Wujek spod czwórki

Kim był Sługa Boży ks. Aleksander Zieniewicz? Dlaczego można go uznać za patrona duszpasterstwa przygotowania do życia w rodzinie?

Wujek spod czwórki

Rodziny mają patrona: ministerstwo rodzin objął św. Jan Paweł II. Duszpasterstwo przygotowania do małżeństwa to osobny resort. Tekę ministra może przyjąć sługa Boży ks. Aleksander Zienkiewicz. Jest ekspertem

Do dziś słyszę tembr jego głosu. Drżący w powietrzu. Jasny, ale mocny i pewny. Nigdy nie budził niepokoju, ale czasem mówił głośniej, stanowczo. I wszyscy czekaliśmy na to, co powie, jaki nada kierunek, dokąd każe nam iść. Był wiodącym duszpasterzem wśród wszystkich duszpasterzy akademickich w Polsce. I dla mnie taki pozostał — to wspomnienie ks. inf. Ireneusza Skubisia, który znał sługę Bożego ks. Aleksandra Zienkiewicza przez 16 lat. Widywali się często, najbardziej cenili czas spotkań w kościele św. Anny w Warszawie, dokąd przyjeżdżali duszpasterze z całej Polski. — Te spotkania wniosły najwięcej do mojej kapłańskiej formacji — wspomina ks. Skubiś. — I stało się to przede wszystkim dzięki Zienkiewiczowi. Duszpasterstwa były środowiskami ludzi o niezwykłej wiedzy, inteligencji, ciekawości świata, duszpasterze akademiccy próbowali ze wszystkich sił skierować ten potencjał na właściwe tory, kierunek zgodny z nauką Kościoła. Jednak to, co robił Zienkiewicz we Wrocławiu, i jak w czasie warszawskich spotkań oddziaływał na duszpasterstwo w całej Polsce, było niezwykłe. Mam ich wszystkich przed oczami — wspomina ks. Skubiś. — Z Poznania przyjeżdżał ks. Kazimierz Żarnowiecki, z Krakowa — ks. Franciszek Płonka, ze Szczecina — ks. Władysław Siwek, a z Wrocławia — ks. Aleksander Zienkiewicz. Był jeszcze ks. Tadziu Uszyński, który wrócił z Paryża. I wszyscy to byli patriarchowie wśród duszpasterzy, ale on, Zienkiewicz, był dla nas mędrcem. Wierzyliśmy mu.

Rodzina jest najważniejsza

Ks. Zienkiewicz przyjechał na Dolny Śląsk w 1946 r. To była przymusowa repatriacja z Nowogródka. Był wychowawcą młodzieży, rektorem seminarium duchownego. W marcu 1963 r. otrzymał nominację na archidiecezjalnego duszpasterza młodzieży akademickiej. W duszpasterstwie akademickim Pod Czwórką (nazwa od adresu domu przy ul. Katedralnej 4) przez lata formował rzesze studentów, akademickich dyskutantów, wątpiących i wierzących, wszystkich, którzy chcieli przychodzić. Pociągał swoim czułym radykalizmem ewangelicznym, miłością do Ojczyzny nieskażoną nacjonalizmem. Pociągał wiernością ideałom — kapłańskim i ludzkim. I umiłowaniem modlitwy. Mówił do młodych tak, jak niewielu odważało się mówić: szczerze i tylko prawdę. Formował kręgosłupy moralne, często nadłamywane w zderzeniu z komunistyczną ideologią. I walczył o rodzinę. Drogie mu były powołania kapłańskie i zakonne, ale doskonale rozumiał, że to rodziny są początkiem każdego człowieka. Ich świętość urodzi nową świętość. Często powtarzał, że tacy są kapłani, jakie są rodziny. Przygotowanie do małżeństwa uczynił sercem swojej posługi duszpasterza akademickiego. W tych działaniach wyprzedził postanowienia II Soboru Watykańskiego.

 

Uwaga, człowiek!

— Chodził ubrany zawsze bardzo skromnie, bo brakowało pieniędzy na nową sutannę, nowy garnitur. Uważał, że raczej należało się podzielić tymi pieniędzmi z kimś, kto ich bardziej potrzebował. Zawsze można było pukać do jego drzwi. Przychodzili ludzie, którzy prosili o pomoc w znalezieniu mieszkania czy z bardzo trudnym, bolesnym problemem, czy też ci, którzy przyszli się spotkać, zaczerpnąć choć trochę tej wielkości ducha — wspominał bp Adam Dyczkowski. — Jego serce uczyło nas zawsze miłości. Miłości Boga i człowieka. Nie tej bezkrytycznej miłości, ale miłości, której wykładnikiem jest stopień ofiary, stopień poświęcenia. Dlatego tak często powtarzał nam to swoje sformułowanie: „Uwaga, człowiek!”.

„Chrześcijaństwo nie polega tylko na trzymaniu się tego, co słuszne i prawdziwe, ani na odrzuceniu tego — wyjaśniał ks. Zienkiewicz w «Rachunku sumienia». — Nie można mówić o wolności Chrystusowej, jeśli własne prawa i poglądy czyni się jedyną miarą postępowania. Wolność polega raczej na tym, że każdy w danym momencie, niezależnie od sytuacji, uwalnia się od siebie samego i włącza się w rytm owej Miłości, która sprawiła, że człowiek stał się centrum Bożego Serca. Być obdarowanym i móc obdarowywać — to jest chrześcijańska wolność”.

Uczta dla Wujka

— Przylgnąłem do niego — wyznaje ks. Skubiś. Darzyłem go ogromnym zaufaniem. Dwukrotnie głosił rekolekcje w duszpasterstwie w Częstochowie. Przyjeżdżał, zatrzymywał się u sióstr i głosił. Dużo rozmawialiśmy, bardzo lubił formułować sentencje. Zapamiętałem taką: Mądry wie, co mówi, głupi mówi wszystko, co wie.

Przy herbacie opowiadał o Wilnie, o nazaretankach. Serdecznie wspominał każdą z sióstr. Pamiętał szczegóły topografii tamtych miejsc. To było zadziwiające. Gdy go słuchałem, rozumiałem, że on każdego dnia odbywa tam duchową pielgrzymkę wdzięczności za to, że Bóg go ocalił — mówi ks. Skubiś.

— To był niezwykle mądry ksiądz. Mądrością wielką, ale wyważoną, piękną. Był zawsze bardzo godny. Znałem wielu wielkich ludzi, ale on był inny. On miał szacunek także dla siebie samego. To nie jest postać pychy, to raczej umotywowana godność wewnętrzna. Wielkim szacunkiem otaczał go bp Stefan Bareła. Na pielgrzymkę duszpasterstw akademickich, w maju, do Częstochowy przyjeżdżało ok. 9 tys. młodzieży. Wrocławska grupa była jedyną, którą bp Bareła zapraszał do siebie i czynił to tylko ze względu na osobę ks. Zienkiewicza. Bardzo dbał o tych wrocławskich gości, osobiście sprawdzał ustawienie stołów i doglądał, czy niczego nie brakowało. Nie pozwalał robić kanapek, stół był zastawiony jak na najlepsze przyjęcie. Jestem przekonany, że robił to dla Wujka.

Słońce życia kapłańskiego

W 1955 r. sławny profesor kanonista i historyk Kościoła Tadeusz Silnicki powiedział do alumnów, że „gdyby to tylko od niego zależało, kanonizowałby ks. Zienkiewicza już za życia, gdyż on na to zasługuje ze względu na osobistą świętość, dobroć serca i heroiczność cnót”. Pod wrażeniem jego osobowości był także prymas Polski Stefan Wyszyński. Wiosną 1957 r. przybył na zaproszenie bp. Bolesława Kominka do Wrocławia i w gmachu seminaryjnym powiedział: „Lata 1951-56 były ciężkie dla Wrocławia, tarcia ideologiczne były ogromne. Komunizm natrętnie wciskał się do seminarium, ale szczęściem od Boga był ks. prał. Zienkiewicz — słońce życia kapłańskiego. Nie pozwolił, by młodzieży seminaryjnej stała się krzywda. Takiego rektora zazdroszczą wam inne diecezje w Polsce”.

Budził sprzeciw

— Gdy zostałem redaktorem „Niedzieli” — wspomina ks. Skubiś — zaproponowałem mu cykl o przygotowaniu do małżeństwa. Zgodził się. Pisał wspaniałe teksty, nie tylko zgodne z nauczaniem Kościoła, ale też tłumaczące to nauczanie młodym, przybliżające je. Już wtedy jednak był w redakcji głos, który sprzeciwiał się treści tych artykułów. Wiele lat później poglądy sprzeciwiającego się okazały się niezwykle liberalne, sprzeczne z nauczaniem ks. Zienkiewicza. Po tym zdemaskowaniu syczące reakcje na teksty Księdza odczytuję dziś jako potwierdzenie ich słuszności i ponadczasowej wartości: to nauczanie w liberalnych umysłach musi wywoływać sprzeciw.

Artykuły, które wtedy pisał dla „Niedzieli”, zostały opublikowane w 1986 r. w książce pt. „Miłości trzeba się uczyć”. We wstępie ks. Zienkiewicz tłumaczył: „Jeżeli miłość jest najwyższą wartością moralną, jeżeli miłość nadaje sens życiu i «nasze szczęście tworzy», jeżeli miłość jest najwyższym nakazem Chrystusa — i to nakazem, do którego sprowadzają się wszystkie inne, jeżeli miłość jest warunkiem zbawienia, to wtedy konsekwentnie wszystko musi być prześwietlane miłością i wszystko tej miłości podporządkowane”.

Mistrz metafor, które wyjaśnia Miłość

— Czasem odwiedzałem go Pod Czwórką. Lubiłem tam bywać. Zapamiętałem jego naukę o życiu wiecznym — wspomina Ksiądz Infułat. Mówił tak: „Matka nosi pod sercem swoje dziecko. Dziecko pyta: Po co mi ręce, po co mi nogi, po co mi ciało? A mama odpowiada: Teraz jesteś pod moim sercem, właściwie niczego nie potrzebujesz i nie wiesz, do czego będą ci potrzebne ręce i nogi, ale gdy się urodzisz, to wszystko będzie ci potrzebne i wtedy zrozumiesz. Nie mamy pojęcia o życiu przyszłym, ale gdy narodzimy się dla Nieba, w jednym momencie zrozumiemy, po co były wszystkie nasze trudności, zmagania i walki”.

— Zapamiętałem tę metaforę i czasem cytuję, bo dobrze obrazuje naszą ludzką sytuację przed Bogiem — mówi ks. Skubiś. — Jestem pewien, że ks. Zienkiewicz zasłużył na chwałę ołtarzy i że Miłość wszystko mu już wyjaśniła. Chciałbym, aby został patronem duszpasterstwa rodzin, ze szczególnym akcentem położonym na przygotowanie do małżeństwa i do założenia rodziny. Przypatrywałem mu się przez 16 lat, poświęcił temu wszystko.

* * *

Nauczyciel patriotyzmu

Spuścizna duchowa sługi Bożego to także budzenie serc i formowanie w nich miłości do Ojczyzny. Wychowankowie Wujka są zgodni: Ojczyznę traktował jak matkę i takiej postawy wobec kraju uczył. Wychowanie patriotyczne zalecał rozpoczynać w rodzinie, umiłowanie Ojczyzny traktował jako obowiązek każdego Polaka.

10 listopada br. w auli PWT we Wrocławiu zorganizowano panel dyskusyjny pod hasłem „Patriotyczne nauczanie Wujka — ks. Aleksandra Zienkiewicza”. Wzięli w nim udział przedstawiciele duchowieństwa, ludzie nauki, spadkobiercy nauczania sługi Bożego. 13 mówców w ciągu prawie 2 godzin wspominało ks. Zienkiewicza i jego troskę o formację patriotyczną. Najstarsze wspomnienie pochodziło z 1948 r., gdy Wujek był katechetą w liceum, najdłuższe dotyczyło przywiezienia do Polski księgi metrykalnej Adama Mickiewicza. To nie kto inny, a właśnie Wujek zabrał w 1946 r. z nowogródzkiej fary ten bezcenny dokument i złożył go na Jasnej Górze.

Wrocławskie spotkanie prowadziła Joanna Lubieniecka, a transmitowało Radio Rodzina.

ab

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama