Dostrzegać emocje w procesie religijnego wychowania człowieka

O roli więzi katechety z katechizowanym

Podczas katechizowania w szkole spotykałem często osoby, które otwarcie mówiły, że lekcja religii wcale ich nie interesowała. Nie uczestniczyły aktywnie w prowadzonych zajęciach i nie można ich było do tego przekonać żadnymi argumentami Przychodziły na katechezę jakby z obowiązku, ze względu na wolę swoich rodziców. Większe problemy stwarzali jednak nie bierni uczniowie, ale okazujący swoistą nadaktywność i przeszkadzający w prowadzeniu lekcji. W jednej ze szkół podstawowych, w piątej klasie, uczyłem Sylwię, która była dość pojętna, ale ciągle rozmawiała i kręciła się, skutecznie uniemożliwiając innym owocnie korzystać z zajęć. Nie pomagały kolejne prośby, rozmowy i wpisywanie uwag o złym zachowaniu. Początkowo myślałem, że powodem tego jest przyzwyczajenie do zbyt swobodnego zachowanie się wyniesione z domu, w końcu zacząłem podejrzewać ją o złośliwość. Dopiero później okazało się, że powodem była jej sytuacja rodzinna - odczuwała brak miłości, ponieważ jej ojciec odszedł, a matka miała dwójkę dzieci z innym mężczyzną. Sylwia koniecznie chciała zwrócić na siebie uwagę i zyskać akceptację ze strony kolegów i koleżanek. W jej przypadku dochodziły do głosu niespełnione w rodzinie potrzeby emocjonalne, które były powodem jej złego zachowania. Sylwia zmieniła się bardzo po pewnym czasie, kiedy zaczęła uczęszczać na spotkania przy parafii, gdzie została przez innych dostrzeżona i znalazła zrozumienie w małej grupie. Do zmiany jej zachowania nie przyczyniły się racjonalne argumenty, prośby lub nawet kary, ale zaspokojenie głodu emocjonalnego, jaki w sobie od dawna nosiła.

Ten przypadek i wiele podobnych sytuacji utwierdziły mnie w przekonaniu, iż na powodzenie katechezy szkolnej mają wpływ różne czynniki pozaracjonalne. Zrozumiałem, że rzeczą ważną jest pozyskanie ucznia i podjęcie się współwychowania. Katechizacja w szkole nie spełnia swojej funkcji, jeśli ogranicza się jedynie do przekazywania wiedzy religijnej. Wspaniałe owoce przynosi wspólne oddziaływanie parafii w koordynacji z rodziną i ze szkołą - dobrze jest konsultować własne spostrzeżenia o uczniach z wychowawcą klasy i pedagogiem szkolnym. Dziś mówi się dużo o poszukiwaniu zrozumiałego języka, właściwej metody, dostosowaniu programu, ale rzeczą równie ważną jest umiejętność zainteresowania, empatii, nawiązania emocjonalnego kontaktu, chęć poznania uwarunkowań oraz rzeczywistej sytuacji danej osoby. Dobrze, że podczas katechezy ujawniają się wewnętrzne przeżycia, emocjonalne potrzeby, a nawet negatywne nastawienia niektórych uczniów. Katecheta może bowiem pomóc tym osobom znaleźć akceptację i miłość chrześcijańską we wspólnocie. Z powodu rozbicia małżeństw i problemu alkoholizmu istnieje dziś potrzeba uzupełnienia braku miłości, której nie daje chora rodzina. Ten wielki głód miłości i brak akceptacji powoduje, że młodzi próbują zaspokoić go w kontaktach z rówieśnikami. Kościół jako żywa wspólnota w szczególny sposób jest powołany do świadczenia o Bożej miłości przez umiłowanie bliźniego. Nie zjednamy sobie młodego człowieka i nie zdobędziemy jego zaufania mówiąc jedynie o dobroci i miłosierdziu, bez możliwości ich przeżywania. Informowanie o wymaganiach i zobowiązaniach płynących z wiary wymaga położenia fundamentu - doświadczenia przebaczenia, dobroci i miłości Boga Ojca. Wydaje mi się, że dziś trzeba zwracać uwagę na subiektywne uwarunkowania i ogólną atmosferę, jaka towarzyszy katechizacji. Wiara posiada racjonalne uzasadnienie, ale dotyka też rzeczywistości serca i zakłada istnienie osobowej więzi. W wychowaniu religijnym trzeba kłaść nacisk na konieczność osobistej relacji do Chrystusa i wiary płynącej ze świadomego wyboru, jednocześnie ukazując Kościół nie jako instytucję, ale żywą wspólnotę.

Ogólnie wiadomo, że człowiek nie kieruje się w swoich osądach jedynie przesłankami i argumentami czysto rozumowymi. W odniesieniu do innych częściej kierujemy się sympatią lub antypatią, miłością lub nienawiścią, doznaniami przykrymi bądź przyjemnymi. Subiektywnie oceniamy postępowanie bliźnich, spoglądając na nich surowo lub bardziej łaskawie, w zależności od wewnętrznego nastawienia. Na sposób selektywny wybieramy odpowiadające nam opinie, wiadomości o świecie i poglądy w polityce. Przyjęty wcześniej światopogląd może w znacznym stopniu determinować postrzeganie rzeczywistości - wtedy nie szuka się prawdy, ale jedynie potwierdzenia swoich poglądów. Weźmy przykład człowieka, który doznał krzywdy i został dotkliwie zraniony. Czy jest w stanie całkowicie obiektywnie i w sposób wolny ocenić tych, którzy wyrządzili mu krzywdę? Prowadząc rozmowy z osobami zrażonymi lub zgorszonymi postępowaniem duchownych, zauważyłem, że uprzedzenia ich rzutują na rozumienie Kościoła i często są również podawane jako powód odejścia od Boga. Bez dotknięcia i uleczenia owych zranień, prawdopodobnie małe efekty da przekonywanie argumentami oraz wykazywanie błędów w myśleniu. Sytuacja ta przypomina zazdrosnego męża, który kierował się zawsze nieufnością w stosunku do własnej żony. To nieuporządkowane uczucie zazdrości było powodem, że nawet błahe sytuacje wywoływały u niego złość i były powodem scen małżeńskich. Zazdrość znajdująca się w jego świadomości powodowała, że nie wierzył swojej żonie, we wszystkim podejrzewając ją o zdradę. Człowiek ten posiadał w sercu nieufność, dlatego dowody i prawdziwe argumenty o wierności żony nie były dlań wystarczające. Przenosząc się na płaszczyznę wiary stwierdzamy, że posiadanie wiedzy religijnej oraz zewnętrzne uznawanie prawd wiary, to jeszcze za mało. Pospieszne przyjmowanie wiary, które polega jedynie na nauczeniu i zapamiętaniu pewnych modlitw i prawd wiary nie jest jeszcze oznaką prawdziwej przemiany wewnętrznej. Przekonanie kogoś, że nie ma racji, bez zmiany owego nastawienia wewnętrznego, zwykle nie przynosi trwałego nawrócenia.

Emocje w postaci miłości lub nienawiści, awersji lub sympatii wpływają na nas bardziej niż sobie to uświadamiamy. One ujawniają się silniej niż racje rozumowe, dlatego w praktyce mogą je uprzedzać. Z emocjami jesteśmy jakby mocniej związani; one są dla nas czymś bardzo bliskim i osobistym, dlatego są u podstaw postępowania oraz kształtowania naszych poglądów. Zgodnie z tym rozumowaniem, niechęć i agresja u uczniów może mieć swoje źródło na płaszczyźnie innej niż czysto racjonalna. Odejście od Boga u wielu osób jest spowodowane uprzedzeniami i zranieniami w sferze emocji. Do człowieka, negatywnie nastawionego oraz posiadającego uprzedzenia w dziedzinie uczuciowej, nie dotrzemy argumentami o naturze rozumowej. Wydaje się, że w takim przypadku konieczne jest przygotowanie dalsze poprzez przełamanie wrogości i złego nastawienia. W przekazywaniu wiary niezbędne jest zaufanie i życzliwość, dlatego katecheta powinien w jakiś sposób wytworzyć odpowiednie środowisko zachęcające do przeżywania i zaakceptowania tego, co się intelektualnie poznaje. Niekiedy trzeba poświęcić czas, aby spotkać się na innej płaszczyźnie, okazać cierpliwość i nawiązać porozumienie - dojść do celu jakby okrężną drogą.

Nie bez znaczenia dla prowadzącego lekcje religii jest ogólna atmosfera panująca w szkole, a szczególnie nastawienie uczniów do nauczycieli. Obecnie zostaliśmy jakby wtłoczeni w ramy zajęć szkolnych i odbierani przez uczniów jak pozostali nauczyciele. Katecheza osadzona w realiach szkolnych (oceny, zeszyt, podręcznik, obowiązujący program nauczania) przypomina przecież inne przedmioty. Jest jednak atrakcyjniejsza i o wiele ciekawsza od pozostałych zajęć, ponieważ dotyka spraw bliskich i życiowych. W każdym razie nie powinna przypominać lekcji z przedmiotów ścisłych, dlatego że nie polega na samym tylko przekazywaniu wiedzy. Lekcja religii bardziej od innych przedmiotów daje szansę spotkania ucznia na płaszczyźnie jego egzystencjalnych problemów. Musi być w niej miejsce na zadawanie pytań, własną twórczość, zaangażowanie i współudział uczniów w tworzeniu lekcji. Katecheta powinien w jakiś sposób przystosować się do mentalności współczesnej młodzieży i dzieci. Będzie chętniej słuchany, jeśli dotknie tematów najbardziej interesujących np. sport, muzyka. Niekiedy trzeba poświęcić czas i porozmawiać o innych zainteresowaniach, aby dać możliwość wypowiedzenia się na interesujące tematy.

Dla oddziaływania katechezy szkolnej potrzeba więcej działań dla wytworzenia pozytywnej atmosfery wokół osoby katechety. Tylko takie nastawienie pozwala prowadzić spokojną dyskusję, zaakceptować i przyjąć cokolwiek w dziedzinie wiary. Rzeczywistość w naszym kraju jest często niesprawiedliwa, dlatego trzeba pokazać, że Kościół jest wrażliwy na zubożenie będące owocem przemian społecznych, dokonujących się w naszym kraju. Dobrze jest, kiedy parafia sponsoruje wyjazdy wakacyjne, obiady oraz podręczniki szkolne najbiedniejszym dzieciom, kiedy jest fundatorem nagród w zawodach sportowych i słodyczy na dzień dziecka, kiedy znajdą się fundusze na nagrody książkowe dla najpilniejszych uczniów uczęszczających na lekcje religii. To tylko niektóre przykłady działań skierowanych do konkretnych osób, ale co ważniejsze przygotowujących przedpole do podjęcia ewangelizacji i oddziaływania Kościoła. Lekcja w szkole jest szansą dotarcia do grupy uczniów, która pozostaje poza oddziaływaniem prowadzonym w ramach normalnego duszpasterstwa parafialnego. Daje możliwość spotkania tych, którzy odeszli już od Kościoła, a którzy często potrzebują Chrystusa bardziej niż pozostali. Katecheza może stać się miejscem ewangelizacji tych ochrzczonych, którzy zerwali więź z Kościołem. Papież wzywa nas do podejmowania działań w ramach opcji na rzecz tych "nowych ubogich", których ubóstwo nie polega na braku rzeczy materialnych. Wzywa nas do ewangelizacji podejmowanej z nowym entuzjazmem, nową motywacją i nowym zaangażowaniem. Myślę, że miejscem podjęcia Nowej Ewangelizacji powinna, w stopniu większym niż dotychczas, stać się również szkoła.

Uważam, że w wychowaniu religijnym trzeba dziś zwrócić większą uwagę na doświadczenie wiary niż na samo nauczanie wiadomości i prawd religijnych. Katecheza szkolna nie może być oderwana od duszpasterstwa parafialnego i powinna być koordynowana z działaniami charytatywnymi. Dla ukształtowania dojrzałej postawy religijnej nie wystarczy ograniczać się jedynie do nauczania, bez wychowywania i wytworzenia warunków do przeżywania wiary. Nauczanie prawd wiary pozwala nam zdobyć potrzebną wiedzę i ukształtować hierarchię wartości, ale jest niepełne, jeżeli pomija rzeczywistość serca. Człowiek to nie tylko intelekt. Naszym bogactwem jest świat wewnętrzny, świat emocji, dlatego trzeba się zastanowić, w jaki sposób jak najpełniej włączyć w tę edukację ludzkie serca.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama