Fragmenty książki pod redakcją Józefa Augustyna SJ i ks. Stanisława Cyrana
ISBN: 83-7318-591-7
wyd.: WAM 2005
O wymaganiach stawianych spowiednikowi była już i będzie jeszcze mowa w wielu opracowaniach. Tutaj zatrzymajmy się na postawie terapeuty. Zarówno bowiem penitent, jak i spowiednik, który kieruje go do terapeuty, winni być świadomi, jakimi zasadami winien kierować się terapeuta.
„Założenia teoretyczne” — stwierdza C. G. Jung — „wolno stosować tylko z najwyższą rozwagą”. Stąd też obok metody i techniki, terapeucie konieczna jest głęboka świadomość siebie samego. Polega ona między innymi na zdolności uważnego śledzenia i kierowania emocjami, myślami i zachowaniami zewnętrznymi, które spontanicznie rodzą się w relacji do pacjenta. „Psychoterapeuta musi rozumieć nie tylko pacjentów, równie ważne jest, aby rozumiał samego siebie. Dlatego conditio sine qua non jego wykształcenia jest przeprowadzenie analizy samego siebie. Terapia pacjenta zaczyna się, rzec by można, od lekarza; tylko wówczas, gdy lekarz umie poradzić sobie z sobą samym i z własnymi problemami, umie zrobić to też z samym pacjentem. Tylko wtedy”.
Niezależnie od tego, z jakiej metody korzysta terapeuta, w jego kontakcie z pacjentem konieczna jest „ludzka postawa”: zrozumienie, szacunek, otwartość, szczerość, wrażliwość na cierpienie, dawanie poczucie bezpieczeństwa. Terapeuta winien w jakiś sposób spełniać rolę matki i ojca jednocześnie. Pomocy terapeutycznej najczęściej szukają osoby, które czują się głęboko zranione w relacji do swoich własnych rodziców. Im więcej rodzicielskiej postawy znajdzie pacjent w osobie terapeuty, tym owocniejsza może okazać się sama terapia. Terapeuta choćby w minimalnym stopniu winien łączyć ojcowskie poczucie bezpieczeństwa i trzeźwość życiową z macierzyńskim współczuciem i troską. Ojcostwo terapeuty nie może jednak przeradzać się w postawę paternalistycznej wyniosłości, a macierzyństwo w nadopiekuńczość i emocjonalne wiązanie pacjenta z sobą. Miłość terapeuty winna być z jednej strony wrażliwa i współczująca, z drugiej zaś realistyczna i wolna. Miłość ta staje się zasadniczym źródłem skuteczności przyjętej przez terapeutę metody. Antoni Kępiński, jeden z najwybitniejszych polskich psychiatrów, twierdził, iż najlepszym lekarstwem dla chorego „jest sam lekarz i jego słowo”.
Terapeuta — o ile chce skutecznie pomagać — winien angażować w terapię siebie samego. Nie może chować się za przyjęte techniki i metody. Im mniejsze bywa zaangażowanie osobowe terapeuty, tym większe znaczenie posiadają stosowane przez niego techniki. Terapeuta, posługując się precyzyjną metodą, stawia zwykle słuszną diagnozę. Sam sposób jednak przekazania jej może okazać się wręcz destruktywny, jeżeli nie weźmie pod uwagę wrażliwości i granic odporności psychicznej pacjenta.
Wielu pacjentów przychodząc do terapeuty nie oczekuje bynajmniej diagnozy i pomocy technicznej, ale raczej zrozumienia, współczucia, poczucia bezpieczeństwa, oparcia psychicznego. Jeden z rekolektantów powiedział mi kiedyś wprost, iż chodzi do psychologa tylko po to, aby się „po prostu wygadać”. Kiedy pacjenci otrzymają potrzebne im ludzkie wsparcie, nabierają większego zaufania do terapeuty i są bardziej otwarci na przyjęcie diagnozy. „Jest wiele przypadków” — stwierdza C. G. Jung — „których nie sposób wyleczyć, jeśli lekarz sam się w nie nie zaangażuje. [...] Jest rzeczą decydującą, czy lekarz uznaje się za jedną z osób dramatu czy też odwrotnie, zasłania się własnym autorytetem. W sytuacjach wielkiego kryzysu życia duchowego, w momentach ekstremalnych, gdy chodzi o być albo nie być, nie pomogą małe, choć może sugestywne hokus pokus, albowiem sytuacje takie są wyzwaniem dla lekarza jako istoty ludzkiej”.
”Technologiczne” i komercjalne podejście do psychoterapii sprawia, iż wielu terapeutów nie traktuje siebie jako osoby zaangażowanej w dramat drugiego człowieka, ale jako specjalistów, którzy z zewnątrz „interweniują” w życie pacjenta na wzór lekarza chirurga. Pojęcie terapii u wielu terapeutów domaga się dziś znacznego poszerzenia o „ludzki wymiar”, w którym świat wartości odgrywałby zasadniczą rolę. Trudno sobie wyobrazić dobrego terapeutę bez spójnego systemu filozoficznego i całościowego spojrzenia na człowieka. Jego osobista hierarchia wartości posiada przecież istotne znaczenie w relacji z pacjentem. Wpływa także na zakładany przez niego cel terapii. Terapeuta winien odznaczać się nie tylko ojcostwem i macierzyństwem, ale także „postawą mistrza”, który uczy sztuki życia.
Podsumowując możemy powiedzieć, że współczesny terapeuta musi wykazać się niezwykłą kulturą osobistą i duchową, życiową mądrością oraz wiedzą psychologiczną i religijną, by mógł pomagać pacjentom niezależnie od ich filozofii, religii, moralności czy duchowości. Musi być też na tyle uczciwy i pokorny, aby odesłać swojego klienta do osoby duchownej, jeżeli ten tego wyraźnie potrzebuje. Terapeuta nie powinien metodami psychologicznymi rozwiązać zasadniczych problemów duchowych i moralnych, podobnie jak duchowny nie powinien leczyć chorób psychicznych jedynie za pomocą praktyk religijnych.
Podkreślmy jeszcze jedno: zarówno od terapeuty jak i spowiednika, którzy są przecież życiowymi przewodnikami po krętych drogach ludzkiego życia, wymaga się wielkiej prawości wewnętrznej. Ich rady dawane pacjentom i penitentom muszą być zgodne nie tylko z ogólnoludzkimi wartościami (duchowymi i religijnymi), ale także z własną postawą życia. W opowiadaniu Mikołaja Gogola Portret ukazana jest postać ojca rodziny, artysty prowadzącego ascetyczny żywot. Swojemu synowi rozpoczynającemu również karierę artystyczną daje on takie pouczenie: „Stwórca obroni cię przed [...] namiętnościami. [...] Ratuj czystość swej duszy. Kto posiada talent, [a my w kontekście naszych rozważań dodajmy: zadanie, misję i powołanie] winien mieć duszę czystszą od innych. Innym wiele będzie wybaczone — jemu nigdy. Wystarczy, by na człowieka, który opuścił dom w jasnym, odświętnym stroju, padła chociażby jedna kropla błota spod kół, a już wszyscy go obstąpią i będą nań wskazywać palcami, mówiąc o jego niechlujstwie, podczas gdy ci sami ludzie nie spostrzegą mnóstwa plam na innych przechodniach odzianych w strój powszedni. Albowiem na stroju powszednim nie znać plam”. Psychiatrzy, psychologowie, terapeuci, wychowawcy, duchowni, to artyści dusz. Ludzie korzystający z ich posługi, doświadczenia, wiedzy i mądrości pragną, aby mieli oni dusze czystsze od innych i zawsze chodzili w jasnych odświętnych strojach. Kiedy widzą choćby kroplę moralnego błota na ich ubraniach, wskazują ich palcami.
opr. aw/aw