Fragmenty książki "Koniec świata. Duch czasów ostatecznych"
|
Jean-Marc Bot Koniec świata. Duch czasów ostatecznych ISBN: 978-83-7516-284-4 Wydawnictwo Święty Wojciech 2012 |
|
Bibliści i teolodzy są zgodni co do faktu, że profanację, o której mówiliśmy powyżej, utożsamić należy z nadejściem Antychrysta. Zauważmy, że samo określenie „antychryst” występuje jedynie u świętego Jana. I to zarówno w liczbie pojedynczej, jak i mnogiej:
„Dzieci, nadeszła już ostatnia godzina: tak jak słyszeliście, Antychryst przychodzi. Teraz wielu jest antychrystów; po tym właśnie poznajemy, że nadeszła ostatnia godzina. Oni wyszli z nas, lecz z nas nie byli; jeśliby bowiem z nas byli, to pozostaliby z nami. Lecz w ten sposób wyszło na jaw, że nie wszyscy do nas należą. [...] Czyż nie ten jest kłamcą, kto przeczy, że Jezus jest Chrystusem? Ten jest Antychrystem, kto wypiera się Ojca i Syna. [...] wszelki zaś duch, który nie wyznaje Jezusa, nie jest z Boga. Jest to duch Antychrysta, o którym słyszeliście, że przyjdzie, a teraz jest już na świecie. [...] Pojawiło się na świecie wielu zwodzicieli, którzy nie uznają, że Jezus Chrystus przychodzi w ciele; taki właśnie jest zwodzicielem, Antychrystem”[181].
Tę samą, a przynajmniej podobną rzeczywistość, przywołuje w swoim Liście do Tesaloniczan święty Paweł:
„Bo najpierw musi dojść do odstępstwa i objawi się człowiek grzechu, syn zatracenia, przeciwnik, wynoszący się ponad wszystko, co nazwane jest Bogiem lub odbiera cześć Boską. Zasiądzie on nawet w świątyni Boga dowodząc, że sam jest Bogiem. Czy nie pamiętacie, że wam mówiłem o tym, przebywając jeszcze z wami? Wiecie przecież o tej przeszkodzie, która nie pozwala mu działać, aż czas jego nadejdzie. Nieprawość już potajemnie rozwija swoją działalność, najpierw jednak musi ustąpić ten, który ją powstrzymuje. Wtedy wystąpi jawnie ów gwałciciel prawa, ale Pan Jezus powali go tchnieniem ust swoich, zniszczy go w chwili swego przyjścia. Działalności jego towarzyszyć będą za sprawą szatana cuda kłamliwe, znaki i dziwy. Tych, którzy nie umiłowali prawdy mającej ich zbawić, zwiedzie wszelkimi pokusami zła ku ich zgubie. Bóg dopuści, że omamieni błędem wciągnięci zostaną w sidła i dadzą wiarę kłamstwu. Tak wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie, lecz upodobali sobie zło, zostaną potępieni”[182].
Widzimy, że list Pawłowy rzuca światło na tekst świętego Jana. Zapowiada dwa powiązane ze sobą wydarzenia: nadejście apostazji i pojawienie się tajemniczego tyrana, zwodziciela. Ów nowy „bałwan” odniesie sukces jedynie dlatego, że pójdą za nim ci, którzy w zatwardziałości odrzucili prawdę. Oznacza to, że prekursorzy Antychrysta pojawili się już u zarania chrześcijaństwa — i pojawiać się będą aż po kres dziejów. Święty Jan, rzucając im wyzwanie, jednocześnie demaskuje rysujące się na horyzoncie dziejów globalne sprzymierzenie sił antychrystusowych. Tymczasem są tacy, którzy nie są zupełnie pewni, czy ową personifikację zła należy rozumieć dosłownie. Preferują bardziej abstrakcyjną, symboliczną interpretację „sił zła”. Czy zatem rzeczywiście, myśląc o Antychryście, powinniśmy myśleć o konkretnej postaci historycznej, manipulowanej przez szatana?
Raczej tak, bowiem do takich wniosków prowadzi obiektywna lektura. Po pierwsze, sam Jan wprowadza rozróżnienie pomiędzy jemu współczesnych „antychrystów” i przyszłego „antychrysta”. Czyli „antychryści” — w liczbie mnogiej i „antychryst” — w liczbie pojedynczej, nie są jednym i tym samym. Po drugie, różnicę tę uwypuklają określenia, których używa Paweł mówiący o „człowieku grzechu”, „synu zatracenia”. Te dwa wyrażenia raczej wskazują na konkretną istotę ludzką aniżeli na pewną grupę osób czy szatana jako takiego[183]. Także Tradycja[184] naucza, że antychrystem będzie człowiek: przywódca ziemskiego cesarstwa, który pojawi się tuż przed powrotem Chrystusa (Paruzją) i — jak powiada święty Paweł — ulegnie Jego chwale. Ten punkt widzenia przyjmuje też kardynał Newman, który precyzuje:
„Antychryst jest osobą, konkretnym człowiekiem, a nie królestwem czy mocą. Właśnie to, a nie inne wrażenie odnosi się czytając fragmenty Ewangelii, które się do niego odnoszą — nawet jeśli weźmiemy pod uwagę metaforyczny charakter profetycznego języka. I taka też była uniwersalna wiara pierwotnego Kościoła”[185].
Jeśli przyjmiemy tę tradycyjną egzegezę, natychmiast musimy sobie zadać następujące pytanie: czy to możliwe, że Bóg przeznaczyłby istotę ludzką na zatracenie? Czy przypadkiem nie tworzymy karykaturalnej wizji Bożej opatrzności, przypisując jej tak machiaweliczne zamysły?
Odpowiedź na te pytania mieści się w tym, co już powiedziałem na temat prorokowania. Żadną miarą ów ewentualny „syn zatracenia” nie padnie ofiarą wcześniejszego zaprogramowania. Stwórca nie ma zamysłów machiawelicznych i nikogo wbrew jego woli nie zmusi do realizacji jakichkolwiek planów. Prawda jest taka, że nawet antychryst dostanie od Boga — podobnie jak wszystkie istoty ludzkie — wszystkie łaski niezbędne do zbawienia. Jednak prawdą jest także i to, że Bóg odwiecznie widzi akty wolności, lecz ich nie projektuje — ogarnia wszystko swoim spojrzeniem: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Mając ów całościowy wgląd, może, w formie proroctwa, uchylić nam rąbka tajemnicy, jednak nigdy nie gwałci naszej wolności. Na samym początku każdy otrzymuje uwarunkowania, które definiują jego osobiste uzdolnienia i ograniczenia. Zgodnie z przypowieścią o talentach, każdy jest wezwany do podwojenia tego depozytu, który Pan złożył w jego rękach. Jedni otrzymali tysiące talentów, inni — tylko jeden. Każdy, z łaską Bożą, musi sprostać wyzwaniu: jeden będzie musiał oddać dwa talenty, drugi — miliony. I będzie to jak najbardziej sprawiedliwe. Przyszły antychryst — jako jednostka, która wybierze zatracenie — być może już od dziecka będzie przejawiał skłonności do zła, co w niczym nie umniejszy ani jego odpowiedzialności, ani uprzedzających łask Bożej dobroci, niezbędnych do zbawienia[186]. Jest to niezwykła tajemnica wolności i łaski!
Pozostaje jeszcze kwestia historyczności. Starożytni raczej nie byli w stanie nakreślić portretu przyszłego antychrysta. Na przykład Grzegorz Wielki widział go niemal jako wcielenie diabła. Inni zbyt prędko chcieli go [to jest antychrysta] rozpoznać w osobach z kręgu religii — takich jak Mahomet, Luter, a nawet — jak było to w przypadku wielu protestantów w XVI i XVII stuleciu — w osobie samego papieża! Wszystkie te spekulacje z czasem zostały zdyskredytowane. Stanęło na tym, że nadejściu Antychrysta nadano wymiar czysto symboliczny, depersonifikując go jako takiego. Podczas gdy dziewiętnastowieczni katolicy wciąż jeszcze uznawali jego istnienie za artykuł wiary, współcześni egzegeci, około roku 1930, gratulowali sobie wyrugowania z popularnych wierzeń tego demona przeszłości.
