Fragmenty książki "Otwarte dłonie"
ISBN: 978-83-60703-07-6
wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2007
Wiemy, że istnieje związek między modlitwą i ciszą, lecz gdy pomyślimy o ciszy w naszym życiu, widzimy, że nie zawsze jest ona pełna pokoju. Cisza może też budzić przerażenie.
Pewien student, który głęboko zastanawiał się nad ciszą w swoim życiu, napisał:
Cisza jest nocą i tak jak są noce bez księżyca i gwiazd, kiedy jest się całkiem samym, zupełnie samym, kiedy jest się wyklętym i staje się nikim, nikomu niepotrzebnym - tak również są chwile ciszy, które przerażają, ponieważ nie ma nic, oprócz ciszy. Nawet jeśli otworzy się oczy i uszy, ona ciągle trwa, bez nadziei i bez pocieszenia. Noc bez żadnego światła, bez nadziei, jestem sam ze swoją winą, bez przebaczenia, bez miłości. Wtedy desperacko szukam przyjaciół, wtedy chodzę ulicami, szukając ciała, znaku, dźwięku i nie znajduję niczego. Są jednak także noce gwiaździste, z pełnią księżyca, światłem z odległego domu i cisza pełna pokoju i refleksji, odgłosów wróbla w wielkim pustym kościele, kiedy moje serce pragnie śpiewać z radością, kiedy czuję, że nie jestem sam, kiedy oczekuję przyjaciół lub przypominam sobie parę słów z ostatnio czytanego wiersza, kiedy zatapiam się w Zdrowaś Mario lub posępnym dźwięku psalmu, gdy jestem sobą i ty jesteś sobą, kiedy nie boimy się siebie, kiedy całą rozmowę zostawiamy aniołowi, który przyniósł nam ciszę i pokój.
Podobnie jak są dwa rodzaje nocy, tak też istnieją dwa rodzaje ciszy: jedna przerażająca, druga pełna pokoju. Dla wielu ludzi cisza jest przerażająca. Nie wiedzą, co z nią począć. Jeśli wyjadą z hałaśliwego miasta i trafią na miejsce, gdzie nie słychać ryku samochodów, gdzie nie trąbią statki, nie dudnią pociągi, nie ma szumu radia i telewizji, muzyki z taśm albo płyt CD, czują, że całe ich ciało ogarnia intensywny niepokój. Są jak ryby wyrzucone z wody. Stracili orientację. Niektórzy nie potrafią się uczyć, gdy nie otacza ich lita ściana muzyki. Jeżeli muszą siedzieć w pokoju pozbawionym stałego przepływu dźwięków, stają się bardzo nerwowi.
Zatem dla wielu z nas cisza stała się zagrożeniem. Kiedyś cisza była czymś normalnym, a hałas nam przeszkadzał. Dzisiaj jednak wrzawa jest normalną strawą, a cisza - choć może się to wydawać dziwne - stała się zakłóceniem. Nie tak trudno jest zrozumieć, że ludzie, którzy odczuwają ciszę w taki sposób, mają trudności z modlitwą.
Staliśmy się wyalienowani z ciszy. Jeśli idziemy na plażę albo na piknik w lesie, często naszym najważniejszym towarzyszem jest walkman. Widocznie nie możemy znieść dźwięku ciszy.
Cisza jest pełna dźwięków: szmeru wiatru, szelestu liści, trzepotu skrzydeł ptaków, plusku fal obmywających wybrzeże. A jeśli nawet nie da się usłyszeć tych dźwięków, słyszymy ciągle nasz własny, spokojny oddech, ruch dłoni przesuwających się po naszej skórze, odgłos przełykania w naszym gardle i delikatny stukot naszych kroków. Staliśmy się jednak głusi na te dźwięki ciszy.
Kiedy jesteśmy zaproszeni do przejścia z naszego hałaśliwego świata w tę wypełnioną dźwiękiem ciszę, często jesteśmy przestraszeni. Czujemy się jak dzieci, które widzą, że zapadają się ściany domu, a one same znajdują się nagle na otwartym polu. Albo tak, jakby przemocą zdarto z nas ubranie; albo jak ptaki wyrzucone z gniazda. Zaczynają nas boleć uszy, ponieważ brakuje znajomego hałasu, a nasze ciała są do niego przyzwyczajone jak do puszystego kocyka zapewniającego ciepło. Stajemy się jak nałogowcy, którzy muszą przejść bolesny proces odwyku.
Jednak jeszcze trudniejsze niż uwolnienie się od zewnętrznych hałasów jest osiągnięcie ciszy wewnętrznej, ciszy serca. Wydaje się, że osoba, która stale tkwi w hałasie, straciła kontakt ze swoim wewnętrznym "ja". Pytania pochodzące z wnętrza pozostają bez odpowiedzi. Niepewne uczucia nie są wyjaśnione, splątane pragnienia nie są rozplątane, a zagmatwane emocje nie są zrozumiane. Pozostaje tylko chaotyczna mieszanina uczuć, które nigdy nie miały szansy na uporządkowanie.
Trudno się zatem dziwić, że kiedy wyłączamy codzienny harmider, często daje się słyszeć nowy wewnętrzny hałas pochodzący z tych wszystkich chaotycznych uczuć, które wołają o uwagę. Wejście do cichego pokoju nie daje nam automatycznie ciszy wewnętrznej. Kiedy nie ma nikogo, z kim można by porozmawiać albo kogo można by posłuchać, może się rozpocząć wewnętrzna dyskusja - często głośniejsza niż hałas, od którego właśnie uciekliśmy. Wiele nierozwiązanych problemów domaga się uwagi; jedna troska narzuca się drugiej; jedna skarga rywalizuje z następną; wszystkie proszą o wysłuchanie. Czasem pozostajemy bezsilni wobec wielu zawikłanych uczuć, których nie możemy rozplątać.
To wszystko każe się nam zastanowić, czy rozrywka, jakiej szukamy w wielu rzeczach na zewnątrz nas, nie jest przypadkiem próbą uniknięcia konfrontacji z tym, co jest wewnątrz. "Co będę robić, kiedy skończę pracę?". To pytanie doprowadza wielu ludzi do uciekania od siebie i trzymania się mocno dowolnej liczby spraw, dzięki czemu czują się stale zajęci. Tak jakby mówili: "Co zrobię, kiedy nie będzie już przyjaciół, z którymi mogę porozmawiać, muzyki do posłuchania, gazety do poczytania, filmu do obejrzenia?". Problemem nie jest to, czy możemy żyć bez przyjaciół albo bez karmienia oczu i uszu nowymi wrażeniami - oczywiście, że nie możemy - ale to, czy potrafimy być od czasu do czasu sami, zamknąć oczy, delikatnie odsunąć całą mieszaninę hałasów i posiedzieć spokojnie w milczeniu.
Spokój i wyciszenie się to nie to samo co spanie. W rzeczywistości ten stan oznacza pełną czujność i śledzenie z wielką uwagą każdego ruchu, jaki zachodzi w naszym wnętrzu. Wymaga dyscypliny, by rozpoznać potrzebę wstania i ponownego pochodzenia jako pokusę szukania gdzie indziej tego, co jest tuż obok. Daje możliwość wędrowania po swoim wewnętrznym podwórku, grabienia liści i oczyszczania ścieżek, łatwo więc można znaleźć drogę do swojego serca. Gdy po raz pierwszy wejdzie się na ten "nieznany teren", może wystąpić lęk i niepewność, ale powoli i na pewno odkryje się porządek i swojskość, które pogłębią pragnienie pozostania u siebie.
Z tym nowym poczuciem pewności siebie przejmujemy nasze życie na nowo, od wewnątrz. Wraz z nową wiedzą o naszej "przestrzeni wewnętrznej", w której uczucia miłości i nienawiści, czułości i bólu, przebaczenia i chciwości są rozdzielone, umocnione lub przemienione, pojawia się biegłość delikatnej dłoni. Jest to dłoń ogrodnika, który starannie przygotowuje miejsce dla wzrostu nowej rośliny i nie wyrywa chwastów zbyt pochopnie, ale wyciąga tylko te, które grożą zduszeniem młodego życia.
Pod tym łagodnym reżimem możemy znowu stać się panami w naszym własnym domu. Nie tylko w czasie dnia, ale także w nocy. Nie tylko wtedy gdy czuwamy, ale również gdy śpimy. Ponieważ ten, kto ma dzień, pozyska także noc. Sen nie jest już dziwną ciemnością, ale przyjazną kurtyną, za którą sny w dalszym ciągu przemawiają i wysyłają przekazy, które mogą być przyjmowane z wdzięcznością. Ścieżki naszych snów stają się równie wiarygodne, jak ścieżki naszych godzin czuwania - i nie ma już potrzeby się bać.
Jeżeli nie unikamy ciszy, wszystko to staje się możliwe - ale nie łatwe. Hałas z zewnątrz stale domaga się naszej uwagi, a niepokój z wnętrza ciągle wznieca nasze obawy. Wielu ludzi czuje się uwięzionych między tą pokusą i tym lękiem. Ponieważ nie potrafią się zwrócić do wnętrza, szukają spokoju w hałasie, nawet jeżeli wiedzą, że nigdy go tam nie znajdą.
Ilekroć jednak napotka się tę ciszę, wydaje się, jakby się otrzymało dar - dar, który jest "obiecujący" w prawdziwym znaczeniu tego słowa. Obietnicą tej ciszy jest to, że może zostać zrodzone nowe życie. Jest to cisza pokoju i modlitwy, ponieważ przyprowadza nas z powrotem do Tego, Który nas prowadzi. W tej ciszy traci się poczucie bycia kierowanym i stwierdza się, iż wraz z innymi ludźmi jest się człowiekiem, który może być sobą.
Wówczas uświadamiamy sobie, że możemy robić wiele rzeczy nie z wewnętrznego przymusu, lecz z własnej woli. Jest to cisza "ubogich w duchu", w której uczymy się widzieć swoje życie w jego właściwej perspektywie. W tej ciszy znikają fałszywe pozory, możemy znowu zobaczyć świat z pewnego dystansu i pośród wszystkich swoich trosk modlić się:
Panie Boże, Przemawiaj łagodnie w mojej ciszy. Kiedy hałaśliwa zewnętrzna wrzawa mojego otoczenia i głośny wewnętrzny zgiełk moich lęków nie przestają odciągać mnie od Ciebie, pomóż mi ufać, że ciągle jesteś przy mnie, nawet gdy nie potrafię Cię usłyszeć. Daj mi uszy do słuchania Twego cichego głosu, który mówi: "Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię... bo jestem cichy i pokornego serca". Niech ten pełen miłości głos będzie moim przewodnikiem. Amen
Pytanie do rozważania:
Dlaczego unikam ciszy?
opr. aw/aw