Język, którym się posługujemy, wpływa na widzenie świata i myślenie o nim
Najpierw warto przyjrzeć się doświadczeniu używania języka w relacjach międzyludzkich. Podstawowe utrudnienie w komunikacji polega na tym, że posługujemy się różnymi językami etnicznymi. Tego problemu nie rozwiązał nawet fakt istnienia na przestrzeni wieków rozmaitych języków międzynarodowych.
Edward Sapir i Benjamin Lee Whorf sformułowali ciekawą hipotezę mówiącą o wpływie języka etnicznego na sposób widzenia świata. Opiera się ona na dwóch głównych założeniach: po pierwsze, język, będący tworem społecznym, jako system, w którym wychowujemy się i myślimy od dzieciństwa, kształtuje nasz sposób postrzegania otaczającego nas świata; po drugie, wobec różnic między systemami językowymi, które są odbiciem tworzących je odmiennych środowisk, ludzie myślący w tych językach rozmaicie postrzegają świat. Hipoteza Sapira-Whorfa pozostaje hipotezą, zwłaszcza w swojej twardej postaci (język, którym się posługujemy, determinuje widzenie świata i myślenie o nim) mającą zwolenników i przeciwników, ale w swojej miękkiej odmianie (język, którym się posługujemy, wpływa na widzenie świata i myślenie o nim) jest akceptowana, zwłaszcza w translatologii, w której zauważa się, że literatura piękna jest właściwie nieprzekładalna właśnie dlatego, że to, w jaki sposób postrzegamy i rozumiemy nasz świat, uzależnione jest od języka, w jakim myślimy. Michał Wendland słusznie pisze:
Jak zauważa Humboldt, każda kultura, każde społeczeństwo jest ze swym językiem związane na dobre i na złe, toteż nie jesteśmy w stanie wydostać się z sieci tych semiotycznych relacji, z jakich składa się nasza kultura. Zdajemy sobie sprawę, że wiele takich znaków jest i pozostaje nieprzekładalnymi. Z jednej strony dawne, nieistniejące już cywilizacje stają się dla nas nieco bardziej poznawczo dostępne, gdy poznajemy ich język. Zarazem jednak nawet najlepsza znajomość obcego języka nie gwarantuje, że wciąż nie znajdą się w nim obecne znaki, których poprawne dla danej kultury użycie wciąż będzie nam niedostępne. Zawsze bowiem, a na tym polega koło hermeneutyczne, do analizy jakiegoś fenomenu kulturowego przystępujemy wyposażeni w nasze własne narzędzia znakowe i kulturowe, a także zapośredniczeni w wielu wcześniejszych próbach interpretacji. Nasze rozumienie Iliady zawsze będzie tylko naszym jej rozumieniem, od tego bowiem sposobu, w jaki rozumieli ją ówcześni Grecy, oddziela nas odmienny sposób posługiwania się (choćby i pozornie tymi samymi) znakami oraz wszelkie dotychczasowe próby jej zinterpretowania. Każda kultura, która zapoznała się z Iliadą, zna swoją Iliadę, tzn. ma swój indywidualny sposób jej rozumienia i niemożliwym wydaje się jakieś jej „obiektywne”, uniwersalne rozumienie12.
Czy jednak da się odnieść te spostrzeżenia do osób posługujących się tym samym językiem etnicznym? Nie jest bezpodstawne stwierdzenie, że doświadczają one podobnych trudności. Różnice w widzeniu świata pomiędzy nimi są na pewno mniejsze niż w przypadku osób posługujących się różnymi językami etnicznymi, ale też da się je zauważyć. Czemu nie możemy mówić innym językiem / Takim, w którym wszyscy będziemy się zgadzać? — pyta Ellie Goulding w piosence Wish I stayed. Dlaczego tak się dzieje, że chociaż posługujemy się tymi samymi słowami, nie do końca się rozumiemy?
Taki stan rzeczy zdaje się wynikać z roli znaku w poznaniu. Otóż bardzo trudne, jeśli nie wręcz niemożliwe, jest odniesienie się do dowolnego przedmiotu, procesu lub wartości inaczej niż za pośrednictwem jakiegoś znaku, czyli słowa, obrazu, symbolu, gestu. Niektórzy filozofowie rozumieją znak w ten sposób, że z jednej strony udostępnia on rzeczywistość podmiotowi, a z drugiej strony tę rzeczywistość przed nim zamyka, jako narzędzie, które jest konstruktem kulturowym, ale jednocześnie tworzy kulturę. Jest on narzędziem konstytuowania i konstruowania świata przedmiotowego, a nie tylko jego biernym zwierciadłem. Pojęcie znaku wiąże się z pojęciem relacji, gdyż znak zawsze występuje w relacji pomiędzy nim samym a przedmiotem, pomiędzy nim samym a innym znakiem oraz pomiędzy nim samym a jego użytkownikiem. Wspólnota kulturowa to sieć relacji pomiędzy znakami a członkami tej kultury. Znak, oprócz tego, że charakteryzuje się relacyjnością, jest czynnikiem konstruującym rzeczywistość przedmiotową, a przy tym czynnikiem kreślącym granice pomiędzy podmiotem a przedmiotem oraz pomiędzy samymi podmiotami. Można powiedzieć, że tam, gdzie nie ma znaku, nie ma dla nas przedmiotu. Dopiero znak nam go udostępnia. Jak powtarza Martin Heidegger za poetą Stefanem Georgem: nie ma tam rzeczy, gdzie brakuje słowa. A jednak znak ma naturę dialektyczną, ambiwalentną: udostępnia nam przedmiot, a zarazem zamyka go przed nami, udostępnia go nam tylko częściowo, pod pewnym względem (np. interpretacyjnym), oddzielając nas od innych sensów i aspektów. Znak otwiera nas ku przedmiotowi i ku sobie nawzajem — znakami przecież posługujemy się w każdym akcie komunikacji — ale też znak nas przed przedmiotem i przed sobą nawzajem zamyka13.
Jest jednak również druga strona medalu. trudno bowiem nie przyznać racji A.J. Heschelowi, że słowo jest czymś więcej niż tylko znakiem, że wiążą się z nim znaczenia wykraczające poza odniesienia wyłącznie do desygnatu.
To prawda, że używamy słów jako odpowiedników rzeczy lub nośników naszych myśli, przekazujących je innym. Ale twierdzić, że słowo nie jest niczym innym jak tylko zwierzęciem jucznym naszego umysłu, znaczyłoby nie widzieć w osobie niosącej nasz bagaż nikogo więcej jak tylko tragarza. Istotą osoby nie jest niesienie bagażu, a istotą słowa nie jest to, że jest znakiem. Trzeba rozróżnić pomiędzy istotą a funkcją, pomiędzy istotną naturą słowa a jego funkcją, to znaczy sposobem, w jaki jest przez nas używane. Rozumienie przez nas słowa ma charakter bezpośredni. Nie jest tak, że uświadamiamy sobie słowo w ten sposób, iż najpierw dociera do naszej świadomości rzecz albo idea, którą ono oznacza, a potem powracamy do słowa. Kiedy wypowiadamy słowa, takie jak „góra” czy „piękno”, to nie obraz czy właściwości rzeczy odzwierciedlają się bezpośrednio w naszym umyśle. Tym, co spotykamy, jest samo słowo, jego unikatowa intensywność, otaczający je kompleks znaczeń, które wychodzą daleko poza znaczenia słownikowe, odnoszące się ściśle do desygnatu, którego są znakiem. Słowo jest ogniskiem, punktem, w którym łączą się znaczenia i z którego zdają się rozchodzić14.
|
fragment pochodzi z książki:
Robert M. Rynkowski ZROZUMIEĆ WIARĘ
Niecodzienne rozmowy z Bogiem
ISBN: 978-83-277-1027-7 wyd.: Wydawnictwo WAM 2015 |
To, że słowo pełni nie tylko funkcję znaku, ale również ma własną istotę, także nie ułatwia porozumienia, bo nie jesteśmy w stanie objąć wszystkich znaczeń słowa; część z nich pozostaje jasna jedynie dla nas, w naszym świecie. To bogactwo znaczeń słów jest zarazem problemem, ponieważ dane słowo niekoniecznie musi znaczyć dla innej osoby to samo, co znaczy dla nas.
Świat języka i kultury danego człowieka jest więc w pewnej mierze nieprzekładalny na język innego człowieka; ten język warunkuje w pewnym stopniu nasze widzenie rzeczywistości, a znak i bogactwo słów zamykają nas w jakiejś mierze przed sobą nawzajem. Jak mówił Blaise Pascal: Każdy jest dla siebie całym światem, gdy umrze, jego cały świat umiera wraz z nim.
Jak więc korzystać z języka, tego daru Boga, by możliwe było porozumienie przynajmniej w takim stopniu, by zbliżyć do siebie te różne światy?
12M. Wendland, Relatywizm komunikacyjny a problem międzykulturowego porozumienia, „Homo communicativus” 2 (2007) nr 1, s. 57.
13Tamże, s. 54n.
14A.J. Heschel, Człowiek szukający Boga, dz. cyt., s. 65n.