Niemniej, człowiek w sposób naturalny przejawia skłonność do kultu jednostki. Wszystkie cesarstwa miały tak zwanych „charyzmatycznych” przywódców, którzy pociągali za sobą tłumy. Jednym z owych przywódców był Napoleon, którego osobą uległ fascynacji sam znany ze skrajnego racjonalizmu Hegel. Otóż nazajutrz po piorunującym zwycięstwie i wkroczeniu wojsk Napoleona do Jeny, 13 października 1806 roku niemiecki myśliciel napisał do Niethammera:
„Widziałem, jak cesarz — owa dusza świata — wyjeżdżał z miasta na rekonesans; zaiste, to niesamowite wrażenie ujrzeć tak wielkiego człowieka, który, wpatrzony w jeden cel, siedząc na koniu, zdobywa świat i nad światem panuje”.
Jak zaczarowany, widział Hegel w Napoleonie „wybitnego człowieka, którego nie podziwiać — niepodobna”. W XX wieku, wraz z rewolucją bolszewicką, nastał czas systemów totalitarnych i przywódców upojonych pychą i władzą; tyranów, którzy w swym okrucieństwie bili na głowę wszystkich swoich poprzedników: Lenin, Stalin, Hitler, Mao, że wymienię tylko tych najbardziej osławionych. Byłżeby to oczekiwany powrót demona? Zwłaszcza Hitler postrzegany jest jako ucieleśnienie zła w skali, jakiej nigdy dotąd w świecie nie widziano. Do tego stopnia, że jeden z teologów wydał na temat dyktatora następujący osąd:
„Medium, przez które szatan chciał obalić wszelkie normy moralności i prawa — które to normy, mimo postępującej dechrystianizacji wciąż jeszcze były normami ogólnie uznawanymi, i to zarówno przez tradycję, jak i przez naturę — był Adolf Hitler. Nie ma definicji bardziej zwięzłej, bardziej precyzyjnej, bardziej spójnej z naturą Hitlera niż ta, wyrazista i sugestywna: medium szatana”[187].
Tą samą definicją można by spokojnie określić wszystkich innych dyktatorów — gdyby tylko zerwać z ich twarzy tak dobrze dobrane maski „dobroczyńców ludzkości” czy „ojców narodu”.
Nie dziwi więc fakt, że Ewangelia zapowiadała przyjście fałszywego mesjasza, który w skali globalnej będzie chciał zniewolić ludzkość. W odniesieniu do władzy absolutnej jest to naturalna kolej rzeczy. Osobie Antychrysta nie trzeba nadawać monstrualnego wyglądu — jak gdyby był on wcieleniem szatana! Nawet jeśli — mówiąc słowami świętego Ireneusza — w swej osobie streszcza apostazję diabła, pozostaje istotą ludzką. Aby móc przeprowadzić dzieło zwodzenia całego świata, będzie potrzebował nie tyko diabelskiej pomocy, lecz także typowo ludzkich talentów. Kiedy już osiągnie władzę nad światem, ukaże nam swe prawdziwe oblicze: największego dyktatora, największego manipulatora, największego niszczyciela, jakiego znała historia. Wszędzie zapanuje okrucieństwo i kłamstwo, które będą się nasilać. Antychryst będzie dążył do obalenia wszelkich religii i wprowadzenia religii własnej — ubóstwienie samego siebie. W tym celu ucieknie się do fałszywych cudów, okultyzmu, magii i czarów. Omami sztukami takimi jak: pozorne zmartwychwstanie; ogień z nieba spływający na ziemię; obraz Bestii, która przemówi, i której wszyscy będą musieli oddawać cześć itp. Nie będą to prawdziwe cuda, a jedynie diabelskie sztuczki, które demony potrafią czynić, odwołując się do praw naturalnych, nieznanych ludziom. Będą to znaki przypominające sztuki egipskich magów, którzy niemal jak równy z równym walczyli z Mojżeszem, aby przeciągnąć na swoją stronę zadziwione tłumy. Do wszystkich odstępców od judaizmu lub chrześcijaństwa odniosą się wówczas smutne słowa Jezusa: „Gdyby ktoś inny przyszedł we własnym imieniu, to byście go uznali”[188]. Jednocześnie jednak nie jestem pewien, czy rzeczywiście powinniśmy się zatrzymywać na owej jednostkowej charakterystyce — jak w przeszłości czynili to nasi przodkowie, lub jak wyobrażają sobie niektórzy pisarze współcześni[189]. Zresztą, Katechizm Kościoła Katolickiego pozostaje w tej kwestii bardzo dyskretny i unika kierowania naszej uwagi na jedną postać historyczną:
„Przed przyjściem Chrystusa Kościół ma przejść przez końcową próbę, która zachwieje wiarą wielu wierzących. Prześladowanie, które towarzyszy jego pielgrzymce przez ziemię, odsłoni «tajemnicę bezbożności» pod postacią oszukańczej religii, dającej ludziom pozorne rozwiązanie ich problemów za cenę odstępstwa od prawdy. Największym oszustwem religijnym jest oszustwo Antychrysta, czyli oszustwo pseudomesjanizmu, w którym człowiek uwielbia samego siebie zamiast Boga i Jego Mesjasza, który przyszedł w ciele”[190].
W konsekwencji pojawia się kolejne pytanie, być może dla nas najważniejsze: po czym rozpoznać największe oszustwo religijne [por. KKK 675]? Tu pojawia się kwestia rozeznania — bez niego nie zdołamy rozpoznać zwodziciela, który przywdzieje najbardziej uwodzicielską maskę. To samo zresztą dotyczy żydów, którzy nie zdołali rozpoznać Mesjasza. Zresztą, główny fortel Antychrysta będzie polegał na tym, że sprzeciwi się Chrystusowi, udając do Niego podobieństwo. Anty- ukryje się pod płaszczykiem pseudo-. Właśnie dlatego ryzyko pomyłki jest tak ogromne. Właśnie dlatego Jezus, a za Nim Apostołowie, tak bardzo przestrzegali przed zwodzicielami, którzy ustawicznie opuszczają wspólnotę kościelną. Zwodzenie niejako wyrasta z tradycji judeochrześcijańskiej. Polega na naśladowaniu Objawienia poprzez mamienie jego imitacją: obiecywaniu pseudo-zbawienia ludzkości. A jako że corruptio optimi pessima, fałszywi prorocy nowej ideologii będą naśladować Boże cuda.
[181] 1 J 2,18-19 i 22; 4,3; 2 J,7.
[182] 2 Tes 2,3-12.
[183] Jedyny inny fragment Ewangelii, w którym jest mowa w „synu zatracenia” (J 17,12) mówi o Judaszu, jednym z Dwunastu.
[184] Najstarszym tekstem pozostaje Didache (z II wieku), mówiąca o „zwodzicielu świata”. Motyw zwodziciela powraca później w tekstach Ireneusza, Hipolita, Laktancjusza, Cyryla Jerozolimskiego, Ambrożego, Augustyna, Jana Chryzostoma, Grzegorza Wielkiego, Tomasza z Akwinu i innych.
[185] John Henry Newman, L'Antichrist, Ad Solem, 1995, s. 37-38.
[186] Święty Tomasz z Akwinu uważa, że Antychryst będzie miał swojego Anioła Stróża, który sprawi, że ten pierwszy nie będzie tyle szkodził, ile będzie chciał (W, I, q. 113, a. 4, na 3).
[187] Dom Aloïs Mager, w: Satan, Etudes carmélitaines, DDB, 1948, s. 605.
[188] J 5,43.
[189] Dawni pisarze z rozmachem tworzyli wizje Antychrysta, jakby z góry chcieli stworzyć coś w rodzaju jego biografii. Pisarze współcześni także krążą wokół tego tematu. Na przykład Włodzimierz Sołowjow, Krótka powieść o Antychryście, przekł. Ludwik Posadzy, Lumen, Wrocław 1998; Robert Hugo Benson, Pan świata, przekł. Stefan Barszczewski, Veritas, Londyn 1962; George Orwell, 1984, przekł. Juliusz Mieroszewski, ABC, Kraków 1981.
[190] KKK 675.
opr. ab/ab