Fragmenty książki "Gdy cierpienie mnie przerasta..."
ISBN: 978-83-60703-85-4
wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2008
Fragmenty dostępne na naszych stronach: Słowo wstępne / Cierpienie - i co dalej? / Czy cierpienie jest dobrem? / Zbytnie troski / Czy cierpienie jest karą za grzech? / Przyjąć krzyż / Gdy przyjdzie kryzys / Nie dać się złamać / Samotność wśród ludzi
Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o ciało, czym macie się przyodziać.
Łk 12, 22
Stare ludowe przysłowie mówi: "Syty głodnego nie rozumie". Wielu żyjących dostatnio ludzi nie zdaje sobie sprawy - i najczęściej nie chce zdawać sobie sprawy - z tego, w jakiej biedzie, a czasem i nędzy materialnej żyją obok nich bliźni. Ważne jest więc, byśmy nie zamykali oczu na potrzeby bliźnich, gdy znajdą się w trudnej sytuacji, byśmy nie zbywali ich tanim pocieszeniem ani upominaniem, że nie należy przejawiać zbytnich trosk, lecz przyszli im z konkretną pomocą. Jeśli zaś jesteśmy tymi, którzy cierpią niedostatek (nie tylko materialny), powinniśmy czuwać nad tym, by zbytnie troski nas nie opanowały.
Pan Jezus nie mówi, żeby w ogóle się o siebie - o swój byt - nie troszczyć, ale żeby nie troszczyć się zbytnio. Tak więc zabieganie o dostatnie życie nie może obywać się kosztem zdrowia, należnej służby bliźnim (zwłaszcza rodzinie), uczciwości, modlitwy i więzi z Bogiem.
Czasem ktoś daje się wciągnąć, jak w hazard, w coraz gorliwsze zdobywanie dóbr materialnych. Staje się to dominantą jego życia. Traci wówczas swoją ludzką wolność i oddaje ją na służbę chciwości. To nie jest zdrowa i chrześcijańska troska o byt.
Jednakże i człowiek biedny, któremu trudno związać koniec z końcem, nie może się poddawać zbytnim troskom. Nie może popadać w rozpacz ani ulegać histerii. Powinien szukać pomocy u innych i przez innych, ale ze spokojem i ufnością, nie dopuszczając do tego, by zdominowały go sprawy materialne i zawładnęły nim. We wszelkich warunkach życia trzeba strzec wewnętrznej wolności i właściwej hierarchii wartości. Zarówno bogaty, jak i ubogi winien pamiętać, że wartości materialne nie są najważniejsze. Pan Jezus zaleca: "Starajcie się naprzód o królestwo [Boga] i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane" (Mt 6, 33).
Wielu ubogich, z ufnością złożywszy swój los w ręce Boga, nieraz całkiem niespodziewanie doświadczyło poprawy warunków bytu. Nie można więc zamartwiać się o nie całymi dniami i w ten sposób przysłaniać nimi troskę o królestwo Boże - o sprawy życia duchowego, a może i moralnego. Zresztą takie zamartwianie się, przewidywanie naprzód różnych złych rzeczy na nic się nie przyda, a jedynie osłabi nas wewnętrznie. Nieustanne trwanie w napięciu w przewidywaniu najgorszego jest niezmiernie niszczące wewnętrznie i pozbawione chrześcijańskiej nadziei - może doprowadzić do udręki i załamania. Niektórzy jednak nie tyle nie potrafią, ile nie chcą się pozbyć ciągłego zamartwiania się, obnażając przez to brak wiary we własne siły i osłabiając je coraz bardziej. Często tkwi w tym swego rodzaju magiczne myślenie: że spodziewając się zła i lamentując nad nim naprzód, uda się je odstraszyć. Tymczasem nie tylko marnuje się swą wewnętrzną energię, ale też zatruwa, sobie i innym, dla wszystkich trudną codzienność. Pani Barbara z Nocy i dni w swym zwyczaju zamartwiania się już sama nawet zapominała, o co jej chodzi, i musiała zadawać sobie pytanie: "O co to ja się martwię?".
Zwyczajowi zamartwiania się towarzyszy krótkowzroczność, gdyż czarnowidztwo opiera się na rzadziej obecnym w życiu doświadczeniu zła, a jest ślepe na dobro, którego zazwyczaj bywa w nim znacznie więcej. Ulegający mu, zamiast mobilizować się wewnętrznie do walki z przeciwnościami, woli kreować się na ofiarę losu i szukać bezowocnego współczucia. Najczęściej tak zachowuje się człowiek małej wiary, stroniący od aktywności zewnętrznej (bo i tak wszystko pójdzie źle, po co się więc wysilać) i od modlitwy, która pozostaje przecież mocnym orężem przeciw złu (oczywiście, nie modlitwa jednorazowa, ale wytrwała i pełna ufności).
W zbytnich troskach zapominamy też, że życie jest krótkie i że warto cieszyć się każdym, choćby najmniejszym, dobrem. Życie samo w sobie jest wielkim darem dla człowieka. Postawa wdzięczności za nie i za wiele dobrych "drobiazgów" wyrabia pozytywne nastawienie do życia i wyzwala energię w szukaniu dobra. Pomaga w sposób jak najbardziej konkretny spotkać je i cieszyć się życiem. Nie można być ustawicznym malkontentem w obawie, by nas jeszcze nie spotkało coś gorszego niż to, czego doznaliśmy. Kto wie: może nieustanne zamartwianie się stanowi wyzwanie dla czegoś właśnie gorszego (czasem po prostu coś nas spotyka, skoro się na to długo czeka)? Jeśli tak, gdy nam się w końcu przytrafi, może wtedy nauczymy się cenić każde doświadczane dobro?
Słuchajmy słów Pana Jezusa: "Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy" (Mt 6, 34).
Niech nasze serca nie staną się zatwardziałe czy to z powodu dostatku, czy też niedostatku. Pozwólmy je przenikać światłu Ducha Świętego we wszelkich okolicznościach naszego życia. Niech On nas pouczy i poprowadzi ścieżką, na której będziemy mogli znaleźć zbawienie. Niech nam doda odwagi i siły w mężnym, spokojnym i ufnym przeciwstawianiu się codziennym trudnościom życia.
opr. aw/aw