Fragmenty książki "Homoseksualista w Kościele"
Tomasz Terlikowski Homoseksualista w Kościele |
|
Działacze gejowscy mają pełną świadomość, że ich argumenty naukowe są słabe. I dlatego z ogromną histerią20 — wbrew podstawowemu paradygmatowi nowożytnej nauki21 — próbują zakazać podawania w wątpliwość ustaleń Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego czy Światowej Organizacji Zdrowia. Decyzje o wykreśleniu homoseksualizmu z listy chorób traktowane są jak objawienie, którego nikomu nie wolno podważać. Psycholog, socjolog czy choćby polityk, który odważy się zasugerować, że homoseksualizm jest odstępstwem od normy, zostanie skazany na wieczną infamię, a próba zorganizowania z nim spotkania (o czym przekonali się w Polsce studenci z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego22 i Uniwersytetu Opolskiego23, którzy chcieli spotkać się z doktorem Paulem Cameronem) czy przedstawienia jego racji w mediach kończy się nieodmiennie histerią24 i wzywaniem do zaangażowania policji czy prokuratury do walki z nienawiścią. W wielu krajach prokuratura już się takimi sprawami zajmuje. W Holandii deputowany Christian Vanneste już w 2006 roku został skazany na 13 tysięcy euro grzywny, ponieważ stwierdził, że homoseksualizm stanowi zagrożenie dla ludzkości. Brytyjskich dziennikarzy katolickich wysyłano już na przymusowe leczenie homofobii.
Kwestionowanie „normalności” homoseksualizmu jest zakazane także na uniwersytetach czy w ośrodkach badawczych. Niedopuszczalne są także badania dotyczące leczenia homoseksualistów. Nie tak dawno holenderski minister kultury, oświaty i nauki Ronald Plasterk cofnął rządowe dotacje dla ewangelickiej fundacji Onze Weg, która wspiera homoseksualnych chrześcijan szukających drogi wyjścia ze swej skłonności i może się poszczycić sukcesami. Dokładnie tak samo zareagowały anglikańskie organizacje prohomoseksualne, gdy ortodoksyjni anglikanie z organizacji Anglican Mainstream zorganizowali w Londynie wielką konferencję naukową, której celem było pokazanie, że chrześcijanin, nawet jeśli odczuwa pociąg do osób tej samej płci, może prowadzić życie zgodne z wiarą. Psychologia, psychiatria, a także nowoczesne duszpasterstwo mogą mu bowiem pomóc w zerwaniu z grzesznymi czynami czy myślami. Odpowiedzią na tę jakże naturalną dla chrześcijan propozycję była zmasowana krytyka konferencji przeprowadzona przez Lesbian ad Gay Christian Movement (LGCM). Organizatorzy konferencji stwarzają wrażenie, jakby wszyscy ludzie o skłonnościach homoseksualnych chcieli je zmienić i nie mogli żyć w zgodzie z Bogiem i samym sobą bez uczynienia tego — oskarżała ortodoksyjnych w kwestiach moralnych anglikanów Sharon Ferguson z LGCM.
Granty (a to one są podstawą finansowania współczesnej nauki) w Europie, czy w mniejszym stopniu w Stanach Zjednoczonych, otrzymać można na badanie patologii w życiu rodzinnym, pedofilii wśród ojców rodzin, a także na udowodnienie, jak opłakane skutki dla tożsamości płciowej dzieci ma homofobia ojców, matek i społeczeństw. Nie da się natomiast zdobyć finansowego wsparcia np. na przebadanie trwałości związków osób tej samej płci (chyba że z góry się podkreśli, iż zamierza się dowieść, że są one szczęśliwsze i trwalsze od przestarzałych i nienowoczesnych małżeństw) czy na sprawdzenie, jak szkodliwe są akty homoseksualne dla zdrowia osób, które je podejmują (co innego, gdyby dało się udowodnić, że są one zdrowsze niż zwykły seks). Na indeksie znalazły się także poszukiwania odpowiedzi na pytanie o źródła homoseksualizmu (chyba że chce się dowieść, że są one uwarunkowane genetycznie) lub (za to można trafić na oddział reedukacji z homofobii) sprawdzanie, czy zachowań homoseksualnych można człowieka oduczyć. Gdyby jednak ktoś w jakiś sposób zdobył grant i takie badania podjął, to na początku musiałby się zmierzyć z histeryczną krytyką medialną (a także akcją wysyłania donosów do sponsorów uczelni czy władz państwowych), a na koniec zostałby okrzyknięty homofobem, którego badania z natury rzeczy — jako ukrytego faszysty (albo ukrytego homoseksualisty25) — są nieobiektywne i w istocie szkodliwe.
