Traktat półwojenny

Po przyjęciu Traktatu Reformującego UE

No to mamy tylnymi drzwiami wprowadzoną euro-konstytucję. Tak chyba można najkrócej spuentować decyzję szczytu Unii Europejskiej w Lizbonie, przyjmującą tak zwany Traktat Reformujący UE. Traktat, który z polskiego punktu widzenia ma sporo wad i co najmniej jedną ważną zaletę.

Tym plusem traktatu jest przełamanie wewnętrznego kryzysu w Unii, trwającego w istocie od roku 2004, czyli od chwili wielkiego rozszerzenia organizacji o 12 krajów środkowoeuropejskich. Unia, przed rozszerzeniem składająca się z grupy państw bardzo bogatych i połączonych względnie jednorodnymi problemami natury gospodarczej i społecznej, nagle zderzyła się z kłopotami państw budujących gospodarkę rynkową, jak na warunki świata zachodniego względnie biednych i co bodaj najważniejsze, mających kłopoty z ułożeniem sobie rzeczywiście partnerskich stosunków z Rosją. Porzucono też dyskusję na temat dalszego rozszerzania organizacji, bardzo dla Polski ważną, bo dotyczącą między innymi otworzenia perspektywy europejskiej dla Ukrainy.

Dla „starej" i „nowej" Unii

Co więcej, okazało się, że część interesów strategicznych Unii - przede wszystkim tych związanych z budową niezależności energetycznej Europy - jest odmiennie postrzegana przez państwa „starej" i „nowej" Unii. Aby zabezpieczyć się przed inwazją biedaków ze Wschodu, „stara" Unia umyśliła sobie wprowadzenie traktatu konstytucyjnego dającego instytucjonalną przewagę starym członkom i narzuconego krajom wchodzącym do UE. Takie bowiem było założenie w chwili, gdy podejmowano prace nad traktatem. Warto pamiętać, że dopiero głośny sprzeciw Polski i Węgier doprowadził do tego, że przedstawiciele państw wchodzących wówczas do Unii zostali zaproszeni na prawach obserwatorów do prac Komisji Konstytucyjnej, a sam traktat miał być częścią tzw. aquis communitaire, czyli obowiązkowo przyjmowanego prawodawstwa przez nowo wstępujących członków.

Dyktat się nie udał, ale wykorzystując swoją przewagę negocjacyjną „stara" Unia doprowadziła do powstania dokumentu niesatysfakcjonującego nowych członków. Dopiero odrzucenie traktatu w referendach, we Francji i Holandii sprawiło, że podjęto nad nim ponownie dyskusję. Usunięto z dokumentu najbardziej kontrowersyjne zapisy tworzące w istocie ramy prawne jednolitego państwa Europa (także te określające flagę i hymn), a jego nazwę zmieniono na Traktat Reformujący. Nie uległa natomiast zmianie kluczowa w nowym dokumencie zasada tzw. podwójnej większości, określająca sposób podejmowania najważniejszych decyzji. Większość decyzji Rady Unii będzie mogła być podejmowana po wejściu w życie traktatu przez większość 55 proc. państw i 45 proc. ludności Unii. Ta konstrukcja sprawia, że najludniejsze państwa, czyli Niemcy, Francja i Wielka Brytania, będą dysponowały faktycznym prawem weta w Radzie, jednocześnie nie ponosząc odpowiedzialności za użycie tego instrumentu. Dzięki oporowi Wielkiej Brytanii i Polski z głosowania większościowego wyłączono wprawdzie sprawy polityki zagranicznej i podatków, ale równocześnie traktat tworzy stanowisko ministra spraw zagranicznych Unii i unijną służbę dyplomatyczną. Ponieważ ta ostatnia będzie zapewne dużo lepiej płatna niż służby narodowe, szczególnie w krajach „nowej" Unii, można spodziewać się drenażu kadr do struktury ponadnarodowej, tak jak ma to już miejsce z pracą w Komisji Europejskiej, będącą dziś marzeniem każdego młodego urzędnika.

Ustanowiono również stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej, czyli faktycznego prezydenta UE (tak zresztą nazywało się to stanowisko w pierwotnym projekcie). Dotychczas głową Unii był rotacyjnie szef państwa przewodniczącego Unii - co pół roku inny. Przewodniczący Rady -a idę o zakład, że zostanie wprowadzona praktyka tytułowania go prezydentem - będzie miał mandat wypowiadania się w imieniu całej Unii Europejskiej.

Karta Praw Podstawowych

Do traktatu dołączono również tak zwaną Kartę Praw Podstawowych, definiującą bardzo wiele pożytecznych uprawnień obywatelskich oraz socjalnych Europejczyków, ale zgodnie z modą i polityczną poprawnością otwierającą też możliwość zawierania gejowskich „małżeństw" czy adopcji dzieci przez pary jedno-płciowe. Niby sprawy etyczne i ideologiczne pozostawiono jurysdykcji państw narodowych, ale wprowadzenie Karty otwiera możliwość oceniania ustawodawstwa państw członkowskich i nie zamyka furtki ingerowania w ustawodawstwo, np. przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości w formie wyroków, tak by w przyszłości wymusić na członkach np. liberalizację ustawodawstwa antyaborcyjnego.

To wprawdzie zagrożenia teoretyczne, ale obserwując praktykę UE, wcale nie iluzoryczne. Polski rząd dodatkowo obawia się, że zapisy wiążące prawo własności z godnością człowieka mogą otworzyć furtkę do roszczeń wysiedlonych z naszych zachodnich i północnych ziem Niemców, wobec obecnych właścicieli ich dawnych nieruchomości.

Traktat a sprawa polska

Polska w istocie skapitulowała wobec nacisku większości partnerów europejskich już podczas czerwcowego szczytu w Brukseli, kiedy to zrezygnowaliśmy z tak zwanego pierwiastkowego systemu głosowania. Nasza walka o wydłużenie działania kompromisu z Joaniny, pozwalającego na czasowe zablokowanie głosowania nieakceptowanych przez mniejszość państw projektów, była w istocie sporem czysto prestiżowym. Regulamin Rady Unii mówi bowiem, że na żądanie każdego z państw można dowolny projekt poddać pod głosowanie w trybie natychmiastowym, a w Lizbonie regulaminu Rady - świadomie - nie zmieniono.

Jaka jest Europa po przyjęciu Traktatu Reformującego? Na pewno bardziej spójna i na pewno dążąca do zbudowania wspólnej, harmonijnej polityki zagranicznej. To nie musi być słabość z polskiego punktu widzenia.

Ale wymaga to od Polski przebudowania służb dyplomatycznych, a w istocie całego aparatu państwowego w duchu bardzo silnej profesjonalizacji, tak byśmy potrafili znajdować sojusze i kompromisy niezbędne do budowania większości w sprawach dla nas najważniejszych. Takich jak zapisana w traktacie solidarność w dziedzinie energetyki. Ta ostatnia nie została precyzyjnie zdefiniowana. A w polskim interesie leży budowa jednolitego europejskiego rynku energii chroniącego nas przed dyktatem sąsiada ze Wschodu.

Najważniejszym interesem Polski jest jednak otworzenie na nowo debaty o rozszerzeniu Unii i wprowadzenie do niej kwestii członkostwa Ukrainy. Będąc państwem granicznym UE zawsze będziemy słabsi w debatach przy brukselskim stole. Na dodatek nieustannie będziemy musieli alarmować o zagrożeniach płynących z polityki rosyjskiej. Obecność Ukrainy w kręgu państw stowarzyszonych, a potem członkowskich, powinna stanowić priorytet polskiej polityki w Unii.

Kolejnym niedopowiedzeniem traktatowym wydaje się sprawa obrony i bezpieczeństwa państw członkowskich. Rzucony niegdyś przez premiera Kaczyńskiego projekt wielkiej armii europejskiej nie spotkał się z entuzjazmem. W rezultacie w Unii Europejskiej środki na obronę są wydawane dziesięć razy mniej efektywnie niż w USA. Wydając mniej więcej połowę tego co Amerykanie, Europa dysponuje potencjałem obronnym obliczanym na zaledwie 5 proc. tego, co posiadają Amerykanie. Tak więc koniecznością dla UE pozostaje nadal symbioza z NATO. Ponieważ jednak sam Sojusz Atlantycki przeżywa kryzys związany z faktem, że USA ponosząc ciężar obrony wolnego świata, podejmują decyzje niespecjalnie licząc się z Europejczykami. Rzecz rozbija się nawet nie o pieniądze, a o budowanie zdolności obronnych Europy jako całości. To również sprawa do pilnego uzupełnienia. Najlepszego chyba w formie wzmocnienia europejskiego filaru NATO.

Nowy rząd głoszący priorytet integracji europejskiej stanie przed niesłychanie trudnym dylematem. Jak wzmocnić integrację nie rezygnując z naszych specjalnych stosunków z USA i nie zgadzając się na tak ryzykowne projekty, jak rosyjsko-niemiecki gazociąg północny. Od ich rozwiązania będzie zależała ocena polityki zagranicznej rządu Donalda Tuska. Szczególnie, że jeszcze przed jego powstaniem zarysował się konflikt na linii prezydent - przyszły premier. Główne pole sporu zogniskuje się właśnie wokół traktatu. Nie najlepszego dla nas, ale najlepszego, bo jedvnego jaki mamy.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama