Biskup wielkiego serca

Wspomnienie biskupa Jana Mazura

Nie sposób przeżywać jubileuszu diecezji bez wspomnienia postaci, która niezwykle wyraziście wpisała się w jej historię. Dane mu było prowadzić Kościół siedlecki 28 lat. Były to czas wielu niepokojów: nasilającego się działania władz mającego na celu rozbicia Kościoła i zmarginalizowanie jego roli w społeczeństwie, stanu wojennego, ostrych dyskusji na temat kształtu III Rzeczypospolitej. Mowa o bp. Janie Mazurze.

Kiedy jeszcze żył, planowaliśmy wydać książkę, jak to się dziś mówi: wywiad - rzekę. Załamanie się stanu zdrowia biskupa nie pozwoliło dokończyć dzieła. W zapiskach, które pozostały jako ślad naszych rozmów, zachowało się jedno szczególne wspomnienie. Pytałem go o to, jaka sytuacja w minionych latach była dla niego najtrudniejsza. Okazało się, że nie były to ani wydarzenia w Miętnem, ani niezliczone rozmowy z funkcjonariuszami SB, podsłuchy, szantaże itp., ale skutki prowokacji, którą bezpieka ukuła wobec niego w latach 70. Puszczono mianowicie w obieg informację - „uwiarygodnioną” fałszywymi „dowodami” - jakoby bp Mazur poszedł na współpracę z komunistami. Było to kłamstwo. „Newsa” natychmiast podrzucono kard. Wyszyńskiemu. Argumenty były tak spreparowane, że prymas przez jakiś czas wierzył w prawdziwość donosu. - Najboleśniejsze było to - mówił bp Mazur - że przez jakiś czas nie podawał mi ręki. Pamiętam to jego pełne bólu, rozczarowania spojrzenie... Potem wszystko się wyjaśniło, przeprosił. A ja przecież nigdy nie zdradziłem! Zawsze byłem wierny Kościołowi!

Doskonale „czuł” Podlasie...

...jego maryjność, szczególny rodzaj ludowej pobożności, jaki u nas można znaleźć. W dzień swojego ingresu do katedry siedleckiej 17 listopada 1968 r. wystosował do nowych diecezjan list, bardzo głęboki i osobisty. Pisał m.in.: „Magnificat - Uwielbia dusza moja Pana... [...] Przychodzę, aby razem z Wami w dzisiejszych czasach duchowych zmagań wiary i niewiary ustawicznie wołać: Któż jak Bóg! Któż tak dobry i nieskończenie mądry? Któż tak miłosierny, a jednocześnie trzykroć święty? Któż tak wszechmocny, a zarazem tak cierpliwy? [...] Będę razem z Wami w życiu i pracy, w cierpieniu i radości, w dostatku i potrzebach - myślą, słowem i czynem świadczył za poetą Wincentym Polem: «I nic nad Boga!»”. Słowom tym pozostał wierny. Jego aktywność nie miała nic wspólnego z aktywizmem, który wyjaławia duszpasterstwo i czyni je mało owocnym. Wyrastała z wielkiej, autentycznej wiary. Kochał tych, do których mówił, których odwiedzał, pocieszał, katechizował, którym udzielał sakramentów. A oni kochali jego.

Znał smak zwyczajnej, ludzkiej biedy. W młodości, aby zarobić na utrzymanie, pracował m.in. jako kowal. Jak wspominali go bliscy - potrafił podkuć konia, naprawić wóz drabiniasty, a nawet... naprawić samochód, co było nie lada sztuką w tamtych czasach! Koledzy z seminarium pamiętają, że był świetnym kompanem, wybitnym studentem i... doskonałym woźnicą! - A sztuka powożenia po pełnej wybojów i lejów po bombach drodze - jak mówił jego bliski przyjaciel i kolega ze szkolnej ławy abp Bolesław Pylak - należała do arcytrudnych.

Gawędziarz i... świetny kierowca

Jako anegdotę powtarza się czasem historię, jak to kiedyś bp Jan przyjechał na wizytację. Traf chciał, że do parafii można było dojechać dwiema drogami. Proboszcz czekał przy jednej, tymczasem pasterz przyjechał drugą. Niewitany wszedł do kaplicy. Kiedy proboszcz zorientował się, jaką gafę popełnił, zobaczył biskupa gaworzącego pogodnie z parafianami.

Bp Mazur sam jeździł samochodem - nie miał sekretarza, kierowcy. Jak opowiadały siostry zakonne, potrafił (uprzednio zaopatrzony w kanapki) po uroczystościach odpustowych w Gnieźnie wsiąść do auta, aby wieczorem odprawić jeszcze Mszę św. w jednej z parafii diecezji siedleckiej. Kiedy zdrowie nie pozwalało mu już prowadzić samochodu, kiedyś mi wyznał w sekrecie: - Wiesz, Pawełku, ja tak lubię jeździć, ale już nie mogę. Ale czasem proszę siostrę, aby wystawiła mi moją „astrę” z garażu, a ja przynajmniej kilka razy okrążę rondo na podwórku kurialnym. Inaczej się wtedy czuję!

