Wypowiedzi ludzi, którzy nigdy nie byli w kaliskim seminarium, są głęboko krzywdzące i dalekie od prawdy. Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej
Na temat kaliskiego seminarium słyszeliśmy wypowiedzi ludzi, którzy nigdy w nim nie byli i nic o nim nie wiedzą. Najwyższy czas oddać głos jego mieszkańcom.
Przed dwoma tygodniami napisałem, że z bólem przyjąłem do wiadomości decyzję Stolicy Apostolskiej o czasowym rozwiązaniu naszego kaliskiego seminarium duchownego, a wręcz z oburzeniem niektóre komentarze i osądy, które pojawiły się w mediach. Postanowiłem wrócić do tego tematu, zwłaszcza, że niektórzy autorzy ostrych i nieprzemyślanych komentarzy zaczęli się nieco mitygować.
Jednym z nich był ks. prof. Andrzej Kobyliński z UKSW, który w programie Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać” (który chyba powinien nosić tytuł: „Warto rozgrzewać emocje”) stwierdził, że decydenci w Watykanie „doszli więc do moralnej pewności, że poziom deprawacji moralnej w kaliskim seminarium był tak głęboki, że tego po prostu nie da się uratować. Trzeba skasować”.
Redaktor Zbigniew Nosowski z Więzi, który dzięki Bogu raczył również zauważyć, że w kaliskiej diecezji dzieje się też wiele dobrych rzeczy, które obecnie schodzą na dalszy plan, postanowił zadzwonić do ks. Kobylińskiego i zapytać go o źródła tezy o deprawacji w kaliskim seminarium. Profesor wyznał wówczas, że nie posiada szczegółowej wiedzy na temat diecezji kaliskiej, a jedynie wyciąga „logiczne wnioski z tego, co wiadomo publicznie, porównując obecną sytuację w Polsce do działań podejmowanych przez Watykan w innych krajach. Chodzi mi nie tyle o deprawację akurat w seminarium, ile o dramatyczny stan moralny struktur całej diecezji kaliskiej. W każdej diecezji wszystkie instytucje są ze sobą mocno powiązane. Być może watykańską decyzję o czasowym zamknięciu seminarium i przeniesieniu kleryków do Poznania trzeba zatem odczytać jako odcięcie formujących się przyszłych księży od moralnej gangreny, której źródło tkwi gdzie indziej.” Chciałbym zwrócić uwagę na słowa „być może”, żeby znowu ktoś nie pomyślał, że ks. prof. Kobyliński ma jakąś wiedzę, której my nie mamy.
W dalszej części rozmowy prof. UKSW przeprasza tych, którzy poczuli się urażeni. Księże profesorze, skoro zbyt mocne słowa padły w TVP, to może jednak przeprosiny na łamach portalu o znacznie mniejszej publiczności to nie do końca adekwatne zadośćuczynienie... Ale może pomogę i zamieszczę te słowa również tutaj: „Będę bardzo wdzięczny za doprecyzowanie mojej wypowiedzi z „Warto rozmawiać”. Po emisji tego programu dotarły do mnie nowe ważne informacje na temat diecezji kaliskiej. Żadną miarą nie chciałbym, aby kaliscy klerycy, ich rodziny i krewni, wychowawcy i profesorowie, stawali się przedmiotem zbytecznych domysłów i podejrzeń. W TVP powinienem był powiedzieć bardziej precyzyjnie o deprawacji moralnej w strukturach diecezji, która — idąc od samej góry — jakoś musiała przekładać się także na seminarium duchowne. Przepraszam te osoby, które poczuły się dotknięte moją wypowiedzią”. Jakoś musiała... No dobrze, zostawmy już to.
Może zbyt długi był ten wstęp, bo to tylko wstęp do zasadniczej treści tego artykułu, ale myślę, że konieczny. Skoro tylu ludzi, którzy nie znają kaliskiego seminarium, wypowiada się i to w mediach tak zdecydowanie na jego temat, opierając się głównie na swoich „logicznych wnioskach”, to może warto posłuchać również tych, którzy seminarium znają, którzy je tworzą i którzy bardzo mocno przeżywają to, co się dzisiaj dzieje i co się o nich mówi. Postanowiłem posłuchać tego, co mają do powiedzenia klerycy, przełożeni i wykładowcy Seminarium Duchownego Diecezji Kaliskiej, które jeszcze funkcjonuje na starych zasadach w oczekiwaniu na wprowadzenie w życie decyzji Stolicy Apostolskiej.
Proszę sobie wyobrazić, że pierwszym kandydatem na kleryka, który zgłosił się do nowo wybudowanego seminarium w Kaliszu był niejaki Marcin Załężny, a było to w Środę Popielcową 1998 roku. Poinformował go o tym ówczesny rektor ks. prałat Jacek Plota. Ów młodzieniec pewnie nie zdawał sobie sprawy, że 22 lata później będzie... rektorem seminarium, kiedy zostanie podjęta decyzja o jego czasowym zamknięciu i przeniesieniu kleryków do Poznania, a owa Środa Popielcowa będzie symboliczną zapowiedzią swoistego „wielkiego postu” kaliskiej uczelni pod jego przewodnictwem.
- Wówczas seminarium, na kolejne sześć lat życia, stało się moim domem, w którym uczyłem się doświadczenia Kościoła jako matki i opieki Świętego Józefa jako ojca. Z tym przekonaniem w sercu w roku 2004 ukończyłem seminarium, by rozpocząć drogę kapłańską — opowiada ks. Marcin. - Minęły lata i wróciłem do mojego domu jako ojciec duchowny alumnów, a obecnie jako ich rektor. Co się zmieniło? Nic! Kocham to miejsce jak własny dom, tak samo, jak wtedy, gdy kilkanaście lat temu przyjechałem tu jako kleryk. A właściwie jeszcze bardziej, kiedy widzę — już jako wychowawca — jak bliskie jest Wyższe Seminarium Duchowne Diecezji Kaliskiej wszystkim naszym alumnom, profesorom, kapłanom Diecezji Kaliskiej i wszystkim ludziom, którzy to seminarium budowali i tym, którzy przez 22 lata je współtworzyli i nadal tworzą — kończy swoją wypowiedź obecny rektor.
O opinię poprosiłem również ks. Piotra Górskiego, poprzedniego rektora seminarium, który zgłosił Nuncjaturze Apostolskiej swoje wątpliwości odnośnie niektórych decyzji byłego biskupa kaliskiego Edwarda Janiaka i w konsekwencji musiał odejść ze swego stanowiska. Ksiądz Piotr mówi mi, że bardzo go zaskoczyła decyzja o czasowym zamknięciu seminarium.
- Rozumiem, że są jakieś względy proceduralne, których do końca nie znamy. Nie dziwi zatem fakt, że dziennikarze domyślają się czegoś, co z pewnością było krzywdzące wobec kaliskich kleryków. To, co ja przedłożyłem nuncjaturze, dotyczyło innych spraw, na pewno nie tego, że klerycy byli molestowani czy sami zachowywali się skandalicznie. Ani za mojej kadencji, ani wcześniej i wierzę, że również teraz, bo znam obecnych przełożonych i wiem, że są prawymi ludźmi, nie dochodziło do takich sytuacji. Myślę jednak, że taką decyzję trzeba przyjąć z wiarą i zaufaniem do Kościoła, i że wcześniej czy później, taka decyzja wyda dobre owoce dla naszej diecezji — kończy swoją wypowiedź były rektor i trudno się z nim nie zgodzić. Zwłaszcza, że przecież pozostają nasi klerycy, co prawda czasowo — mamy nadzieję — w innym seminarium, ale jednak klerycy kaliscy, pozostaje dzieło powołań, któremu wszyscy powinniśmy poświęcić więcej energii i modlitwy i głęboko ufamy również w determinację nowego pasterza naszej diecezji, o którego modlimy się każdego dnia, aby kaliskie seminarium na ul. Złotej znowu zapełniło się adeptami do kapłaństwa.
A skoro mowa o przyszłym biskupie naszej diecezji, to w tym momencie moje myśli biegną ku pierwszemu biskupowi kaliskiemu Stanisławowi Napierale. Mogę sobie tylko wyobrazić jaki ból przepełnia jego serce, bo przecież seminarium to było jego oczko w głowie, nie tylko je wybudował — jak często mówił „z miłości, modlitwy i wdowiego grosza”, ale też zapewnił mu kadrę przez lata wysyłając księży na studia specjalistyczne. Powtarzam, mogę sobie tylko wyobrazić jego ból i nie odważyłem się, aby go indagować w tej sprawie.
