Z cyklu "Praca nad wiarą"
Spotkałem się z opinią, że, jak dotychczas, najbardziej dalekosiężnym w skutkach trzęsieniem ziemi było to, które miało miejsce w roku 1755 w Lizbonie. Zginęło wówczas może kilkuset, może kilka tysięcy ludzi, ale przez całą oświeconą Europę przeszła wówczas fala zwątpienia w Bożą Opatrzność. W ten sposób w ślad za naturalnym trzęsieniem ziemi przyszło na Europę wielkie trzęsienie duchowe.
Ale to naprawdę jest problem. Wojny, nędzę czy głód można wyjaśnić naszymi grzechami - naszą chciwością, namiętnościami, kłótniami, brakiem wrażliwości na cudzą biedę. Trzęsienia ziemi są dziełem ślepych sił natury. Nie umiem przeskoczyć tego problemu: Skoro światem rządzi Boża Opatrzność, to dlaczego tylu ludzi - bez wyboru: winnych i niewinnych - pada ofiarą ślepych sił natury?
Najpierw zerknąłem pod kątem postawionego przez Pana problemu do Starego Testamentu. Otóż wśród kilkunastu wzmianek na temat trzęsienia ziemi znajdują się tam m.in. słowa proroka Amosa, że ziemia może nie udźwignąć ciężaru naszych grzechów i wreszcie zadrży z powodu krzywdy, jaka się na niej dzieje ubogim (Am 8,8). Jest to z pewnością myślenie obrazowe, ale osobiście jestem wrażliwy na ten rodzaj myślenia.
Kilkakrotnie trzęsienie ziemi jest przedstawione w Starym Testamencie jako znak gniewu Bożego. O istotnym uzupełnieniu, jakie wniesie tu Ewangelia, wspomnimy za chwilę, przedtem warto może spojrzeć na same teksty. „Zatrzęsła się i zadrżała ziemia - cytuję teraz Psalm 18,8 - posady gór się poruszyły, zatrzęsły się, bo On zapłonął gniewem”. W formie bardziej rozbudowanej myśl ta pojawi się u proroka Izajasza: „Ziemia rozpadnie się w drobne kawałki, ziemia pękając wybuchnie, ziemia zadrgawszy zakołysze się, ziemia się mocno będzie zataczać jak pijany i jak budka na wietrze będzie się chwiała; grzech jej zaciąży nad nią , tak iż upadnie i już nie powstanie” (Iz 24,19n; por. Ez 38,19n; Jl 2,10n).
Ewangelia potwierdza wprawdzie istnienie związku między spotykającymi nas utrapieniami a naszymi grzechami, ale zarazem zakazuje wyprowadzania zbyt konkretnych wniosków na ten temat. Bo ani okoliczność, że jakieś nieszczęście spadło na innych i nas ominęło, nas nie uniewinnia, ani też czyjeś nieszczęście nie upoważnia nas do domyślania się, czy przypadkiem nie stoi za tym jakiś grzech.
Czyż myślicie - komentował Pan Jezus głośną wówczas katastrofę - że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloe i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam. Lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie” (Łk 13,4n). Ale i odwrotnie: to, że jakiegoś człowieka czy jakąś wspólnotę spotkało nieszczęście, nie upoważnia nikogo do domyślania się w tym kary za grzechy (J 9,2n). Już przyjaciele Hioba zostali skarceni za tego rodzaju domysły.
Obie wymienione przed chwilą zasady ewangeliczne zmierzają do tego samego: Poprzestańmy na uznaniu, że może istnieć jakiś realny związek między czynionym przez nas złem a doznawanymi przez nas nieszczęściami, ale nie do nas należy ustalanie tego związku. Do nas należy nawrócić się , jeśliśmy zgrzeszyli, a jeżeli spadnie na nas jakieś nieszczęście, starajmy się znieść je po Bożemu i bez uszczerbku na duszy.
Właśnie tego ewangelicznego spojrzenia nie przyjęli ci, którzy dwa i pół wieku temu tak zgorszyli się trzęsieniem ziemi w Lizbonie. Oni z góry „wiedzieli”, że w Lizbonie wielu ludzi zginęło niewinnie i niesprawiedliwie, zaś ewangeliczne wytyczne o cierpliwym znoszeniu doznawanego zła, zwłaszcza jeśli nie da się go uniknąć, ich jedynie oburzały.