20 „Ich gwałtowna emocjonalność jest próbą rekompensaty braku racjonalnych argumentów” — wskazuje van den Aardweg. G.J.M van den Aardweg, Walka o normalność. Przewodnik do (auto)terapii homoseksualizmu, tłum. K. Górska-Łazarz, Warszawa 2007, s. 27.
21 Istotnym elementem każdego systemu naukowego pozostaje bowiem — i nie sposób o tym zapomnieć — testowanie, weryfikacja i falsyfikacja nie tylko danych, ale i teorii. Uznanie, że coś wiemy już na pewno, szczególnie w kwestiach tak skomplikowanych jak natura ludzka, jest zaprzeczeniem teorii nauki, która przyjmuje, że „żadne rozwiązanie nie jest ostateczne”, bowiem „gra zwana nauką w zasadzie nie ma końca”. Por. St. Kamiński, Nauka i metoda. Pojęcie nauki i klasyfikacja nauk, Lublin 1992, s. 204.
22 „Jego nauki — przekonywał na łamach «Gazety Wyborczej» Piotr Pacewicz — to wzywanie do nienawiści, czyli czyn zabroniony prawem. Z pewnością zabraniają gadania takich rzeczy konwencje praw człowieka, które Polska podpisała. Taka konferencja kompromituje katolicką uczelnię. To ma być chrześcijańska miłość, którą głosi?”. Por. P. Pacewicz, Obłędne nauki o gejach, „Gazeta Wyborcza” 6.05.2009.
23 Komentatorka opolskiej „Gazety Wyborczej” nawet nie próbowała dyskutować z osobami, które zaprosiły Camerona. Zamiast tego podkreślała, że wykład sprzeczny z „gejowską ortodoksją” będzie godził w godność homoseksualistów. „Władze uczelni o spotkaniu z Cameronem nie wiedziały nic, ale kiedy się już dowiedziały, to albo mówią «nie cytujcie mnie», albo zasłaniają się wolnością słowa. I akceptują, że na naszej uczelni naukowy szarlatan będzie się zastanawiał nad tym, jak leczyć homoseksualistów, a współorganizator zachęci do udziału w organizowanych przez siebie marszach pod hasłem «stop zboczeńcom». Ale o godności homoseksualistów — w tym również studentów i pracowników uczelni — władze UO nie pomyślały. Ani o tym, że wykład Camerona ich godność będzie deptał. Ani o tym, że godząc się w imię wolności słowa na deptanie godności jednych ludzi, zachęcają do deptania godności kolejnych — innych niż większość. Władze UO posłużyły się wolnością słowa jak wytrychem, bo to pozwala umyć ręce. Poglądy Camerona świadczą o nim samym, ale też o uczelni, która nie stanęła na wysokości zadania” — pisała Anita Dmitruczuk. Por. A. Dmitruczuk, Homofon na Uniwersytecie, „Gazeta Wyborcza” wydanie opolskie, 7.05.2009.