Natomiast nie wahałem się, aby poprosić o głos kleryków i muszę powiedzieć, że decyzja o czasowym zamknięciu seminarium bardzo mocno nimi wstrząsnęła. Odnoszę wrażenie, że nikt się nie spodziewał takiego obrotu sprawy. Nie chcę tutaj zbytnio wnikać w kwestie, których nie znam, aby nie popełnić tych samych błędów, które wyżej wytykałem innym dziennikarzom, bo prawda jest taka, że nic nie wiemy o powodach podjęcia takiej a nie innej decyzji przez Nuncjaturę Apostolską, ale działalność komisji powołanej 13 lipca, która zakończyła dochodzenie 17 września i przesłała swoją dokumentację do Kongregacji ds. Duchowieństwa za pośrednictwem Nuncjatury Apostolskiej w Warszawie musiała być bardzo dyskretna i w sumie chyba oszczędna w zaproszeniach do rozmowy. Ale zostawmy to. Posłuchajmy kleryków, którzy najczęściej o seminarium mówią jako o swoim domu.
— Aby się przekonać jak jest w naszym seminarium trzeba tu po prostu przyjechać i samemu doświadczyć. Panuje tu bardzo przyjazna atmosfera, czujemy się jak u siebie w domu - mówi kleryk Jakub z III roku. - A jak to bywa w domu są chwile radosne i smutne, jesteśmy tylko ludźmi i tak jak w każdym domu czasami każdy inaczej patrzy na różne kwestie, ale jako wspólnota razem rozwiązujemy nasze problemy. Jakub przyznaje również, że przed wstąpieniem do seminarium nie przykładał szczególnej wagi do rozmyślania czy modlitwy i to właśnie seminarium kaliskie rozwinęło bardzo mocno jego życie duchowe.
— To właśnie w tym miejscu poprzez dni skupienia, codzienne rozmyślanie oraz adorację zobaczyłem jak wiele powinienem w sobie jeszcze zmienić, a co najważniejsze nikt mnie za moje słabości nie skreślił, wręcz przeciwnie razem pomagamy sobie jak możemy w naszych trudnościach — dodaje.
O wzajemnej pomocy i atmosferze rodzinnej w seminarium wspomina również kleryk Piotr. - Nie z każdym z kleryków jestem w tak wielkiej zażyłości, jednak, gdy potrzebuję modlitwy i proszę o nią nikt mi jeszcze nigdy nie odmówił. Dlatego zawsze, kiedy wracamy po wakacjach, czy jakiejś przerwie robię to chętnie i z radością. Uważam, że jest tak przede wszystkim, gdyż jest tutaj wielu wspaniałych ludzi, z którymi czuję się jak bym był w rodzinie i kiedy pojawiają się w moim życiu jakieś trudności wiem, że nie jestem sam — podkreśla.
Generalnie to nie jest łatwo wyciągnąć od kleryków jakąś krótką wypowiedź. Póki co nie nadają się na polityczne zwierzaki, którzy potrafią w 30 sekund przed kamerą wyłuszczyć to co najważniejsze. Oni po prostu lubią o seminarium rozmawiać, gawędzić i zawsze mają o czym.
— Mógłbym o tym miejscu opowiadać i pisać godzinami, o czym niejednokrotnie przekonali się moi bliscy i przyjaciele — pisze kleryk Wiktor. - Seminarium dzień po dniu zaczęło stawać się moim domem, który daje mi narzędzia do rozwoju w wymiarze ludzkim, duchowym i intelektualnym. Wraz z lepszą aklimatyzacją zacząłem bardziej angażować się w życie seminarium. Jedną z głównych czynności podejmowanych przez nasz dom jest działalność powołaniowa. Od dwóch lat organizujemy przy współpracy z Liturgiczną Służbą Ołtarza Diecezji Kaliskiej kursy dla ministrantów, które przygotowują ich do posługiwania w rodzinnych parafiach jako lektorzy i ceremoniarze.
Wiktor wspomniał o włączaniu się w działalność powołaniową i kursy dla ministrantów. To jest bardzo ważna posługa tego domu przy ul. Złotej. Posłuchajcie świadectwa kleryka Adama z IV roku.
— Odkąd pamiętam zawsze budynek seminarium budził we mnie ogromną ciekawość, a to dzięki mojemu księdzu proboszczowi, bo pierwszy raz jako 8-letni chłopak mogłem zobaczyć ten dom od środka. Klerycy, którzy wówczas oprowadzi grupę ministrantów z mojej parafii, opowiedzieli nam wiele ciekawych informacji o seminarium, co wzbudziło we mnie chęć do głębszego poznawania historii tego domu. Przełomowym momentem w moim życiu były pierwsze rekolekcje powołaniowe. To właśnie wtedy odkryłem swoje powołanie. Początki mojej formacji odbywały się w Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Poznaniu, dokładnie to dwa pierwsze lata. Czułem wtedy, że brakuje mi bardzo seminarium diecezjalnego, bo to właśnie w nim odkryłem swoje powołanie. Odkąd wróciłem na trzeci rok do Kalisza, poczułem się jak w prawdziwym domu — pisze Adam i coś mam dziwne wrażenie, że powrót do Poznania nie jest szczytem jego marzeń.
Swoim domem nazywa seminarium również kleryk Mikołaj, który jest na III roku.
— Może się wydawać, że powyższe zdanie jest lekko przesadzone, biorąc pod uwagę fakt, że zaczynam dopiero trzeci rok formacyjny. Jednak z tym miejscem jestem związany o wiele dłużej, bowiem już od gimnazjum przyjeżdżałem tu na rekolekcje, które pozwalały mi nie tylko poznać seminaryjne życie od środka, ale również zawiązać relacje z samym Bogiem dzięki czemu zawsze wracałem bardzo ubogacony duchowo. Takie rekolekcje w tym domu przed wstąpieniem do seminarium odbyłem sześć razy. Czekałem, kiedy będą kolejne, bo to miejsce ma w sobie coś, co przyciąga człowieka. Ma w sobie coś co sprawia, że czuć tu bardziej Bożą obecność, która sprawia, że seminarium przepełnione jest spokojem i ciszą, w której można dokonywać kontemplacji nad swoim życiem i Bogiem.
Wspomniany wcześniej kleryk Wiktor dodał, że od początku trwania kursów dla ministrantów do seminarium zgłosiło się już czterech kandydatów, dziś kleryków, którzy w nich uczestniczyli. Ale wróćmy do formacji stricte seminaryjnej. Jak przypomniał w swoim świadectwie kleryk Patryk, formacja opiera się na czterech filarach: ludzka, intelektualna, duchowa i duszpasterska. Przy formacji intelektualnej Patryk chwali wykładowców.
— Są wyśmienitymi znawcami teologii, ale przede wszystkim wielkimi pasjonatami dziedzin, w których się specjalizują. Podczas zajęć nie tylko przekazują nam wiedzę, lecz dzielą się z nami swoim doświadczeniem Boga oraz tym, jak oni przeżywają kapłaństwo — zauważa Patryk, którego świadectwo jest znacznie dłuższe, a zwieńczone jest takim stwierdzeniem: - Mam wielką trudność w krótkim tekście opisać czym jest dla mnie seminarium kaliskie. Aczkolwiek budzi się we mnie pytanie czy można użyć tutaj słowa „czym”. Może właściwsze byłoby pytanie — „Kim jest dla mnie seminarium kaliskie?” Seminarium kaliskie jest dla mnie cudowną wspólnotą wielu osób zgromadzonych wokół Boga, której jestem ogromnie wdzięczny za wszystkie wspaniałe chwile przeżyte tu, przy ul. Złotej w Kaliszu — kończy Patryk.
Może to właściwy moment, aby o sytuacji wypowiedzieli się przedstawiciele wykładowców. Ks. dr Włodzimierz Guzik, wykładowca homiletyki nie ukrywa zaskoczenia decyzją Stolicy Apostolskiej:
— Jestem poruszony i zaskoczony decyzją o przeniesieniu naszego seminarium do Poznania. Moje zaskoczenie jest tym większe, że nie znamy powodów. Nie wiemy również, jakie ewentualne zmiany miałyby nastąpić, aby seminarium mogło wrócić do Kalisza. Praktycznie uczę w tym seminarium od początku jego powstania, czyli od ponad 20. lat i mogę powiedzieć, że trafiają do niego coraz lepsi kandydaci. Zmotywowani do pracy naukowej, włączają się w organizację konferencji, ale i chętni do pracy duszpasterskiej, np. z ministrantami, czy niepełnosprawnymi. Natomiast w dziedzinie, jaką się zajmuję, mogę otwarcie stwierdzić, że dużo lepiej radzą sobie z przepowiadaniem słowa Bożego, niż ich koledzy we wcześniejszych latach. Oczywiście — jak w każdym środowisku — zdarzają się osoby mniej otwarte, np. na nowe formy obecności w przestrzeni publicznej, czy na współczesne ruchy odnowy w Kościele. Natomiast moją współpracę z klerykami oceniam bardzo wysoko. Nasze relacje są pozytywne, pełne otwartości, szacunku i zaufania. Równie dobrze wygląda współpraca wykładowców z przełożonymi. W większości są to przecież nasi byli studenci i wychowankowie. Dla mnie seminarium jest jednym z najważniejszym miejsc budowania naszej tożsamości, jako księży Diecezji Kaliskiej, która ma swoją specyfikę. Od tego, jakie będzie seminarium i kleryków wychowanie, zależy nasza przyszłość — kończy ks. Włodzimierz.
Podobnego zdania jest ks. dr Zbigniew Cieślak, który wykłada prawo kanoniczne i prawo wyznaniowe. Jak mówi, po powrocie ze studiów z Italii w 2006 roku został adiunktem na WT UAM w Poznaniu i miał możliwość pracy dydaktycznej aż w trzech seminariach duchownych: w Kaliszu, Bydgoszczy i Poznaniu oraz na samym Wydziale Teologicznym UAM-u dla doktorantów, co daje mu prawo do pewnych porównań.
— Doświadczenie pracy dydaktycznej z klerykami różnych seminariów, a zatem różnych diecezji, towarzyszy mi zatem już od ponad 13. lat. Dla mnie osobiście jest ono bezcenne. Zrezygnowałem świadomie z wielu funkcji i urzędów, ale nie z nauczania jednej z dziedzin kościelnych i to kandydatów do kapłaństwa. W tych seminariach uczestniczyłem nie tylko w pracy dydaktycznej, ale i formacyjnej (rekolekcje, dni skupienia) czy życiu kulturalnym (koncerty, sympozja). Poznałem życie codzienne seminariów, w niektórych przyjeżdżałem z wykładami co miesiąc na kilka dni. Jednak szczególnie poznałem życie seminarium kaliskiego, gdzie uczę najdłużej i najwięcej. I nic nigdy mi tutaj nie podpadło, wręcz przeciwnie, widziałem pokolenia ambitnych i zdeterminowanych kleryków, świadomych aktualnych wyzwań, którzy wbrew tendencjom dzisiejszego świata odczytali powołanie i go realizowali. Seminarium w naszej diecezji jest ponadto punktem odniesienia dla młodzieży, ministrantów czy lektorów, miejscem odkrywania nowych powołań, to naprawdę serce diecezji. Nie wyobrażam sobie braku seminarium... - kończy ks. Cieślak.
Pora zmierzać ku końcowi. Kleryk Mateusz z IV roku mówi, że „nasze kaliskie seminarium poprzez księży przełożonych najpierw przygotowuje do tego, aby być dobrym człowiekiem, a dopiero potem dobrym księdzem, aby kapłan umiał każdego zrozumieć i mu pomóc. Poprzez atmosferę, która jest stworzona w seminarium, zarówno przez księży, pracowników jak i kleryków każdy czuje się tutaj jak w swoim domu rodzinnym, każdy jest tutaj u siebie i każdy należy do tej pięknej wspólnoty, w której każdy o każdego dba i każdy każdego szanuje — szczerze mówiąc to nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej”.
Jednym z tych przełożonych jest ks. dr Waldemar Graczyk, który niegdyś to seminarium ukończył i jak twierdzi — innego seminarium by nie wybrał, a w 2017 roku powrócił jako wykładowca teologii moralnej, a od 2018 roku jako prefekt ds. studiów. Oto jego świadectwo.
— Zobaczyłem seminarium od zupełnie innej strony, od strony odpowiedzialnego za formację młodego człowieka. Nie był to łatwy czas. Rozdzielenie alumnów roczników pierwszego i drugiego, którzy przebywali wtedy w Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Poznaniu, od pozostałych w Kaliszu, sprawiło, że seminarium straciło jakby część siebie. Dzięki zrządzeniom Bożej Opatrzności i, jak ufam, również dzięki opiece św. Józefa, alumni pierwszych roczników powrócili do kaliskiego seminarium i nasz dom znów zapełnił się. Szczególnie klerycy obecnego roku trzeciego są, w moim i pewnie nie tylko moim przekonaniu, wielkim darem św. Józefa. Właśnie w roku poświęconym naszemu Patronowi do seminarium wstąpiło siedemnastu kandydatów do kapłaństwa, choć nic na taki powołaniowy „boom” nie wskazywało. Tamten rok pokazał mi niezwykle wyraziście, że św. Józef pragnie mieć w Kaliszu swoje seminarium. (...)
Decyzję Kongregacji ds. Duchowieństwa przeżyłem niezwykle boleśnie. Nikt takiej decyzji nie spodziewał się, a brak podania jej motywów i przesłanek wywołał lawinę komentarzy ze strony mediów i ludzi Kościoła, które uderzały również w profesorów i wychowawców seminarium, a więc również we mnie. Jednak nie to było w tym czasie najważniejsze. Ostatnie tygodnie w naszym seminarium były trudne, ale również piękne. Nasi alumni wykazali się niezwykłą dojrzałością, która zaskoczyła także przełożonych wspólnoty. Choć wszyscy, zarówno wychowawcy, jak i kandydaci do kapłaństwa, przyjęli decyzję Kongregacji posłuszeństwem wiary, to jednocześnie zwróciliśmy się jeszcze bardziej do Tego, który jest Panem i Głową Kościoła Świętego, Jezusa Chrystusa, i zjednoczyliśmy się w wołaniu do Patrona diecezji i seminarium, św. Józefa. Nasi alumni zaproponowali niemal natychmiast całonocną adorację Najświętszego Sakramentu w intencji ocalenia seminarium oraz nowennę do św. Józefa, zawierzającą naszą wspólnotę w Jego opiekę, wraz z aktem zawierzenia, który sami przygotowali i wzorowali na słynnym akcie zawierzenia kapłanów ocalonych cudownie z obozu koncentracyjnego w Dachau w 1945 roku za przyczyną św. Józefa Kaliskiego. Wierzę mocno, że te działania naszych alumnów są najlepszym świadectwem ich powołania oraz dowodem na to, że nie znaleźli się w kaliskim seminarium przypadkowo albo z innych powodów. Dziękuję Panu Jezusowi, że dał mi możliwość pracy w Wyższym Seminarium Duchownym w Kaliszu. Dla mnie jest to powód do chluby. Ten czas był dla mnie kolejnym okresem wzrastania w wierze, nadziei, miłości oraz doświadczenia, czym jest krzyż, który prowadzi do Zmartwychwstania. Bogu niech będą dzięki za nasz Kościół Kaliski! Bogu niech będą dzięki za Wyższe Seminarium Duchowne w Kaliszu! Bogu niech będą dzięki za wszystkich księży, których to seminarium zrodziło do kapłaństwa! - kończy ks. Waldemar.
Nie cytowałem jeszcze kleryka Krzysztofa, który zdradza pewne literackie inklinacje.
— Kaliskie seminarium to czerwona cegła, zieleń ogrodów, otoczonych troską ks. Eugeniusza i czerń sutann furkoczących, gdy klerycy zmierzają na poranną Mszę, modlitwy południowe, wykłady... To zapach kadzidła, szarą chmurą rozlewającego się pod sklepieniem seminaryjnej kaplicy, różanecznika kwitnącego przy bramie wjazdowej, posiłków przygotowywanych przez załogę naszej kuchni. To krzyki grających w piłkę kleryków, wybuchy śmiechu podczas spotkań (klerycki humor nie bierze jeńców!), dźwięk kaplicznych organów. To cisza modlitwy, skupienie podczas nauki i praca, nie tylko w obejściu seminarium, ale szczególnie nad samym sobą.
Ale w przyszłość Krzysztof patrzy, podobnie jak inni, ze smutkiem.
— Jeżeli zabraknie nas, ten dom umrze. Zwolnieni zostaną nasi świeccy przyjaciele, pracujący w seminarium. Zwolnieni zostaną profesorowie, z których niektórzy całe swoje życie poświęcili kształtowaniu kolejnych pokoleń kapłanów. Nasi przełożeni zostaną odesłani do pracy w parafiach lub do innych zadań. A nasz dom? Pozostanie pusty, martwy, cichy, zimny. Ciepło, rozpalane przez dziesiątki lat przez tych ludzi, tworzących wspólnotę Wyższego Seminarium Duchownego, wygaśnie. Zamilkną organy, trybularze przestaną rozsiewać woń kadzidła, ławki w dużej kaplicy zostaną puste. Serce diecezji zamrze w bezruchu.
Klerycy, oprócz Aktu oddania wspólnoty św. Józefowi, napisali również list do Nuncjusza Apostolskiego. W odpowiedzi abp Salvatore Pennachio napisał im m.in. „Przede wszystkim chcę Wam jasno powiedzieć, że to nie wy jesteście winni i nie wy przyczyniliście się do jej (decyzji) podjęcia. Jest to jeden z elementów całego procesu uzdrawiania sytuacji w diecezji kaliskiej (...) Solidaryzuję się z pragnieniami, które wyraziliście w liście. I jeszcze raz podkreślam: nie wy jesteście winni całej tej trudnej sytuacji”.
To są nasi klerycy. To jest nasze seminarium. Teraz wiecie o nim nieco więcej. Nie ustawajmy w modlitwach za nich, za przyszłego pasterza naszej diecezji i aby czasowe zamknięcie seminarium było rzeczywiście czasowe. I oby to był jak najkrótszy czas.
Święty Józefie, wybrany przez Boga na Opiekuna Pana naszego Jezusa Chrystusa i na Oblubieńca Przeczystej Bogarodzicy, racz przyjąć ofiary serc naszych i miłościwie wysłuchaj prośby, które Tobie w pokorze niesiemy.
Kościół w Kaliszu i wspólnota Wyższego Seminarium Duchownego stają obecnie w obliczu nowych i niezwykle trudnych zadań. Zdając sobie z tego sprawę i ufając możnemu orędownictwu Twojemu, do Ciebie się uciekamy. Twojej opiece się oddajemy i poświęcamy, my, Twoi czciciele, których jedna wiara, jedna miłość i jedno pragnienie kapłaństwa złączyło, a teraz wspólna troska o Dom formacyjny jeszcze ściślej jednoczy.
Patronie Kościoła świętego, Opiekunie naszej diecezji, Mężu Sprawiedliwy, który niegdyś troskliwe strzegłeś i prowadziłeś Dziecię Jezus, prosimy Ciebie, utwierdź nas i całą naszą seminaryjną wspólnotę w niezachwianej wierności zasadom Kościoła Bożego, zachowaj nas w decyzji raz podjętej, by towarzyszyć Bogu i ludziom, a w grożących niebezpieczeństwach porzucenia obranej drogi broń nas oraz spraw, byśmy rychło i szczęśliwie wrócili do ukochanej diecezji i poprzez sumienną formację pracowali nad przywróceniem w niej upragnionego pokoju.
Ufni w Twoje orędownictwo, uroczyście przyrzekamy, teraz i po szczęśliwym powrocie do Kalisza:
1. W głębokim zrozumieniu Twego Dostojeństwa żywić cześć dla Ciebie nie tylko w sercach własnych, ale równocześnie szerzyć ją wśród naszych braci, rodzin i parafii.
2. Obecnością naszą po powrocie w każdy pierwszy czwartek miesiąca złożyć ci wspólny hołd wdzięczności przed cudownym obrazem Twoim w Kolegiacie Kaliskiej, stamtąd zaś roznieść cześć Twego Imienia wraz z usiłowaniem utwierdzenia miłości w naszych rodzinach i parafiach, by każda z nich tworzyła życiodajną komórkę drogiej diecezji.
3. W dowód wdzięczności za ocalenie naszego kaliskiego seminarium przyczynić się, wedle możliwości, do powstania Dzieła Miłosierdzia pod Twoim wezwaniem lub kontynuowania obecnych.
Święty Józefie, oręduj za nami przed tronem Najwyższego Boga, ażeby te porywy serc naszych przyczyniły się do naszego dobra, do pomyślności Ojczyzny, do rozwoju Kościoła w Kaliszu i większej chwały Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.
opr. mg/mg