Dramatyczna potrzeba prawdziwego przywództwa

"Lider papież Franciszek" - fragmenty

Dramatyczna potrzeba prawdziwego przywództwa

Chris Lowney

tłumacz: Marek Chojnacki
LIDER PAPIEŻ FRANCISZEK

ISBN: 978-83-277-0148-0
wyd.: Wydawnictwo WAM 2014

Wybrane fragmenty
Nowy lider
Jak przygotować się do roli lidera?
Dramatyczna potrzeba prawdziwego przywództwa
Czym wyróżnia się papież jezuita?
Dlaczego my i nasi liderzy potrzebujemy zmiany?

Dramatyczna potrzeba prawdziwego przywództwa

Coraz częściej pojawiały się złożone pytania i problemy, coraz krótszy był czas ich rozwiązywania, dylematy etyczne okazywały się coraz bardziej złożone, a mnie nikt nie posłał do szkoły liderów, gdzie nauczyłbym się radzić sobie z tym wszystkim. Szkołą przywództwa w moim przypadku okazała się szkoła życia. O to, czy skorzystałem z tej życiowej lekcji, należałoby spytać moich dawnych kolegów z J.P. Morgana i moich obecnych współpracowników z branży zarządzania systemem opieki zdrowotnej. Mam nadzieję, że przynajmniej uznaliby, iż wyrastam ponad przeciętność, bowiem przeciętna ocena poziomu przywództwa w Ameryce jest wręcz druzgocąca. Niedawno w jednym z poważnych sondaży spytano Amerykanów, czy mają „duże zaufanie” do swoich przywódców politycznych, religijnych, do swoich szefów i nauczycieli. Odpowiedź brzmiała jednoznacznie i zdecydowanie: „Nie”. Amerykanie nie deklarują nawet umiarkowanego zaufania do żadnej z tych czterech grup, uważanych za filary naszego społeczeństwa5.

Trzeba przyznać, że dzisiejsi przywódcy mają bardzo trudne zadanie. Często nie dysponują wystarczającymi zasobami, pracują pod ogromną presją czasu, zmagają się z częstymi zmianami, działają w warunkach nieustannej kontroli konfrontowani z wysokimi oczekiwaniami i muszą motywować współpracowników i akcjonariuszy, którzy nierzadko sceptycznie odnoszą się do autorytetu. Te realia naprawdę ogromnie utrudniają przywództwo.

Jednakże nasze rozczarowanie, a nieraz wręcz silna niechęć do tak wielu naszych przywódców wynikają z przyczyn o wiele poważniejszych niż problemy związane dziś z rolą lidera. Nazbyt często ci, którzy nami kierują, wydają się przejmować jedynie własnym statusem i dochodami. Nie potrafią nas zainspirować ani zjednoczyć; nie starcza im wyobraźni niezbędnej do rozwiązywania pozornie nierozwiązywalnych, dręczących nas problemów; boją się dokonywać niezbędnych wyborów, często nawet nie mówiąc nam o tym otwarcie; nie są dość odważni, by poprowadzić nas do podjęcia wyzwań i pokierować zmianą.

Mówiąc wprost, coś jest nie tak. Potrzebujemy nowego kształtu przywództwa, nowych sposobów przygotowywania siebie i innych do roli lidera.

Czym wyróżnia się papież jezuita?

Mamy papieża Franciszka, który jest jezuitą. Już sam ten fakt niesie z sobą paradoks. Jezuici to zakon katolicki, złożony z kapłanów i braci, założony przez świętego Ignacego Loyolę i jego towarzyszy w roku 1540. W trakcie swej niezwykłej historii jezuici brali udział w zakładaniu jednego z największych miast świata (Sao Paulo w Brazylii), pomagali w tworzeniu alfabetu wietnamskiego i używanego obecnie na całym świecie kalendarza gregoriańskiego. Zakon jezuitów jest największym zgromadzeniem zakonnym na świecie, w pełni scalonym i zarządzanym przez jednego przełożonego generalnego; obecnie ponad siedemnaście tysięcy jezuitów pracuje w ponad stu krajach świata.

Dlaczego zatem — zważywszy na wspomnianą historię dokonań i na globalny charakter zakonu — fakt, że papież jest jezuitą, miałby być w jakimkolwiek sensie paradoksalny? Przede wszystkim dlatego, że sam założyciel zakonu był zdecydowanie przeciwny przesadnemu akcentowaniu osobistych ambicji. Konstytucje zakonu jezuitów, określające jego regułę, uznają nadmierne ambicje osobiste za „matkę wszelkiego zła w każdym państwie lub w społeczności”6. Nakazują też jezuitom ślubować, że „nigdy nie będą zabiegali” o godności kościelne, a nawet ujawnią „tych, u których coś takiego zauważą”7. Wow! Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby w firmach amerykańskich istniał nakaz ujawniania co ambitniejszych kolegów. Ich lista byłaby tak długa, że tworząc ją, nie mielibyśmy już czasu na nic innego.

Święty Ignacy chciał, by jezuici byli pokorni, gdyż pokorny był Jezus, którego mieli naśladować. Wiedział też, że ambicje i walki polityczne mogą zniszczyć morale każdej organizacji (moi koledzy z korporacji z pewnością wiedzą, o co chodzi). Próbował więc okiełznać ludzką skłonność do schlebiania własnemu ego przez pogoń za statusem społecznym, władzą i awansami.

Kardynał Bergoglio wydaje się wiernym synem swojego duchowego ojca, świętego Ignacego Loyoli. Zająwszy, wedle opinii mediów, drugie miejsce w rankingu kandydatów na konklawe w roku 2005, na którym wybrano Benedykta XVI, kardynał Bergoglio nie krążył po Rzymie, budując sieć swoich stronników i zbierając punkty do następnych wyborów. Szybko wrócił do Argentyny i usunął się w cień, poświęcając większość swego czasu i energii argentyńskim ubogim (którzy nie mają możliwości oddania głosu na papieża). Zszedł ze sceny politykierskich spekulacji tak skutecznie, że gdy nadeszło kolejne konklawe, prawie w ogóle nie wymieniano go wśród faworytów.

Jest to jeden z wielu paradoksów związanych z drogą tego człowieka do władzy i z jego rozumieniem władzy. Tym, którzy szukają nowej wizji przywództwa i metod formacji liderów, nowy papież dostarczył bogatego materiału do przemyśleń już w pierwszym tygodniu swojego pontyfikatu. Oto kilka przykładów:

  • intensywną formację do życia i przywództwa — wyjąwszy wychowanie, które otrzymał w domu — papież Franciszek wyniósł z zakonu jezuitów, który swoich liderów przygotowuje nie przez studiowanie zarządzania, lecz na cichych miesięcznych rekolekcjach, wysyłając nowicjuszy na uciążliwe pielgrzymki i przygotowując do doradztwa dorosłym przez praktyki, na których przyszli doradcy uczą małe dzieci;
  • znany ze swego przywiązania do tradycji katolickiej nowy papież zerwał z tradycją już kilka minut po wyborze, odmawiając przyjęcia tradycyjnej czerwonej peleryny (mucetu), dzwoniąc z własnego telefonu i wsiadając do autobusu zamiast do papieskiej limuzyny;
  • kilka dni po wyniesieniu do godności papieża — dającej mu ogromną władzę i światowy prestiż — jednoznacznie stwierdził, że „prawdziwą władzą jest służba”8.

Czy ta niecodzienna formacja i zaskakujące pierwsze gesty czynią go dobrym przywódcą? Z pewnością samo to nie wystarczy. Niniejsza książka nie jest naiwną reklamą ani jego samego, ani jego jezuickiej formacji czy Kościoła katolickiego. Papież Franciszek odziedziczył Kościół ze wszystkimi jego globalnymi i odwiecznymi wyzwaniami i problemami: z brakiem duchownych w dziesiątkach krajów, z malejącą liczbą wiernych chodzących do kościoła w całym rozwiniętym świecie, z moralnym autorytetem nadszarpniętym licznymi skandalami wywołanymi przez przypadki molestowania seksualnego i — sądząc z publicznych wypowiedzi różnych kardynałów — ze źle funkcjonującą kurią rzymską.

Takich złożonych, wieloaspektowych problemów nie da się rozwiązać od ręki. Konieczne będą głębokie zmiany, a pierwsze słowa i czyny papieża świadczą o tym, że jest zdecydowany na zainicjowanie w całym Kościele poważnej przemiany kulturowej. Poważna przemiana kulturowa — czy to aby nie przesada? Jednym z licznych przykładów świadczących o tym zamiarze niech będą słowa wypowiedziane przez papieża Franciszka do młodych katolików zgromadzonych w Rio de Janeiro na Światowych Dniach Młodzieży: „Chciałbym jednak, by was było słychać w diecezjach, chcę, aby się wychodziło na zewnątrz, żeby Kościół wychodził na ulice, chcę, byśmy się bronili przed tym wszystkim, co jest światowością, bezruchem, przed tym, co jest wygodą, klerykalizmem (...). Niech mi wybaczą biskupi i kapłani, jeśli ktoś będzie z tego powodu później robił zamęt”9. To nie są słowa człowieka, który chce dokonać jedynie niewielkich zmian, czuwając nad zachowaniem dotychczasowego stanu rzeczy. Ten papież chce tchnąć w swoją instytucję nowego ducha i energicznie poprowadzić ją ku nowym wyzwaniom.

Jednak nawet utalentowani przywódcy napotykają trudności, próbując zmieniać organizacje, którym przewodzą; tym bardziej należy się spodziewać trudności po instytucji wyrastającej z tradycji liczącej dwa tysiące lat. Prezydent Woodrow Wilson miał rację, mówiąc: „Jeśli chcesz narobić sobie wrogów, spróbuj coś zmienić”. Inicjatorom zmian do osiągnięcia sukcesu niezbędne są na pewno kompetencje i zdrowy osąd sytuacji, potrzebne są im jednak również odwaga, zmysł polityczny, żelazna wola i wiele szczęścia.

Czy zatem mu się powiedzie? Tylko głupiec mógłby twierdzić, że zna odpowiedź na to pytanie.
Czemu więc mielibyśmy uczyć się przywództwa od papieża, o którego pontyfikacie nic jeszcze nie wiadomo? Dlaczego mielibyśmy uczyć się od duchownego katolickiego, jeśli jesteśmy muzułmanami, buddystami, a nawet osobami niewierzącymi? Czemu mielibyśmy naśladować przywódcę religijnego, jeśli zarządzamy firmą, szpitalem lub rodziną? Czego może nauczyć nas człowiek, który publicznie całuje nagie stopy młodej kobiety, skoro nas w pracy za podobny gest wobec podwładnej wsadzono by do więzienia? Czego możemy dowiedzieć się od kogoś, kto wyniósł swoją formację z jezuickich seminariów, skoro nas ukształtowały szkoły biznesu, wydziały zarządzania i doświadczenie zawodowe?

5National Leadership Index, 2007, Center for Public Leadership, s. 5, ‹centerforpublicleadership.org›.

6 Konstytucje Towarzystwa Jezusowego wraz z przypisami Kongregacji Generalnej XXXIV oraz Normy uzupełniające zatwierdzone przez tę samą Kongregację, [817]6, Wydawnictwo WAM, Kraków 2006, s. 274-275.

7 Tamże, s. 275.

8 Papież Franciszek, Homilia wygłoszona podczas Mszy świętej na rozpoczęcie pontyfikatu, 19 marca 2013 r., ‹w2.vatican.va›.

9 Papież Franciszek, Spotkanie z młodzieżą argentyńską, 25 lipca 2013 r., ‹w2.vatican.va›.

opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama