Fragmenty książki "Bramy grzechu. Siedem grzechów głównych"
Nieczystość
Jęk szczęścia, ledwie zabrzmiał, przemienia w jęk: „Biada!”.
Marzenie w jednej chwili czyni snem prześnionym.
Wszystko to wiemy; lecz choć wiemy, wciąż nas wściekła
Żądza, raj obiecując, wiedzie w otchłań piekła.
William Szekspir, Sonet 129 (tłum. S. Barańczak)
Również tym razem to geniusz Szekspira dostrzega w rozwoju erotycznej przygody całą słodycz i gorycz, jakie się w niej kryją. Miłosne zbliżenia są cudowną grą uwodzenia, która rodzi szczęście i oczekiwanie. Wszystko jawi się jak złoty sen, słodkie marzenie. Wydaje się, że jesteśmy tak lekcy, iż dotykamy nieba. I oto w tym miejscu dochodzimy do punktu granicznego, jak na górskim grzbiecie. Bardzo wymowne jest to, że często używa się brutalnego czasownika „skonsumować” w odniesieniu do aktu seksualnego, niemal jakby chodziło o opróżnienie talerza z mniej lub bardziej wybornym daniem lub zużycie zapasu energii; również potoczny zwrot fare all'amore („kochać się”, „mieć z kimś stosunek płciowy”) redukuje tak złożoną i symboliczną rzeczywistość do przedmiotu, którym można manipulować i modelować, albo do czynności do wykonania.
Właśnie z tego szczytu osoba spada w przepaść już nie tak pełną światła, właściwie w gęsty mrok. Ujawnia się wówczas ciężar związku. Sny rozpływają się w mirażu i iluzji, a z tego nieba zostajemy nie tylko przeniesieni i z powrotem postawieni mocno na ziemi, ale wręcz staczamy się w mroczną otchłań nudy, obojętności, obcości. Właśnie dlatego, że akt seksualny ma także trywialne i niskie konotacje doświadczenia fizjologicznego, choć zakrytego ozdobną i wyhaftowaną zasłoną erosa, gdy zostaje zaspokojony głód i pragnienie, nasycenie może nawet prowadzić do mdłości, niesmaku, z pewnością dystansu, obojętności, apatii. Ciało, które mamy przed sobą, znów staje się tylko ciałem, szlachetną i piękną postacią, masą być może również naznaczoną upływem czasu, oblicze wcześniej pociągające i pełne wyrazu staje się znów jedną z wielu twarzy.
Amerykański poeta Walt Whitman w swoich Źdźbłach trawy (Leaves of Grass, 1855) wyraził przekonanie, że „jeśli jest coś świętego, to jest to ludzkie ciało”. Otóż w seksualności pozbawionej komunii miłości dokonuje się desakralizacja. Właśnie dlatego nagie ciało bez symbolicznego przyciągania lub intymności odkrywania rodzi wstyd: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się” — wyznaje Adam po tym, jak „otworzyły się mu oczy” na zło (Rdz 3, 10). Wcześniej natomiast, „chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu” (2, 25). Przygodę, którą Szekspir odmalowuje w swoim sonecie w formie archetypicznej, Biblia opowiada w konkretnej i tragicznej historii, która niestety codziennie się powtarza i o której donoszą kroniki wypadków.
Jej bohaterką jest młoda i urzekającą kobieta, córka króla Dawida. Na imię ma Tamar (to znaczy „palma”), wysmukła i gibka jak to drzewo w pustynnych oazach. Zakochuje się w niej bez wzajemności jej przybrany brat Amnon: „Dręczył się tym Amnon, tak że zachorował z powodu swej siostry”. Za radą niegodziwego przyjaciela knuje intrygę zmierzającą do jej uwiedzenia. „Połóż się do łóżka i udaj chorego”, a następnie poproś Tamar, żeby przyszła i „przyrządziła dwa placki w jego obecności”. I oto dochodzimy do szczytowego momentu biblijnego opowiadania. Po odesłaniu wszystkich i po tym, jak dziewczyna przyniosła mu pożywienie i chciała dać mu jeść, „Amnon schwycił ją i rzekł: «Chodź, połóż się ze mną, siostro moja!». Odpowiedziała mu: «Nie, mój bracie! Nie gwałć mnie. (...) Zaniechaj tego bezeceństwa!». (...) On jednak nie posłuchał jej głosu, lecz zadał jej gwałt, zbezcześcił ją i obcował z nią. Potem Amnon poczuł do niej bardzo wielką nienawiść. Nienawiść ta była większa niż miłość, którą ku niej odczuwał. Rzekł do niej Amnon: «Wstań i odejdź stąd!». (...) Zawołał pachołka, który mu usługiwał, i rzekł: «Wypędź tę ode mnie na ulicę i zamknij za nią drzwi!»” (2 Sm 13, 1-17).
Trudno cokolwiek dodać do opisu tego brutalnego wybuchu ślepej namiętności, która przeradza się w cielesny gwałt i której niecnym skutkiem jest końcowe obrzydzenie i odraza, wręcz nienawiść i pogarda dla tej, która wcześniej była przedmiotem pożądania. Tak, ponieważ chodziło tylko o „przedmiot”, piękny, atrakcyjny, nęcący — i nic więcej. Staje się to ostatecznie rodzajem przypowieści o akcie lubieżności w jego pierwotnym, mrocznym zalążku.
Często słyszymy powtarzane przez wielu łacińskie powiedzenie, które brzmi tak: Post coitum omne animal triste, „po spółkowaniu każda istota żyjąca jest smutna”. Zwykle przypisuje się tę uwagę Arystotelesowi, ale bezpodstawnie. Giovanni Papini w swoim Szatanie (Diavolo, 1953) wyobrażał sobie, że Michał Anioł niemal ucieleśnił to motto w Nocy, postaci kobiecej z grobów medycejskich w bazylice św. Wawrzyńca we Florencji. Faktem jest, że aforyzm kryje w sobie niewątpliwą prawdę ludzką, kiedy podkreśli się dwa rządzące nim rzeczowniki: musi chodzić o coitus, czyli zwykłe „spółkowanie” cielesne, i o animale, czyli istotę, która żyje i która działa, ale która nie ma w sobie wewnętrznego i głębokiego ładunku właściwego osobie. Powraca się tu do wspomnianego wyżej „konsumowania” lub ewentualnie „posiadania”, które jest kolejnym mocnym słowem w swej brutalnej i gorszącej prawdziwości. Od daru, jakim z natury swej jest miłość, przechodzi się do posiadania, które jest korzeniem nieczystości.
opr. ab/ab