Apostoł konfesjonału

Ojciec Pio jako spowiednik

Wydaje się to niewiarygodne! A jednak prawo do spowiadania, o które Ojciec Pio wielokrotnie prosił w pierwszych latach kapłaństwa, było mu odmawiane. Prowincjał, o. Benedetto Nardella, uważał bowiem, że ta święta posługa może się okazać «wielce szkodliwa dla zdrowia fizycznego, a być może i dla pokoju duszy»; obawiał się ponadto, że nie posiada on «koniecznej wiedzy» (por. Epist. I, s. 218 i nn.).

Ojciec Pio nie poddał się jednak. Szczególne powołanie do «wyrywania dusz szatanowi» i «pozyskiwania wszystkich braci dla Boga» nie pozwalało mu spokojnie się z tym pogodzić. Dopiero w 1913 r., po pogłębionych studiach, żarliwych modlitwach i usilnych prośbach, zdołał uzyskać tak bardzo upragnione pozwolenie.

Od tej chwili prawie cały swój czas poświęcił posłudze konfesjonału, stając się jego niestrudzonym i być może najgorliwszym «apostołem».

«Tłum spragniony Jezusa» cisnął się do niego, wręcz go oblegał. Przełożeni postanowili wówczas otworzyć w San Giovanni Rotondo biuro, w którym trzeba było się zapisywać do spowiedzi św.

Ludzie spieszyli do starego kościółka pw. Matki Bożej Łaskawej, choć wiedzieli, że czeka ich spotkanie ze spowiednikiem wymagającym i surowym.

Ojciec Pio spędzał długie godziny w konfesjonale, «trawiony miłością Boga i miłością bliźniego». Jego apostolat był zaprawiony goryczą i «wielkim smutkiem duchowym», ponieważ był świadomy, że «ludzie niewłaściwie odpowiadają na łaski Nieba». Mówił: «Boże miłosierdzie ich nie ugina; nie dają się przyciągnąć dobrodziejstwami; kary ich nie poskramiają; łagodność budzi ich arogancję; surowość doprowadza do zaciekłości; wobec pomyślności stają się wyniośli; w trudnościach popadają w rozpacz; i głusi, ślepi, nieczuli na najsłodszą zachętę i najsurowszą naganę Boskiego miłosierdzia, która mogłaby nimi wstrząsnąć i ich nawrócić, umacniają się jedynie w swej zatwardziałości i pogłębiają swe ciemności. Myśl o widzeniu tak wielu dusz, które szaleńczo starają się usprawiedliwić w złu, lekceważąc najwyższe dobro, przygnębia mnie, męczy, drąży mózg, rani serce».

Dlatego właśnie jego stanowczość niekiedy przemieniała się w «surowość» lub «szorstkość».

Jakby dla usprawiedliwienia swoich «wybuchów gniewu», zwierzył się kierownikowi duchowemu: «Jak to możliwe, by widzieć Boga, który bliski jest rzucenia gromów, i aby przed nimi uchronić, nie ma innego sposobu, jak podnieść rękę i powstrzymać Jego ramię, a drugą w oburzeniu skierować na własnych braci, z dwojakiego powodu: aby odrzucili precz zło i aby się oddalili, i to szybko, z miejsca, w którym są, bowiem ręka sędziego zaraz na nich spadnie?» (Epist. I, 1247).

Ojciec Pio nie uznawał usprawiedliwień czy okoliczności łagodzących dla grzechu. Czuł się odpowiedzialny za «dysponowanie krwią Chrystusa». Pragnął poddać dusze obmyciu, zbawiennemu oczyszczeniu, aby «zdjąć z nich stare, a nałożyć nowe».

Nie wchodził w układy ze złem. Był nieugięty, stanowczy, ostry w stosunku do tych, którzy próbowali się usprawiedliwiać. «Tu musi cię rozgrzeszyć Bóg — mówił. — Jeżeli nie poczuwasz się do winy, jeżeli sam się rozgrzeszasz, wyjdź i nie wystawiaj na próbę cierpliwości».

Pośród innych charyzmatów otrzymał od Boga «straszliwy dar» przenikania sumień, który pozwalał mu rozpoznawać od razu, jaki naprawdę jest penitent. Właśnie dlatego odsyłał od swojego konfesjonału hipokrytów, ciekawskich, tych, którzy przychodzili do niego bez należytej dyspozycji. Tym ostatnim odmawiał zresztą rozgrzeszenia.

Do jednego ze współbraci, który nie aprobował jego zachowania, Ojciec Pio pewnego dnia powiedział: «Gdybyś wiedział, jak cierpię, kiedy muszę odmówić rozgrzeszenia... Wiedz jednak, że lepiej jest być skarconym przez człowieka na tej ziemi niż w drugim życiu przez Boga».

Wszystkich, którzy doświadczyli upokorzenia «odesłania», a którym towarzyszyły modlitwy Ojca, nieuchronnie dręczyły wielkie wyrzuty sumienia. Nie zaznawali pokoju! Żyli w stanie ciągłej, nieznośnej udręki, która ustępowała dopiero wtedy, gdy po radykalnej odmianie życia i rzeczywistym nawróceniu wracali do spowiednika z Gargano szczerze skruszeni.

Ojciec Pio przyjmował ich wówczas z niewypowiedzianą serdecznością, zwracał się do nich czułymi, miłymi słowami, po ojcowsku, zachęcał, by postępowali drogą doskonałości. I wielu odczuwało delikatność Boga, którą Jezus opisał w przypowieści o synu marnotrawnym.

Czcigodny Ojciec nie ograniczał się do spowiadania penitentów, lecz pochylał się nad nimi. Wobec dynamiki Łaski stawał się czymś w rodzaju katalizatora, w którego obecności zachodziły najbardziej zadziwiające reakcje.

Każdego dnia przeżywał przy ołtarzu doświadczenie Kalwarii, po czym obdarowywał «braci z wygnania» skarbami Odkupienia. I oddawał się aż po wyczerpanie, nie tylko sił fizycznych, w swego rodzaju kenosis, podyktowanej miłością.

Ojciec Pio w konfesjonale był nie tylko sędzią, lecz także lekarzem i wychowawcą dusz, które pragnął leczyć i pouczać pilnie i wytrwale. Spowiedź często przeradzała się w kierownictwo duchowe, które prowadziło do uzdrowienia ze zła i większego oraz silniejszego zjednoczenia z Bogiem.

Jako szafarz Bożego miłosierdzia był przewodnikiem bardzo dyskretnym, postępującym jak ktoś, kto chce «się usunąć» czy możliwie w największym stopniu zminimalizować swoją obecność, by umożliwić, na ile się da, bezpośrednie spotkanie między Bogiem a skruszoną duszą. Był pośrednikiem jedynego Pośrednika i zwięzłymi, dosadnymi słowami, pełnymi mądrości, koił i uciszał serca, napełniając je pokojem. Rozwiązywał problemy, usuwał trudności, zaspokajał oczekiwania, wspierał dążenia do świętości.

Pragnął, aby penitenci, odrodzeni do nowego życia, szli inną drogą, zmienili kierunek, powrócili do Boga, uwolnieni z niewoli grzechu. Ażeby to nastąpiło, płacił własnym cierpieniem, składając Panu w ofierze samego siebie za nieszczęsnych grzeszników.

Ojciec Pio poznał Boga i wszystkie Jego przymioty, a także człowieka i wszystkie jego ograniczenia, wady, słabości, ułomności, nędzę, grzechy.

Ukochał Boga i ukochał człowieka. Czuł się więźniem tych dwóch miłości.

Odczuwał w sobie wymogi, oczekiwania, nadzieje Boga i dostrzegał potrzeby człowieka.

W sakramencie spowiedzi starał się doprowadzić do spotkania, zjednoczenia, syntezy, symbiozy, harmonii tych dwóch miłości. Jednał Stwórcę i stworzenie.

Poświęcił się dla strony słabszej, dla człowieka. Był prorokiem, oczywiście nie w sensie wieszczbiarskim, lecz jako ten, który «mówi w zastępstwie Boga, Ducha Świętego». Kształtował dusze «cięciem zbawiennego skalpela», aby przywrócić pokój i równowagę.

Jeżeli tak wielu kapłanów głosiło z ambony śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, Ojciec Pio, jako prawdziwy «apostoł», głosił w konfesjonale niezgłębioną tajemnicę odkupienia człowieka.

Niech jego przykład oświeca i poucza. Niech pozwoli odkryć na nowo wielkość apostolatu, który dziś, niestety, wydaje się przeznaczony jedynie dla nielicznych.

Gennaro Preziuso
Redaktor naczelny miesięcznika «Voce di Padre Pio»

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama