieniądze na kupno górniczych aktywów.

Ceny spadają, świat ma problem

Czy to oznacza, że teraz nastaną lepsze czasy dla polskiego górnictwa? Niekoniecznie. Tym bardziej, że na kluczową sprawę — cenę węgla — politycy mają niewielki wpływ. A to właśnie jest główną przyczyną obecnych problemów polskiego górnictwa.  W ostatnich latach na rynkach światowych ceny węgla energetycznego spadły do 70—80 USD za tonę. Dla porównania, średnia cena węgla w 2008 r. na rynku europejskim wynosiła 147 USD, w Chinach 158 USD, w Rosji wahała się od 136 do 159 USD, a w Australii 136 USD za tonę.

Wielu ekspertów liczyło na to, że w 2015 r. cena powoli będzie się odbijać. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Taniejące inne źródła energii — ropa i gaz — sprawiają, że cena węgla nadal spada i właśnie osiągnęła pułap 65 dolarów za tonę.

— Problem narasta od kilku lat. Stany Zjednoczone po inwestycjach w gaz łupkowy skierowały większą ilość węgla na eksport, praktycznie zalewając nim rynek. Kolejny problem to ograniczenie wzrostu gospodarczego w Chinach i całej Azji Wschodniej, Indonezji i Australii, a co za tym idzie — problemy ze zbytem węgla — tłumaczył dyrektor monitorującego sytuację w górnictwie oddziału Agencji Rozwoju Przemysłu w Katowicach Henryk Paszcza.

Do tego polski węgiel nie jest łatwo dostępny, co wpływa na jego cenę. Górnicy wydobywają go w trudnych, głębinowych warunkach. Średnia głębokość pokładów, z jakich jest wydobywany, to 720 m, a najgłębsze pokłady sięgają prawie 1300 m. A im głębiej, tym bardziej niebezpiecznie. Rosną więc równocześnie koszty bezpieczeństwa.

Problem dotyczy głównie Śląska, gdzie niektóre kopalnie pracują już ponad 200 lat. Ale są w Polsce miejsca, w których wydobycie jest węgla jest znacznie bardziej opłacalne. Takim przykładem jest zlokalizowana na Lubelszczyźnie „Bogdanka” — najbardziej dochodowa polska kopalnia.

Brak planu dla górnictwa

— Polskie górnictwo zderzyło się z kilkoma niezwykle trudnymi do rozwiązania problemami naraz. To spadające ceny surowca na rynkach międzynarodowych, rosnąca konkurencja w postaci węgla z zagranicy, stale rosnące koszty wydobycia i chyba największy problem: nieunikniony konflikt między efektywnością ekonomiczną i rolą społeczną polskich spółek górniczych, które zatrudniają ponad 100 tys. osób, mających liczne przywileje socjalne — zwraca uwagę w swojej analizie dr Katarzyna Cięciak z katedry Polityki Przemysłowej i Ekologicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

Dużo zależy też od postawy górniczych związków zawodowych. Pokazuje to przypadek kopalni Silesia. Kilka lat temu wchodziła ona w skład Kompanii Węglowej, a ta skazała ją na likwidację, bo dalsze wydobycie wymagałoby ogromnych nakładów inwestycyjnych.

Silesia jednak przetrwała i dziś jest jedną z najlepszych i najnowocześniejszych kopalń w Polsce. Setki milionów złotych zainwestował jej nowy właściciel — czeski Holding Energetyczny i Przemysłowy. Do zakupu kopalni przekonały Czechów działające w Silesii związki zawodowe, godząc się m.in. na likwidację czternastej pensji oraz pracę w soboty i niedziele za stawki takie jak w normalne dni.

Druga strona medalu to zupełny brak planu rządu dla polskiego górnictwa. Kompletnie zmarnowano lata, kiedy cena węgla na światowych rynkach była wysoka. Koszty wydobycia cały czas rosły, w przypadku KW bardziej niż w innych spółkach. Nie przedstawiono też żadnej strategii, w ramach której potraktowano by kopalnie jako element bezpieczeństwa energetycznego państwa. Gdyby społeczeństwo było przekonane, że tak rzeczywiście jest, a kopalnie są zarządzane w najlepszy możliwy sposób, łatwiej byłoby się pogodzić nawet z czasowym dopłacaniem do wydobycia (dopóki ceny nie wzrosną). Zamiast tego występuje poczucie o uprzywilejowanych grupach, którym się pomaga podczas gdy inni muszą sobie radzić sami. W takiej atmosferze będzie bardzo trudno o realną naprawę polskiego górnictwa.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama