Joseph Ratzinger, Benedykt XVI - pokorny „sługa Kościoła”, jak sam się określał, a jednocześnie genialny teolog i przenikliwy myśliciel
W 2016 r. w Rzymie zapytałem abp. Georga Gänsweina: Jak się czuje ojciec Benedykt? Odpowiedział mi wtedy z uśmiechem: „Głowa pracuje dobrze, gorzej z nogami”.
Bohater naszego tematu numeru był niegdyś genialnym studentem, który już w wieku 23 lat z powodzeniem studiował św. Augustyna. Jako młody profesor podczas urlopu odprawiał Msze św. w więzieniu, wreszcie jako jeden z najważniejszych ludzi Kościoła — prefekt Kongregacji Nauki Wiary w każdy czwartek po porannej Mszy św. jadł śniadanie w Campo Santo z portierką... Pancerny kardynał. Wielki myśliciel naszych czasów. Mozart teologii. Artysta słowa unikający spektakularnych efektów. Ojciec Kościoła nowoczesności, który zostawił po sobie spuściznę stanowiącą fundament dla Kościoła XXI wieku — to tylko niektóre określenia opisujące Josepha Ratzingera, który obchodzi właśnie 70. rocznicę święceń kapłańskich. „Istoty kapłańskiej posługi nie da się pojąć wyłącznie rozumem, lecz tylko rozumem i sercem” — powiedział w 1977 r., już jako arcybiskup Monachium i Fryzyngi. To owo „rozumne serce” pozwalało Benedyktowi XVI na tak wnikliwą ocenę współczesności. W Ostatnich rozmowach z dziennikarzem Peterem Seewaldem nie bez goryczy wyjaśniał: „Obecnie żyjemy w ramach pozytywistycznej i agnostycznej obyczajowości, która staje się coraz bardziej nietolerancyjna wobec chrześcijaństwa. Stąd też społeczeństwo Zachodu, w każdym razie Europa, po prostu nie będzie chrześcijańskie. Tym bardziej więc wierzący będą musieli zabiegać o to, aby dalej formować i utrzymać świadomość istnienia wartości oraz życie według wiary”.
Przez siedem dekad sprzeciwiał się rozmywaniu wiary, relatywizmowi, pokusom ulegania współczesnym formom ateizmu, które odrzucają życiową więź z Bogiem. „Chciał przekonywać, a nie narzucać” — wyjaśnia na naszych łamach ks. prof. Roberto Regoli, jeden z najlepszych znawców tego pontyfikatu (s. 14-15). Śmiało można powiedzieć, że nauczanie Ratzingera jest odbiciem jego osobowości. Od najwcześniejszych lat w jego życiu wszystko było wyważone. Zawsze taktowny, uprzejmy, skromny. W jednym z wywiadów powiedział o sobie: „Nie jestem żadnym księciem Kościoła, lecz sługą Kościoła, «brygadzistą», który nie był stworzony do bycia pierwszym i odpowiedzialnym za całość, na którego spadła «gilotyna» wyboru na papieża”.
O niezwykłym człowieku, kapłanie, myślicielu opowiada na naszych łamach jego osobisty sekretarz abp Georg Gänswein, który towarzyszył i nadal towarzyszy Benedyktowi XVI w codziennym życiu. „Nie dbał on o to, jak jest postrzegany, co robić, żeby być dobrze ocenianym przez media czy opinię publiczną. Zrobił to, co musiał zrobić jako głosiciel wiary” (s. 10-13). Tyle i aż tyle...
Bogactwo myśli papieża emeryta, jego imponujący dorobek teologiczny, ludzka postawa są zapewne wciąż do odkrycia. Papież Franciszek trafnie powiedział, że przesłanie Benedykta XVI lepiej zrozumieją dopiero kolejne pokolenia.
opr. mg/mg