O sensie cierpienia i świadomym podejmowaniu cierpienia na modlitwie
Modlić się to rozmawiać z Przyjacielem,
który mnie rozumie i kocha.
Chrystus zapewnia nas o tym, że Bóg z pewnością weźmie w obronę tych, którzy dniem i nocą wołają do Niego (por. Łk 18, 7). Zbawiciel stawia nam jednak konkretne pytanie: „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę, gdy przyjdzie?” (Łk 18, 8). Bez wiary bowiem nie sposób się modlić. Czym jest modlitwa oparta na dojrzałej wierze? Dojrzała modlitwa to coś więcej niż tylko rozmowa z Bogiem. To przede wszystkim spotkanie. A każde spotkanie — także między ludźmi — to coś znacznie więcej niż tylko wypowiadane słowa. Spotkanie angażuje całego człowieka i przemienia całego człowieka. Im ważniejsza jest dla nas osoba, z którą się spotykamy, tym większe znaczenie ma to spotkanie, tym bardziej na nas oddziałuje i tym mocniej nas przemienia.
Nie każde spotkanie nazywamy modlitwą. Słowo to rezerwujemy do określenia najbardziej niezwykłego spotkania, do jakiego zdolny jest człowiek: do spotkania ze swym Stwórcą. Modlitwa to spotkanie z Tym, który mnie stworzył, który mnie zna od środka i który mnie nieodwołalnie kocha. Modlitwa to spotkanie z Tym, któremu ufam bardziej niż ludziom, a nawet bardziej niż samemu sobie: niż mojemu ciału, moim emocjom, moim subiektywnym przekonaniom. Jeśli tak nie jest, to modlitwa staje się jedynie magicznym obrzędem, albo pustym jedynie rytuałem.
My, ludzie tej Ziemi, skłonni jesteśmy uważać, że modlitwa potrzebna jest jedynie człowiekowi, ale nie Bogu. Zapominamy o tym, że Bóg, który jest miłością, jest jednocześnie spotkaniem, gdyż prawdziwa miłość nie może być osamotniona i nie może zamknąć się we własnym wnętrzu. Ewangeliści często piszą o tym, że wcielony Syn Boży spotyka się z Ojcem na modlitwie. Czasem całe noce spędza na spotkaniu z Tym, który Go posłał i który w Nim ma upodobanie. Chrystus uczy nas podstawowej modlitwy, w której nazywamy Boga — Ojcem, a nawet Tatusiem. To właśnie Jezus skierował do Boga najbardziej dramatyczną modlitwę w dziejach ludzkości wtedy, gdy poszedł do Ogrójca, by tam — osamotniony przez ludzi - spotkać się z Tym, który nigdy Go nie opuścił. Odtąd Ogród Oliwny to dla nas najlepsza szkoła modlitwy.
Krok pierwszy modlitwy Jezusa w Ogrójcu to dramatyczny wręcz krzyk niepokoju i lęku. Chrystus poci się krwią. Tak bardzo cierpi na samą myśl o straszliwym cierpieniu, które przygotowują Mu ludzie. Modlitwa Jezusa zaczyna się od bólu i sprzeciwu — nie chcę pić z tego kielicha goryczy! Jakże łatwo odnajdujemy samych siebie w owym Chrystusowym zawołaniu do Boga: oddal ode mnie ten kielich goryczy! Często także nasza modlitwa jest związana z podobnym krzykiem: nie chcę tego cierpienia, nie chcę tej trudności, tych bolesnych więzi, tego ciężaru życia!
Chrystus nie zatrzymuje się jednak na tym pierwszym kroku. Drugi krok to pytanie o sens tego, co trudne. To odwieczne pytanie o sens cierpienia na tej Ziemi. W musicalu najsłynniejszych twórców tego gatunku muzycznego - Andrew Webbera i Tima Rice'a, zatytułowanym „Jesus Christ Superstar” wyeksponowany jest właśnie ten drugi krok, owo pytanie o sens cierpienia, o sens wierności Bogu. Autorzy musicalu wkładają w usta Jezusa dramatyczne pytanie: „Ojcze, pokaż mi Twoim wszechwiedzącym umysłem, że moje cierpienie ma sens, że kogoś ocali, że ktoś z mego cierpienia skorzysta. Pokaż mi to teraz, bo inaczej się wycofam.” Jest bardzo prawdopodobne, że tak właśnie rozmawiał Jezus ze swym Ojcem. I jest bardzo prawdopodobne, że Ojciec upewnił Syna o zbawczym sensie Jego cierpienia. Być może pokazał Mu wtedy twarze konkretnych ludzi, którzy dzięki krzyżowi uwierzą w Bożą miłość i przemienią swoje życie. Być może Ojciec pokazywał Jezusowi także nasze twarze i naszą wewnętrzną przemianę dzięki więzi z Ukrzyżowanym.
Ten drugi krok w spotkaniu z Bogiem, krok pytania o sens cierpienia, a także o sens woli Bożej, przychodzi nam spontanicznie. Zupełnie podobnie jak ów pierwszy krok: krok lęku, bólu i chęci ucieczki od tego, co trudne. Ale Chrystus nie poprzestaje na tych dwóch krokach. Stawia krok trzeci. Ten trzeci krok to decyzja pójścia za wolą Ojca: „Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie”. Gdy Ojciec upewnia Syna o sensie podjętego cierpienia z miłości do ludzi, to Jezus już się nie waha. Staje się natychmiast silniejszy od bólu i lęku. Decyduje się na to, by kochać nas do końca. Także wtedy, gdy przybijemy Go do krzyża. Ten trzeci krok, krok zawierzenia Bogu, krok decyzji o pełnieniu Jego woli, przychodzi nam najtrudniej. Czasem całymi nocami, a nawet latami zagłuszamy głos Boży, głos Jego miłości i prawdy. Czasami długo trwamy zanurzeni w pierwszych dwóch krokach: w fazie lęku oraz w fazie natarczywych pytań, na które sami próbujemy znaleźć odpowiedź, zagłuszając Bożą odpowiedź. Dojrzale modlić się to dojść z Chrystusem aż do tego punktu: do decyzji, by pełnić wolę Bożą w każdej sytuacji. Człowiek modlitwy wie, że dźwiganie krzyża i cierpienie — jeśli jest ceną za dojrzałą miłość i za wierność Bogu — jest zawsze drogą błogosławieństwa.
Naszym zadaniem jest zapisanie się do szkoły Chrystusowej modlitwy, by - tak jak Jezus - spotykać się z Bogiem Ojcem i by z ufnością postępować według Jego woli, którą On objawił nam najpełniej w czynach i słowach swego Syna i którą nie przestaje nam objawiać w naszym sercu i sumieniu. Gdy nasza modlitwa staje się podobna do tamtej modlitwy z Ogrójca, to z pewnością doświadczymy jej niezwykłych owoców. Każde prawdziwe spotkanie z Bogiem przemienia nas i zaskakuje. Nigdy nie jest ono bezowocne. Doświadczył tego lotnik, a jednocześnie wielki pisarz i myśliciel francuski, autor „Małego Księcia”, Antoine de Saint-Exupéry. W książce zatytułowanej „Twierdza” opisuje dzień, w którym poczuł się bezradny i osamotniony. Poszedł na daleki spacer. Gdy doszedł do lasu, zatrzymał się przy wysokim drzewie, na którego szczycie zobaczył kruka. Pisarz zaczął się wtedy modlić i prosić Boga o to, by ów kruk odleciał na znak, że Bóg go słyszy i że odpowiada na jego prośbę. Kruk jednak pozostał nieruchomy. Początkowo Exupéry poczuł rozgoryczenie i żal do Boga. Jednak po chwili — ku własnemu zdumieniu — zaczął dziękować Bogu za to, że kruk nie odleciał. Uświadomił sobie bowiem, że gdyby ptak odleciał, to byłby to znak, który pisarz sam dałby sobie. Lecz wtedy trwałby nadal w swej samotności. Tymczasem on potrzebował znaku od Boga, a nie od samego siebie. Kiedy uznał tę prawdę przed Bogiem, nagle znikło jego poczucie samotności i pojawiła się niespodziewana radość.
Pierwszym darem każdego rzeczywistego spotkania z Bogiem na modlitwie jest zaskoczenie i ta najbardziej niezwykła, Boża radość, niespodziewana radość. Spotkanie z Bogiem otwiera nam nowe horyzonty myślenia i decydowania, pozwala w nowy sposób popatrzeć na własne życie i na własną sytuację. Spotkanie z Bogiem wycisza nas, dodaje siły, podpowiada nowe, dojrzalsze sposoby radzenia sobie z naszymi obowiązkami i trudnościami. A także z naszymi niepokojami i cierpieniami. Spotykając się z Bogiem inaczej patrzymy na nasze codzienne trudności i krzyże. Rozumiemy wtedy, że te krzyże nie pochodzą od Boga, lecz że są one konsekwencją naszej niedoskonałości oraz niedoskonałości ludzi, wśród których żyjemy. Bóg natomiast czyni nas zdolnymi do przezwyciężania tych krzyży. Na modlitwie upewniamy się o tym, że Bóg jest zawsze po stronie tych, którzy Mu ufają i postępują zgodnie z Jego przykazaniami. W czasie spotkania z Bogiem odkrywamy nowe, dojrzalsze możliwości zachowań oraz nowe, dojrzalsze sposoby przezwyciężania problemów, które przeżywamy. Dzięki modlitwie stajemy się silniejsi, gdyż zdobywamy motywację i energię potrzebną do tego, by wytrwać w Bożej prawdzie, która nas wyzwala oraz w Bożej miłości, która nas przemienia i prowadzi do świętości.
opr. mg/mg