Każdy człowiek w swej głębi jest kimś niezwykłym - odkrycie tego niezwykłego miejsca otwiera nieskończone perspektywy duchowe
Każdy człowiek w swojej głębi jest kimś niezwykłym. Taka jest prawda o człowieku, o każdym człowieku, nieważne - ochrzczonym czy nie. Taka jest prawda o tobie i o mnie. Jeżeli jednak będziesz żył na powierzchni, powierzchownie patrzył na świat, powierzchownie myślał i oceniał, to nigdy nawet nie zakosztujesz, kim rzeczywiście jesteś, jaką godnością zostałeś obdarzony, jaką godność nosisz.
Żeby poznać i, co ważne, doświadczyć, kim jestem w głębi swego jestestwa, trzeba koniecznie nauczyć się schodzić daleko w głąb siebie. Tam w głębi twego jestestwa jest to, co najpiękniejsze w tym życiu: tam skryte jest intymne miejsce, gdzie może dojść do spotkania z samym Panem.
Jak to możliwe, że ja noszę tak wielką tajemnicę? To chyba niemożliwe, wiedziałbym o tym! Co to za moja niezwykła godność? Przecież tyle lat już żyję i nigdy mnie nikt nie traktował, jakbym miał jakąś niezwykłą godność, jakbym miał jakąś nieprzeciętną wartość. Przecież normalnie żyję, zarabiam, mam rodzinę, mam swoje problemy, skąd tu nagle myśl, że noszę w sobie coś niezwykłego? Takie wątpliwości i pytania zrodzą się w każdym człowieku, który żyje na powierzchni, który nie schodzi w głąb siebie. Posłuchaj św. Pawła: "Sam Bóg pokoju niech was całkowicie uświęca, aby nienaruszony duch wasz, dusza i ciało bez zarzutu zachowały się na przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa" (1 Tes 5, 23).
Każdy z nas doskonale wie, co to jest ciało: to, co w nas materialne i zmysłowe, co można dotknąć i zobaczyć. Wielu z nas wie, co to jest dusza ludzka: że człowiek posiada rozum (intelekt) i wolną wolę, że rośliny i zwierzęta tego nie mają. Duszy i jej władz, czyli rozumu i wolnej woli, nie widać i nie da się ich dotknąć. Ale jeśli zastanowisz się nad sobą, stwierdzisz, że w człowieku istnieją duchowe władze, którymi myśli i podejmuje decyzje, chociaż ich nie widać i nie da się ich dotknąć. Natomiast mało kto z nas wie, że jest jeszcze duch. Nie widzisz go, nie dotkniesz, on nie ma władz takich jak rozum i wola, a jest tym, co w tobie jest najważniejsze, jest w samym centrum osoby. Jest tym, co sprawia, że możesz sam o sobie powiedzieć: to "ja". Tam chcemy zejść: aż do twego ducha, dokładniej należałoby powiedzieć: do "ciebie" samego! Żeby zejść jak najgłębiej w siebie, trzeba jasno odróżnić to, kim jestem, od tego, co posiadam; trzeba odróżnić "ja" od "moje".
Do tego, co "moje", zaliczamy po pierwsze rzeczy zewnętrzne. Mówimy: "mój dom", "moja praca", "moja torebka". W tym przypadku mówimy tylko o przynależności - mówiąc: "ten samochód jest mój", mamy na myśli, że on należy do mnie, że jestem jego właścicielem. Podobnie mówimy: "to moje pieniądze", mając na myśli to, że mogę ich używać tak, jak ja zechcę. Oczywiste jest, że te zewnętrzne rzeczy nie są mną samym, nie konstytuują mnie, że moje "ja" nie zależy od nich. Jak mądrze mówi przysłowie: to są rzeczy nabyte, raz są - raz ich nie ma. Właśnie dlatego, że one się zmieniają, to nie od nich zależy moja wartość i godność. Osoby, które żyją powierzchownie, nie schodząc w głąb siebie, potrafią bardzo płytko wartościować siebie i innych ludzi: jeśli dany człowiek ma dużo pieniędzy, jest "kimś", a jeśli ich nie ma, to jest "nikim", nie ma wartości. To myślenie płytkie i bezbożne. My idźmy w głąb siebie, by umieć oceniać i wartościować zgodnie z prawdą o człowieku. Nasze zadanie to rozpoznać siebie, zobaczyć, kim jestem tak naprawdę, odkryć, że to, kim jestem "ja", nie zależy od tego, co posiadam!
Po drugie, "moje" jest ciało i to, co zmysłowe w człowieku. Mówimy: "ja czuję zapach", "ja oddycham", "ja chodzę". "Ja" jest podmiotem dla tych czynności, jest centrum. Bez np. oddychania, "ja" nie żyłoby. Widzimy więc, że "ja" - samoświadomość - jest mocno związane z tymi czynnościami, ale jednak nie jest z nimi tożsame. Przecież mogę nie chodzić, mogę stracić obie nogi, a "ja" będzie dalej. Bezpośrednio z ciałem człowieka związane są uczucia i zmysły wewnętrzne, czyli fantazja
i wyobraźnia. Uczucia, jakie przeżywam, są "moje", ale nie są mną! One są ważne, dużo mówią o mnie, jaki jestem, co mnie porusza, ale nie stanowią "ja". "Ja" jest o wiele głębiej. Weźmy prosty przykład: ktoś mnie obraził, ja w odwecie bardzo chciałbym mu zadać ból, ale świadomie postanawiam: nie! Dlatego, że Jezus uczy mnie reagować inaczej.
Schodząc coraz głębiej: od rzeczy zewnętrznych, przez własne ciało i uczucia, dochodzimy do duszy ludzkiej i jej dwóch władz: rozumu i wolnej woli. Są w człowieku takie rzeczywistości, które wybiegają poza materię, to one odróżniają nas, ludzi, od zwierząt i innych stworzeń. To władze wyższe: intelekt i wola. Dzięki nim spośród stworzeń materialnych tylko człowiek myśli, rozumuje, wyciąga wnioski, potrafi się zachwycać pięknem, może zrozumieć prawa przyrody, w końcu może decydować, co chce robić, a czego nie chce, nawet wbrew instynktowi. Jednak nawet władze wyższe (często nazywane duchowymi), rozum i wolna wola, są "moje". Mówimy: "to mój pomysł", "to moje myśli", "to moja decyzja". "Moje" to nie "ja": istnieje ogromna różnica między twoimi myślami i decyzjami, a tobą samym! Kim więc jesteś? Kim jest ten, który używa rozumu, kim jest ten, który podejmuje decyzje? Kto jest podmiotem wszystkich "moich" działań, w ogóle wszystkich "moich"? Tutaj dochodzimy do tego, co najgłębsze w człowieku, w tobie samym, czyli do tego, co św. Paweł nazywa duchem! Jest jedno centrum, jeden podmiot, który może swobodnie używać wszystkich "moich": to duch ludzki. Zastanów się, kim jesteś, kto stoi za twoim "ja". Kim jesteś ty, który używa rzeczy i władz, który mówi: "to moje sprawy", który mówi: "to moja ręka i moje oczy", który mówi: "dziś się kiepsko czuję i boli mnie głowa", który może rozmawiać, czytać i poszukiwać prawdy? Kim jesteś ty, który możesz decydować: "dziś robię to, a jutro tamto"? Tam w głębi jesteś podmiotem, osobą, w końcu - językiem św. Pawła - jesteś duchem. Brzmi to dziwnie, nietypowo, bezpieczniej jest powiedzieć, że jesteś ucieleśnionym duchem, czyli duchem, który został "złączony" z ciałem.
Ten artykuł ma skłonić cię do zastanowienia nad sobą, spojrzenia ze zdrowym dystansem na swoje mienie, na swoje ciało, na swoje uczucia, nawet na swoje myśli i pragnienia. Dlatego, że ty sam jesteś kimś ponad tym. Intuicja podpowiada, że właśnie tam, najgłębiej, na poziomie ducha można spotkać się z samym Panem w sposób, który zupełnie przekracza wszelkie inne doświadczenie Boga. Doświadczamy Boga na różne sposoby: nieraz dodaje nam siły, nieraz uspokaja roztrzęsione nerwy czy usuwa lęk. Często oświeca umysł i umacnia wolę w dobrym postanowieniu. Ale tu mówię o doświadczeniu Boga na innym poziomie. Święci takie doświadczenie nazywają kontemplacją, czyli prostym, miłosnym, wlanym poznaniem Boga. Żeby otworzyć się na łaskę kontemplacji, trzeba koniecznie nauczyć się wchodzić w głąb siebie, coraz bardziej świadomie poznawać całe swoje życie duchowe. W końcu trzeba uczyć się po prostu być przy Jezusie, ale żeby to trwanie było owocne, a nie tylko bezmyślne i puste, potrzeba, byś to ty sam trwał przy Bogu, ty sam, czyli na poziomie ducha.
Ucząc się modlitwy wewnętrznej, najpierw wchodzimy w medytację Ewangelii. Tutaj w skupieniu bardzo pomaga zaangażowanie wyobraźni, uczuć i myśli, całej twojej uwagi, na danej scenie z Pisma Świętego. Ale potem modlitwa, która się rozwija, będzie się upraszczać, tam wyobraźnia, uczucia, twe myśli i rozważania będą schodzić w cień, coraz bardziej będzie chodziło o czystą, bezinteresowną miłość. Tam już trzeba uczyć się modlić "w duchu" - na poziomie ducha. Tam trzeba uczyć się stawać ponad swoimi uczuciami, myślami i wyobrażeniami. Stawać bardzo blisko naszego Pana Jezusa Chrystusa. On już tam jest, czeka na ciebie i przyzywa.
opr. mg/mg