Przykład zupełnie innego podejścia zostawił nam kochany święty Augustyn. Przyszły akurat - było to prawdopodobnie w roku 397 - wieści o trzęsieniu ziemi, które przemieniło w gruzy kilka miast Azji Mniejszej. Nagłą śmierć takiej masy ludzi Augustyn przyjął przede wszystkim jako przypomnienie o kruchości naszego ludzkiego życia: „Tam umieśćmy nasze serce, gdzie nie będą mogły go psuć troski tego świata. Niech przeminą te troski, które przejmują ludzi, niech wyparują, mgłą jest bowiem życie ludzkie na ziemi. Kruchość obecnego życia zwiększają jeszcze różne i wręcz codzienne niebezpieczeństwa. Dowiadujemy się o wielkim trzęsieniu ziemi, jakiego doświadczyli mieszkańcy Wschodu. Od nagłych wstrząsów runęło kilka wielkich miast” (Mowa 19,6; PL. 38,136n).
Owszem, od razu pojawili się wówczas różni sędziowie i oskarżyciele Pana Boga. Augustyn wspomina o nich, ale z nimi nie polemizuje. Ogranicza się do pouczenia, jak chrześcijanie winni reagować na nieszczęścia, których nie dało się uniknąć: „Świat jest tłocznią oliwną, która bierze nas w swoje prasy. Bądźmy oliwą, nie wytłokami. Każdy niech się zwraca do Boga i zmienia swoje życie. Nie widzimy, jak spływa oliwa, jak znajduje ukryte w tłoczni naczynie. {Kiedy w reakcji na różne utrapienia pojawiają się} szyderstwa, wyśmiewanie, bluźnierstwa, publiczne narzekania, wytłoki wychodzą z tej tłoczni. Jednak Pan tłoczni nie przestaje działać przez swoich pracowników, świętych aniołów. Zna on swoją oliwę. Wie, co chce osiągnąć, wie, pod jakim ciężarem oliwa zacznie płynąć. Zna Pan tych, którzy należą do Niego. Bądźcie oliwą, uciekajcie od wytłoków. Niech się odwrócą od nieprawości wszyscy, którzy wzywają imienia Pańskiego” (tamże).
Szczególnie głęboko, ale i przejmująco brzmi nawiązanie w związku z tym trzęsieniem ziemi do słów Pana Jezusa, żeby nie bać się tych, którzy zabijają ciało, ale bać się raczej wtrącenia do piekła: „Są bowiem rzeczy, których bać się nie trzeba. Boisz się trzęsienia ziemi? Boisz się sensacji na niebie? Boisz się wojen? Lękaj się również zwyczajnej choroby. Kiedy boimy się tamtych wielkich klęsk, nieraz nie one nadejdą, ale zwyczajna gorączka zmiecie człowieka z tej ziemi. A jeśli Sędzia stwierdzi wówczas, że takiego nie zna, jeśli powie takim: <Nie znam was! Odejdźcie ode mnie!>, co wówczas będzie? Gdzie wtedy pójdziesz? Gdzie się podziejesz? Jak odzyskasz swoje zmarnowane życie? Czy ktoś ci pozwoli żyć jeszcze raz i naprawić zło, jakie uczyniłeś? Wszystko skończone!” (tamże).
To jest szczególnie charakterystyczna cecha chrześcijańskiej mądrości: My nie umiemy wszystkiego wyjaśnić, ale jednego jesteśmy pewni. Wiemy z całą pewnością, że nie ma takiej sytuacji, nieszczęścia czy próby, których by wiara nie potrafiła przynajmniej tyle rozjaśnić swoim światłem, żebyśmy wiedzieli, jak przez nie przejść bezpiecznie i nie ponieść uszczerbku na duszy. Owszem, niekiedy nie uda nam się znaleźć obrony przed szkodą doczesną, ale jeśli będziemy się mocno trzymali Pana Jezusa, z całą pewnością uda nam się uniknąć szkody wiecznej.
Niestety, wiek XX dopisał jakby następny rozdział do podniesionego przez Pana problemu. Właśnie świeżo gdzieś przeczytałem o tym, że profesor Gary Whitford z kanadyjskiego uniwersytetu Nouveau Brunswick twierdzi, iż po roku 1950 aż 60% trzęsień ziemi zostało spowodowanych podziemnymi próbami nuklearnymi. Jeśli uczony ten ma rację, znaczy to, że my całkiem skutecznie potrafimy uruchamiać potężne siły natury przeciwko samym sobie. Mamy w ten sposób jeszcze więcej okazji do tego, ażeby z pozycji oskarżycieli i sędziów stawiać dramatyczne pytania: „Jak Pan Bóg mógł do takiego nieszczęścia dopuścić?”
opr. aw/aw