24 Media chętnie wykorzystują do rozpętywania takiej histerii także duchownych katolickich. W Polsce najchętniej w takiej roli „pogromcy homofobii” występuje jezuita, ojciec Jacek Prusak. „Myślę, że trudno z Cameronem dyskutować, bo on uprawia nie naukę, ale ideologię. Problem w tym, że tego typu poglądy, chociaż może nie tak skrajne, prezentują niektórzy psycholodzy chrześcijańscy, a przekonania Camerona przedstawia się jako naukową psychologię. To każe postawić pytanie o status psychologii, jaką się uprawia na uczelni katolickiej” — mówił w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” jezuita. Por. Homofobia Camerona niebezpieczna, także dla Kościoła, z ojcem Jackiem Prusakiem rozmawia Katarzyna Wiśniewska, „Gazeta Wyborcza” 12.05.2009.
25 Taką postawę zajęła „Gazeta Wyborcza” wobec Paula Camerona. Sławomir Zagórski w swojej sylwetce amerykańskiego badacza niedwuznacznie sugeruje, że jest on kryptogejem, a przynajmniej, że złe doświadczenia z dzieciństwa zaważyły na jego badaniach. „Musiałem być ślicznym i uroczym małym chłopcem — stwierdził w jednym z wywiadów dr Paul Cameron. Prawdopodobnie to właśnie ten urok sprawił, że w wieku czterech lat po raz pierwszy padł ofiarą molestowania seksualnego. Nieznajomy mężczyzna zaczepił go, gdy bawił się w jabłoniowym sadzie, i nakłonił do seksu oralnego. — Hej, dzieciaku, chciałbym, żebyś mi to zrobił — powiedział. Cameron nie przyznał się rodzicom. Nie pisnął też ani słowa, gdy rok później nieznajoma kobieta zwabiła go do mieszkania i wymyła od stóp od głów, bawiąc się przy tym jego genitaliami. — Ten drugi epizod wspominam znacznie lepiej — opowiadał ze śmiechem po latach. — Szukałem nawet potem jej mieszkania, zresztą na próżno. Doświadczenie z kobietą było zdecydowanie bardziej pozytywne. Wydawało mi się ono wręcz przyjemne. Żaden z tych epizodów nie odbił się na moim późniejszym życiu — twierdził Cameron. Łatwo sobie jednak wyobrazić, że gdyby do gustu bardziej przypadł mu kontakt z mężczyzną, Ameryka z pewnością nie doczekałaby się w jego osobie najbardziej zaciętego wroga homoseksualizmu od 30 lat” — wskazuje Zagórski. A na zakończenie swojego tekstu idzie jeszcze dalej. „Co go napędza? Może jest kryptogejem, jak podejrzewają niektórzy. Przeczyłaby temu jego sytuacja rodzinna. Ma żonę, trójkę dzieci (w tym syna Kirka, który ukończył statystykę na Stanfordzie i pracuje wspólnie z ojcem) oraz wnuki. Z drugiej strony wielu gejów lub biseksualistów ma dzieci. Sądzę, że istotnym napędem jest dla niego religia. A także pieniądze. Niewątpliwie od lat jest zafascynowany homoseksualizmem. — To normalne. Badacz zawsze fascynuje się tematem swojej pracy — tłumaczy. Ale 10 lat temu w szeroko rozpowszechnianym wywiadzie wyrwało się Cameronowi następujące zwierzenie: «Małżeński seks zmierza w kierunku nudnego końca. Ogólnie rzecz biorąc, nie daje on tak czysto seksualnej przyjemności jak seks homoseksualny. Jeżeliby uznać, że seks ma służyć wyłącznie osobistej radości i wszystko, czego chcesz, to najbardziej satysfakcjonujący orgazm, jaki można osiągnąć, wtedy homoseksualizm wydaje się zbyt silny, by mu się oprzeć. To oczywiste, że mężczyźni potrafią lepiej dogodzić mężczyznom»”. Por. S. Zagórski, Cameron wśród gejów, „Gazeta Wyborcza” 16—17.05.2009.
opr. aw/aw