Z ludu i dla ludu

W wygłoszonej podczas uroczystości pogrzebowej homilii metropolita lubelski abp Józef Życiński przypomniał przełomowy czas, w jakim przyszło żyć i pracować śp. bp. Janowi, jego wielką pokorę, odwagę i serce, w którym potrafił wszystkich pomieścić. - To, co dało się zauważyć w jego posłudze - mówił - to wielkie przywiązanie do Maryi. Kaznodzieja przypomniał odważną postawę bp. Mazura, gdy po zakończeniu peregrynacji obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej w diecezji lubelskiej nie ugiął się pod żądaniami milicji, by przekazać jej samochód wiozący cudowny wizerunek i sam zaprowadził go do Częstochowy. Było to bardzo ryzykowne posunięcie - mógł zostać aresztowany za nieposłuszeństwo władzy i skazany na więzienie.

Od początku swych rządów położył wielki nacisk na rozwój duszpasterstwa. Często gościł w parafiach, spotykał się z ludźmi, tłumaczył, dodawał otuchy. Kilkakrotnie zarządzał misje parafialne. Jego posługa dodatkowo zbiegła się z wytężoną pracą na rzecz wprowadzenia w życie uchwał Soboru Watykańskiego II. Zawsze podkreślał ogromną rolę katechezy w wychowaniu. Był tam, gdzie działo się coś ważnego, potrafił z każdym rozmawiać, osiągać kompromis w dialogu z władzami komunistycznymi. Szczególnie z urzędnikami urzędu ds. wyznań musiał spotykać się dość często - za każdym razem, gdy trzeba było prosić o pozwolenie na budowę świątyni czy kaplicy. O uporze i nieugiętości bp. Mazura niech świadczy fakt, że za jego rządów wybudowano na terenie diecezji 54 nowe kościoły, cztery świątynie rozbudowano, wzniesiono 110 kaplic oraz 144 plebanie i domy parafialne, erygowano 23 parafie, dobudowano skrzydło do gmachu seminaryjnego przy ul. 1 Maja w Siedlcach, a potem wzniesiono nowe.

Biskup niezłomny

Jan Mazur przez SB został zaliczony do grupy tzw. twardych biskupów, których nie dało się niczym złamać ani zastraszyć. Świadectwem jego nieugiętej postawy stała się obrona krzyża w Miętnem. W tutejszym Zespole Szkół Rolniczych dyrektor, wbrew stanowisku nauczycieli i samorządu uczniowskiego, polecił usunąć krzyże z sal lekcyjnych. W odpowiedzi młodzież podjęła protest. Od 19 grudnia 1983 r. po apelu uczniowie nie rozchodzili się do klas, żądając powrotu krzyży do sal lekcyjnych. Młodzież wspierali miejscowi kapłani. Bp Jan na znak solidarności z uczniami podjął głodówkę o chlebie i wodzie, złożył też ostry protest u władz oświatowych i centralnych. W konsekwencji zakaz został cofnięty.

Są dowody na to, że był podsłuchiwany, szantażowany, otoczony TW. Bp Mazur wspominał po latach, jak jeden z funkcjonariuszy państwowej policji PRL po roku 1989 przyniósł mu i zostawił „na pamiątkę” dwa pokaźne worki taśm pochodzących z podsłuchów zamontowanych w pomieszczeniach kurii i w mieszkaniu prywatnym. Takie były czasy...

- Kiedy wprowadzono w Polsce stan wojenny, bp J. Mazur od początku zaangażował się w pomoc internowanym - wspominał ks. Józef Miszczuk, nieformalnie przez wiele lat przewodniczący komitetu pomocy represjonowanym. - Była to pierwsza w Polsce tego typu organizacja. Przez kilka lat co tydzień woziliśmy paczki więźniom, najpierw do Białej Podlaskiej, potem do Włodawy i Lublina. Bardzo nie podobało się to władzom. Biskup otoczył opieką duchową i materialną rodziny uwięzionych członków Solidarności. Przywoził do więzienia modlitewniki, Pismo Święte, rozmawiał z więźniami. Wielu z nich po wyjściu z internowania dzięki tym rozmowom odzyskało wiarę. Począwszy od 1981 r., od pierwszych Mszy za ojczyznę, aż po ostatnie spotkanie podczas Eucharystii, której przewodniczył 31 sierpnia 2008 r., bp Jan pamiętał o członkach polskiego ruchu niepodległościowego.

Ogromną zasługą bp. Mazura było doprowadzenie do beatyfikacji Wincentego Lewoniuka i 12 towarzyszy. Zginęli za wiarę w roku 1874, broniąc swojej świątyni i jedności z Kościołem rzymskokatolickim. Kandydatów do chwały ołtarzy prezentował 6 października 1996 r. w Watykanie już jego następca bp Jan Nowak (bp Mazur przeszedł na emeryturę 25 marca 1996 r.). Bez zaangażowania poprzednika, jego troski, aby diecezja miała swoich patronów, uroczystość nie mogłaby się odbyć.

Zmarł w piątek 26 września 2008 r., po 17.00, na skutek niewydolności układu krążenia. W diecezji siedleckiej był to dzień wspomnienia Matki Bożej Leśniańskiej, patronki jedności i pokoju, do której sanktuarium przez prawie 40 lat posługi biskupiej pielgrzymował niezliczoną ilość razy i której słowa hymnu uwielbienia „Magnificat” uczynił zawołaniem biskupim i mottem swojego działania. Do końca był z powierzonym sobie ludem Bożym, tak jak to obiecał podczas ingresu do katedry siedleckiej 17 listopada 1968 r. Dotrzymał słowa.

Echo Katolickie 22/2018

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama