Miłość to nie tylko słowo, ale i doświadczenie...
Dopóki miłość nie przybiera twarzy tego, kto kocha,
pozostaje jedynie wzruszającym słowem.
Miłość to najpierw słowo. To słowo wzruszające. To słowo, które każdy z nas pragnie słyszeć najczęściej. To słowo, które dotyka naszego serca, przypomina o tęsknocie i o istnieniu nadziei. Miłość to najbardziej niezwykłe słowo, gdyż niesie najbardziej niezwykłą i zaskakującą treść. Ale to tylko słowo. A słowo nie ma mocy. Moc może mieć źródło jedynie w osobie, która to słowo wypowiada. Żadne słowo, nawet to słowo, nie może stać się moim przyjacielem. Nawet to słowo nie może być moim życiowym drogowskazem, ani niezawodnym oparciem. Nawet to słowo jest tylko jednym z miliardów dźwięków, które wypowiadam czy słyszę, albo jednym z wielu zbiorów liter, gdy to słowo piszę lub gdy je odczytuję.
Nawet miłość, nawet to słowo, bywa źródłem nieporozumień. Jak każde słowo... W obliczu nieporozumień słowo miłość może prowadzić do wielkiego cierpienia, a czasem nawet do rozpaczy. Zwłaszcza wtedy, gdy ktoś pomylił to słowo z zupełnie innymi słowami. Albo wtedy, gdy w ogóle tego słowa nie rozumie. A także wtedy, gdy wypowiada to słowo podstępnie, czyli po to, bu ukryć fakt, że wcale nie kocha.
Na szczęście miłość to nie tylko słowo. To także doświadczenie. To doświadczenie troski, wsparcia, pamięci. To doświadczenie bliskości, serdeczności, czułości. Jednak także te wszystkie znaki troski mogą mieć różne znaczenie. Nie zawsze cieszą i umacniają. Czasem mogą niepokoić, a nawet prowadzić do buntu. Samo doświadczenie troski nie jest przecież tym samym, co miłość. Można się o kogoś troszczyć z różnych motywów. Nie tylko z miłości. Wszystko zależy od tego, kim jest ta osoba, która się o mnie troszczy czy która udziela mi pomocy. Czy jest to jakiś nieznany przechodzień, czy może ktoś, kto mnie nie rozumie, albo ktoś, kto nie radzi sobie z własnym życiem? Czy też jest to ktoś zupełnie niezwykły, bezinteresowny, wierny, cierpliwy. Za każdym razem znaki troski, których doświadczam, przeżywam w zupełnie inny sposób.
Moim największym pragnieniem nie jest słyszenie czy wypowiadanie słowa miłość. Moim największym pragnieniem nie jest też doświadczenie najbardziej nawet wzruszających form troski czy wsparcia. Moim największym pragnieniem jest to, by miłość miała twarz! By miała twarz kogoś konkretnego! By przestała być jedynie słowem, dźwiękiem, czy doświadczeniem troski bez doświadczenia tego, kim jest osoba, która tę troskę mi okazuje. Moją największą potrzebą jest to, by miłość przybrała twarz kogoś, komu mogę zaufać do końca i komu mogę zawierzyć moją doczesność oraz wieczność.
Najbardziej niezwykłą twarzą miłości w całym Wszechświecie jest Ukrzyżowany i Zmartwychwstały Jezus. To twarz przyjaciela, który przychodzi do mnie nawet wtedy, gdy Go nie rozumiem, gdy wystawiam Go na śmiertelną próbę i gdy Go krzywdzę. Miłość ma twarz Tego, który nigdy się mną nie zniechęci! Nawet wtedy, gdy zgotuję Mu taki los, że będzie ze strachu pocił się krwią i będzie szukał pomocy u Ojca, który jest dla Niego najważniejszą twarzą miłości. Miłość ma twarz Najbardziej Skrzywdzonego w historii ludzkości, który najbardziej kocha. Miłość ma twarz Tego, który pod swoim krzyżem zostawił mi swoją Matkę. Tę, która nadała widzialną twarz miłości niewidzialnego Boga.
Miłość ma twarz Tego, który jest dla mnie słońcem, gdy marznę, nadzieją, gdy tęsknię i czułością, gdy czuję się małym dzieckiem. Miłość ma twarz Tego, który sprawia, że zasypiam pośród marzeń a budzę się w radości. To Ten, który kocha mnie tak mocno i nieodwołalnie, że pragnę, by kochał we mnie kogoś świętego. To Ktoś, kto mnie upewnia o tym, że jeśli kocham, to codziennie będę spotykać tych, którzy kochają jeszcze mocniej! W obliczu niezwykłej miłości, jaką okazuje mi Ukrzyżowany i Zmartwychwstały, wydaje mi się, że ja nie zaczęłam nawet jeszcze kochać.
Miłość ma twarz Tego, którego nie da się zatrzymać w grobie, gdyż żaden kamień ani żadne ludzkie straże nie mogą powstrzymać Kogoś, kto kocha nad życie i kto powraca do tych, których ukochał do końca. Miłość ma twarz Tego, który przychodzi do mnie codziennie o świcie, jak tamtego Wielkanocnego Świtu podszedł do Marii Magdaleny. On o każdej porze dnia i nocy, w każdej sytuacji i w obliczu wszystkich moich przeżyć, mówi do mnie: nie bój się! Nie jesteś sama! Już wiesz, jaką twarz ma miłość! Już wiesz, przez Kogo jesteś kochana!
Nie boję się! Nie boję się nie dlatego, że wierzę w słowo miłość, ale dlatego, że ufam Temu, który jest miłością. Zawierzam siebie Temu, który ma twarz wypełnioną miłością nieodwołalną. Moją radością i niezawodną nadzieją jest Ten, który ma otwarte serce, bym mogła wejść w Jego miłość, jak wchodzi się do bezpiecznego i szczęśliwego domu. Miłość ma twarz Tego, dzięki któremu zawsze czuję się kochana. Marzę o tym, bym dla każdego, kogo spotykam, stawała się prawdziwym i radosnym odbiciem Twarzy Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego Jezusa. Już wiem, że tylko Jego twarz jest zawsze pełna miłości i że tylko Jego oczy zawsze widzą moje serce.
opr. mg/mg