Wdzięczność za dar posługi Piotrowej

O pontyfikacie papieża Jana Pawła II


Kard. Franciszek Macharski

WDZIĘCZNOŚĆ ZA DAR POSŁUGI PIOTROWEJ

Nie podejmę refleksji nad wydarzeniami dwudziestolecia, ale dołączę tylko moje zamyślone słowo do tylu głosów na ten temat. Ono się zrodziło we mnie właśnie wtedy, w połowie października dwadzieścia lat temu, i rosło wśród innych słów wraz z nurtem czasu. Od tamtych dni Papieża liczy się także moja kadencja, a to dzięki jego krótko potem podjętej decyzji, żebym został na stolicy świętego biskupa Stanisława Męczennika następcą wielkiego kardynała Sapiehy — i jego. Czym to musiało być dla mnie... Opowiadano mi, że kiedy w czasie ingresu do Katedry na Wawelu stanąłem przed fotelem biskupim, zanim wszedłem na stopnie podwyższenia, zatrzymałem się na znaczącą chwilę... Nie tamtą godzinę pamiętam, ale wcześniejszą, w której uczestniczył i Kościół, i świat: uroczystą inaugurację pontyfikatu na placu św. Piotra.

W czasie homilii Ojciec Święty mówił słowa, które wyznaczały, a może raczej: które «widziały» drogę dla Kościoła i świata do bramy drugiego millennium, i dalej w XXI wiek. Tego nikt nie zapomniał. Mnie uderzył także fragment, w którym Jan Paweł II powtórzył opowiadanie z «Quo vadis».

Tak mówił Ojciec Święty 22 padziernika 1978 r.: «Jak głosi starożytna tradycja, która znalazła wspaniały wyraz literacki w powieści Henryka Sienkiewicza, w czasie prześladowań Nerona Piotr zamierzał opuścić Rzym. Ale Pan przeszkodził mu w tym, wychodząc na jego spotkanie. Piotr zwrócił się do Niego pytając: Quo vadis, Domine? — Dokąd idziesz, Panie? A on odpowiedział mu zaraz: Do Rzymu idę, by mnie tam ukrzyżowano po raz wtóry. Piotr wrócił do Rzymu i pozostał w nim, aż do swego ukrzyżowania».

To nie dlatego przejęły mnie te słowa, że je znałem od dziecka. Może raczej dlatego, że w Poliklinice Gemelli po prawie tygodniu zapaści wracał do życia nasz przyjaciel, i już wtedy wiedzieliśmy, że załamanie swojego zdrowia ofiarował on Bogu za misję Papieża.

Chyba była we mnie — w nas? — jakaś nienazwana pewność, że ten pontyfikat przejdzie także przez centrum egzystencjalnych dramatów, napięć, nocy. (W godzinę po ogłoszeniu wyboru Papieża, gdy zapytał ktoś — jeszcze w Polsce — dlaczego wśród powszechnej euforii wyglądam na smutnego i zamyślonego, odpowiedziałem: czuję, że się zaczyna coś szalenie ważnego).

Teraz już wszyscy wiemy, że kardynał Wojtyła samemu sobie przepowiadał ewangelię o «znaku sprzeciwu», gdy głosił w obecności papieża Pawła VI rekolekcje watykańskie. I wiemy także, że wtedy, w niedzielę inauguracji, wyrażał swoją decyzję, że się nie uchyli od losu Piotra. On go spotkał po niecałych trzech latach, 13 maja 1981 r. Miłosierdzie Boże wyznaczyło swoją miarę uczestnictwa, ale Następca Piotra nie wycofał swojej gotowości do składania daru, gdy podjął trud rekonwalescencji i gdy znów stanął bezbronny wobec rzesz ludzi. I wciąż na nowo decydował się na wyniszczającą troskę o wszystkie, dosłownie wszystkie Kościoły. Jakby może była w nim z Krakowa od grobu świętego Męczennika Stanisława zabrana nadzieja: «słowo nie nawróciło, nawróci krew» — (te słowa zapisał w krakowskim poemacie «Stanisław», którego rękopis podarował swojemu następcy).

Ale jeśli tak, to skąd to dramatyczne pytanie wstrząśniętego Piotra: «Dokąd idziesz, Panie?» — Quo vadis, Domine? Jakby echem powróciły słowa Pana, który pytał kiedyś nad jeziorem Genezaret: «Czy kochasz mnie, Piotrze?» Może Piotr legendy pomyślał w powrotnej drodze do Rzymu, że dopiero teraz najpełniej okazuje Panu miłość.

Kiedy Ojciec Święty czytał ten tekst po raz pierwszy, byłem uderzony skojarzeniem: to przecież Chrystus spotyka się z uczniami na drodze do Emaus...

Dwadzieścia lat nie zatarło tamtego skojarzenia — przez cały ten czas Papież był pełny mocy słów Pana: «Piotrze, prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci» (por. Łk 22, 32). Umacnia ludzi, ukazuje im racje nadziei, ukazuje im Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, umacnia przez misterium Eucharystii i słowa, otwiera umysły i serca, żeby się «zapaliły» serca słowami Pana i otworzyły oczy na tajemnice wiary, a ludzie i narody nawracały się na drogi myśli i zamysłów Boga. Każdy ma swoją Jerozolimę, jak ją mieli uczniowie, którzy ją odnaleźli, gdy w Emaus rozpoznali Pana. A więc każdy ma swą drogę rozeznania i drogi powrotu. A na niej, jak Chrystus, Kościół nie opuszcza swoich synów i córek.

Quo vadis? Odnaleziony Piotr idzie odnajdować braci, żeby i oni odnaleźli i trwali przy Chrystusie. Droga do Chrystusa i z Chrystusem prowadzi przez wszystkie bóle i smutki człowieka: «Idąc w Twoją stronę — do serca każdego i myśli każdej, do Ciebie, Boże-Człowieku, docieram» — wyznał kardynał Wojtyła.

«Dar i Tajemnica» powiedział Jan Paweł II o swoim kapłaństwie. Pewnie każdy chrześcijanin mówi: Papież jest dla mnie darem w Chrystusie, i w Chrystusie jest tajemnicą. Obdarowany Chrystusem, dzieli się swym uczestnictwem w darze, a Boże dary są bez kresu. Tylko nadzieja sięga poza kres, a Chrystus nie uchylił się od przejścia przez kres przypisany każdemu człowiekowi. Jeszcze w Krakowie przed z górą dwudziestu laty pisał nasz Papież: «Oto zmagam się z sobą samym i zmagam się z tylu ludźmi o mą nadzieję — nadziei w zwierciadle mijania nie odtwarza nic, tylko Twoje przejście paschalne zespolone z zapisem najgłębszego mego bytu».

Każdy z nas mówi: dzięki, Ojcze Święty, za nadzieję, którą w Duchu Świętym budzisz w świecie. I budzisz ją we mnie!

Kard. Franciszek Macharski
Metropolita krakowski

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama