Fragmenty książki "Gdy cierpienie mnie przerasta..."
ISBN: 978-83-60703-85-4
wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2008
Fragmenty dostępne na naszych stronach: Słowo wstępne / Cierpienie - i co dalej? / Czy cierpienie jest dobrem? / Zbytnie troski / Czy cierpienie jest karą za grzech? / Przyjąć krzyż / Gdy przyjdzie kryzys / Nie dać się złamać / Samotność wśród ludzi
Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje.
Mk 8, 34
Wezwanie, by przyjąć krzyż, odnosimy zazwyczaj do tych, których przygniata ciężar kalectwa, choroby, jakiegoś nieszczęścia, różnego rodzaju cierpień. Jesteśmy skłonni, spotykając ich lub przebywając na co dzień z nimi, do wygłaszania wielu moralizatorskich pouczeń lub wyrażania chęci dyrygowania ich sprawami, życiem albo może też do wścibskiego (a niekiedy ironicznego) "podglądania" ich niezdarnych ruchów czy pragnienia także wścibskiego zajrzenia w ich przeżycia towarzyszące ich biedzie. Mentorskim tonem wypowiadamy niekiedy opinie na temat cierpień innych, czyniąc się bezpodstawnie jego znawcami. I nawet do głowy nam nie przyjdzie, że chrześcijańskie wezwanie do przyjęcia krzyża dotyczy nie tylko tych, którzy bezpośrednio są nim obciążeni, ale także tych, którzy ich otaczają, a więc każdego z nas. Nie wolno zatem spoglądać chłodnym okiem na krzyż drugiego człowieka, ale trzeba pomóc mu go nieść - stać się jego Cyrenejczykiem. Krzyż twojej żony, siostry, matki, brata... jest także twoim krzyżem, który masz przyjąć i nieść go tak, jakbyś dźwigał krzyż samego Chrystusa. On ci jest zadany jako jedno z twoich największych życiowych zadań. Jeśli się od niego odetniesz (a ty możesz łatwo to zrobić, w przeciwieństwie do brata, któremu został dany - on nie ma wyboru), odetniesz się tym samym od źródła tryskającego ku życiu wiecznemu. Źródło to wypłynęło z boku Zbawiciela umierającego właśnie na krzyżu. To źródło miłości - miłosierdzia dla wszelkich bied ludzkich - będące przede wszystkim źródłem uzdrowienia dla każdego z nas, którzy jesteśmy grzesznikami: to źródło naszego zbawienia. Aby przyjąć zbawienie wypływające ze źródła miłosierdzia Bożego, musisz otworzyć się na nie. Nigdy nie zdołasz przyjąć daru miłosierdzia Bożego, jeśli sam nie będziesz miłosierny: "Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią" (Mt 5, 7). Zatem krzyż twojego brata jest jednocześnie twoim krzyżem - tak jak krzyż Chrystusa stał się krzyżem zmęczonego po całodziennej ciężkiej pracy Szymona z Cyreny. Chrystus nawołuje: "Jedni drugich brzemiona noście". To nie jest poetycka strofa błogiego westchnienia, lecz konkretne, nieustępliwe wymaganie - czasem rzeczywiście ciężkie i twarde. Jednak to do nas On je kieruje, a nie do nieokreślonych słuchaczy. Pomyśl też, o ile cięższy krzyż dźwiga ten, na którego barkach on bezpośrednio spoczywa, niż ty swój będący obowiązkiem pomocy tamtemu. To prawda, że i tobie nie będzie łatwo, ale przyjmij ten krzyż, gdyż on jest twój i nie możesz oczekiwać, że ktoś inny go podejmie, a tobie uda się łatwo, lekko i przyjemnie przejść przez ten świat. Owszem, zawsze możesz zdezerterować, jednak pamiętaj, że będzie to ucieczka od miłosierdzia, którego chce ci udzielić Bóg. Krzyż, tak jak medal, ma dwie strony, dwa odbicia: na jednej z jego stron zawisł Chrystus z rozlewającym się ku wszystkim miłosierdziem, na drugiej zaś stronie jest miejsce dla ciebie - masz bowiem zjednoczyć swój krzyż z krzyżem Chrystusa. Masz przylgnąć do niego, nieść go bez względu na to, czy własnym cierpieniem jesteś do niego przybity, czy znajduje się na nim twój bliźni, którego Bóg ci powierzył jako zadanie - byś mu okazał pomoc, opiekę, troskliwość: miłosierdzie. Przyjmij swój krzyż z ochotą i z odwagą, gdyż jest on w sam raz na twoją miarę. Są z pewnością cięższe krzyże niż twój, więc pomyśl, czy byłbyś w stanie udźwignąć taki ciężar, jaki dźwiga twój brat... Czy uważasz się za wybrańca losu, lepszego od swego brata? Jeśli los oszczędził ci wielkiego cierpienia, tym bardziej czuj się zobowiązany do pomocy temu, który niewyobrażalnie cierpi.
Każdy z nas jest wezwany do naśladowania Chrystusa w dźwiganiu krzyża, który przyjął krzyż za i dla innych (nie własny, lecz nasz krzyż dźwigał): przyjął krzyż naszego grzechu i związanego z nim nieszczęścia - po to by nam przywrócić szczęście. Naśladując Go, mamy ujmować cierpień braciom i czynić ich bardziej szczęśliwymi. Oczywiście, łatwiej to czynić, gdy doświadczyliśmy sami cierpienia, albowiem pocieszać w cierpieniu innych potrafią najlepiej ci, którzy sami cierpią - pocieszając zaś, sami doznają pocieszenia. To tajemnica miłosiernej miłości, która nigdy nie pozostaje bezowocna - owocuje i w pocieszonym, wspomożonym przez nas bliźnim, i w nas.
Post tenebris lux - cierpiąc, powinniśmy także dodawać sobie odwagi pamięcią o tym, że po ciemnościach następuje światło. A nawet więcej: nieraz jeszcze w trwających wokół nas i w nas ciemnościach nagle, nieoczekiwanie rozbłyska światło - jako owoc naszej miłosiernej miłości; owoc naszego ducha i Ducha Bożego, złączonych we wspólnym działaniu. Bóg może podtrzymać nas w cierpieniu mocą swego Ducha, jeśli Mu na to pozwolimy...
opr. aw/aw