Dzisiaj ludzie nie wierzą już w Boże znaki. Szukają odpowiedzi wszędzie, tylko nie u Boga.
Dzisiaj ludzie nie wierzą już w Boże znaki. Szukają odpowiedzi wszędzie, tylko nie u Boga.
Nie obchodzi ich Jego głos. Przyjęli prosty schemat: kiedy wydarza się coś dobrego — tłumaczą to sobie zbiegiem okoliczności, zrządzeniem losu, przypadkiem, okazją. Przykre doświadczenia natomiast interpretują jako karę Bożą. I tyle. Kropka. Niektórzy zakładają, że Bóg i tak im nie odpowie albo mają a priori przygotowane oczekiwania wobec Niego: ja się pomodlę, dam na ofiarę, a Ty mi, Panie Boże, dasz to i to. To będzie dla mnie znak, że w ogóle jesteś, a ja mam dla Ciebie znaczenie. Zimne kalkulacje.
Rozpoczynamy Adwent — czas oczekiwania na przyjście Jezusa. Od prawie 3 tysięcy lat Izajasz zapewnia nas: „(...) Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi syna, i nazwie go imieniem Emmanuel, albowiem Bóg z nami” (Iz 7, 10—14a).
Może warto podjąć próbę odnalezienia Bożego znaku w naszym życiu, sięgnąć pamięcią do dzieciństwa albo do czasów nieodległych. Rozpoznać w teraźniejszości znaki Boga-z-nami. Kto z nas bowiem nie przeżył doświadczeń, które w przemożny sposób wskazywałyby na interwencję Bożej Opatrzności? Kto nie doznał olśnień, natchnień, niezwykłej mocy ostrzegającej czy wskazującej drogę? Nie doświadczał — często nieświadomie — działania znaków właśnie...
Jego znaki są ukryte, ale możliwe do rozpoznania. Jego słowa są ciche, ale możliwe do usłyszenia. Każde pokolenie ma takie znaki, na jakie zasługuje, które do niego trafiają, są potencjalnie czytelne.
Może najbardziej brakuje nam dziś pokory, by je zobaczyć?
Jeden z moich przyjaciół miał poważny problem. Nie potrafił wytrwać w swoim powołaniu. Przeżywał kryzys duchowy. Cóż poradzić, kiedy człowiek zmierza w zupełnie niewłaściwym kierunku, można powiedzieć: w przysłowiową przepaść... Trzeba wytoczyć najbardziej sprawdzone działa — modlitwę.
Nie zastanawiając się długo, zarysowując istotę problemu przyjaciela, intencję powierzyłam siostrom karmelitankom. „Proszę się nie martwić, Pan Bóg na pewno da mu jakiś znak. W ten sposób objawi swoją wolę” — zapewniła mnie siostra.
Krótka rozmowa z karmelitanką nieco mnie uspokoiła. Chociaż, gdy zaczęłam się zastanawiać nad znakiem, za pomocą którego Pan Bóg objawi mojemu przyjacielowi swoją wolę, to zrodziła się we mnie konstatacja: „Przecież Bóg ma cały wachlarz kanałów komunikacyjnych... O Bogu mówi religia, która przekazuje prawdy teologiczne, porządkuje ludzkie doświadczenia. Jest jeszcze Jego Słowo, sakramenty, Pismo Święte, Boże Objawienie. Bóg przemawia przez ludzką pracę, kulturę i sztukę, piękno... Cały świat stworzony dla człowieka jest znakiem Jego potęgi i wszechmocy. Wydarzenia, trudne sytuacje, spotkani ludzie — to kolejne kanały Bożej komunikacji z człowiekiem. Ach, ta teologia...” — pomyślałam.
Ten temat nie dawał mi jednak spokoju. Pytania wprost mnożyły się w mojej głowie. Zaczęłam szukać odpowiedzi w dostępnych źródłach i sięgać pamięcią do „moich” znaków Boga.
Czy wszystko, co nas spotyka, jest głosem Boga? Kiedy jakieś wydarzenie jest tylko tzw. przypadkiem, a nie interwencją „z góry”? A człowiek? Przecież każdy człowiek przychodzi do nas jako znak Boży, bo każdy jest stworzony na Jego obraz i podobieństwo.
My, ludzie XXI wieku, karmieni postmodernistyczną papką, mamy skłonność do relatywizacji każdej dziedziny życia. Tym łatwiej nam opacznie zinterpretować jakieś wydarzenie. „A jeśli mój przyjaciel dokona niewłaściwej oceny sytuacji?” — analizowałam sobie dalej. „Pan Bóg szanuje wolność człowieka, nie zrobi nic wbrew swemu stworzeniu, ale nadzwyczajne wydarzenia przykuwają naszą uwagę, intrygują, zapadają w pamięć. Człowiek nie przejdzie obok nich obojętnie” — przypomniały mi się słowa usłyszane podczas jednych z rekolekcji. Nie na darmo napisano, że znakom Bożym towarzyszy światło Ducha Świętego, konieczne do ich rozpoznania. Zewnętrzne znaki woli Bożej mają ścisłe powiązanie z wewnętrznymi natchnieniami. Najwłaściwszym czasem rozpoznawania woli Bożej jest modlitwa, a ta rodzi się w sercu. Tutaj dokonuje się interpretacja znaków Bożych. Wiele z nich dotyka naszej duszy, by w ten sposób wprowadzić nas na ścieżkę prowadzącą ku Bogu.
„Czy dzisiaj na naszych oczach dzieją się cuda?” — zapytałam koleżankę. „Jasne” — odrzekła i opowiedziała mi historię, która bardzo ją poruszyła.
Małżeństwo jej sąsiadów nie należało do najszczęśliwszych. Teresa i Józef od zawsze wydawali się jej bardzo niedobraną parą. Ona była duszą towarzystwa, życzliwa dla wszystkich, ujmująca w sposobie bycia. On natomiast, jako były żołnierz, nie potrafił porzucić wojskowego drylu: apodyktyczny, surowy, lepiej było nie wchodzić mu w drogę. Mimo trudnego charakteru męża żona wiernie przy nim trwała. Podczas jednej z rutynowych wizyt u nefrologa u Teresy wykryto guza nerki. Choroba bardzo zmieniła całą rodzinę. Józef zrozumiał, jak dużo zawdzięcza Teresie, a widząc, jak wiele osób ją odwiedza, odkrył, kim naprawdę była. Jej choroba stała się dla niego znakiem Bożym. Odtąd nie odstępuje żony na krok, a metamorfoza, która w nim zaszła, stała się przedmiotem licznych dyskusji.
Pan Bóg pisze prosto po krzywych liniach naszego życia — zakończyła koleżanka.
W najbardziej frapujący sposób daje odczuć swoją miłość.
Uprawiamy buchalterię intelektualną, stajemy się więźniami pozorów, obrządków i praw. Nasze życie duchowe przypomina bardziej skostniałe poglądy niż dziecięcą ciekawość i otwartość. Jesteśmy ślepi na znaki Boga, bo przekładamy rozum nad wiarę w niewytłumaczalne. Żyjemy jak we mgle, a w dodatku z bielmem na oczach.
Zatraciliśmy pierwotną skłonność do obcowania z cudownością i nie chodzi tu bynajmniej o magię. Dzisiaj wszystko da się wytłumaczyć, zmierzyć, zważyć, obliczyć. Tu różniczka, tam całka; tu nanometr, a tam bit. Matematycy mnożą nowe wzory, informatycy konstruują coraz szybsze komputery, genetycy rozszyfrowują zapis kodu DNA. To wszystko jest potrzebne. Ale, jak pisze Pierre Claverie OP: „zamiast wejść w relację z tym światem, przyjmując go i szanując, słuchając i dialogując z nim — traktujemy go jak przedmiot, który trzeba wziąć w posiadanie, by potwierdzić naszą władzę — świat umiera i my umieramy wraz z nim, ponieważ przecinamy tętnicę Życia”. Odcinamy się od źródła, którym jest Bóg.
Więcej wśród nas biblijnych achazów — mających zaufanie tylko do ludzkich kalkulacji, politycznych układów i gier, a nie do Boga, który mógł dać prawdziwy znak. Bóg chce do nas przemawiać. Trzeba się nauczyć słuchać Jego głosu i rozróżniać Jego słowa, „ćwiczyć obecność Bożą”, tak jak uczynili to przed nami królowie podążający za gwiazdą do Betlejem, Mojżesz, biblijni prorocy, uczniowie podążający do Emaus...
Spotkałam się ze stwierdzeniem, że kiedyś Bóg jaśniej objawiał swoje nadprzyrodzone znaki. W przeszłości człowiek miał ścisły kontakt z przyrodą. Był wobec niej bezbronny, nie potrafił interpretować jej zjawisk: gwałtownych zmian atmosferycznych, potęgi żywiołów. Nierzadko odczytywał je jako znaki woli Bożej. Bóg objawiał się niekiedy wśród potężnych grzmotów, trzęsienia ziemi lub też w łagodnym szumie wiatru. Biblia wymienia też tęczę i zachód słońca jako Boży znak.
Ktoś zarzuci, że rzeczywistość nie jest tak jednowymiarowa. To prawda, ale czy zatem Pan Bóg mówi tylko do wybranych?
Warto pytać, co z tymi, którzy ulegli wypadkom drogowym, nie wrócili z gór czy stracili dorobek całego życia? Przykładów nieszczęść i klęsk mamy wiele: trzęsienie ziemi na Haiti, katastrofa pod Smoleńskiem, tegoroczna powódź albo te sprzed lat — zamach na World Trade Center, tsunami na Sumatrze, zawalenie się dachu hali Międzynarodowych Targów Katowickich... Dlaczego Bóg nie ostrzegł tych wszystkich ludzi? Dlaczego tak wielu zginęło?
Tutaj, na Ziemi, najprawdopodobniej nie otrzymamy na to odpowiedzi, nie odkryjemy tej tajemnicy. Jedyne, co nam pozostaje, to trzymać się blisko Niego i słuchać Jego głosu.
***
Kiedy Bóg przychodzi do człowieka, daje mu odczuć swoją obecność. Nie dzieje się to dla jakichś tajemnych racji, tylko wtedy, kiedy człowiek dojrzeje do ich zrozumienia.
Mój przyjaciel doświadczył wielu dramatycznych wydarzeń. Każde z nich jednoznacznie wskazywało na Bożą interwencję w jego los. Nie wiem, który z nich był dla niego znakiem najjaśniejszym, wyraźnym sygnałem od Boga. Skoro ludzkie życie rozpięte jest między niebem a piekłem, najważniejsze są indywidualnie dokonywane wybory.
Nadzieją napawa fakt, że dopóki żyjemy, dopóty mamy szansę odczytać mapę znaków i sygnałów opracowaną przez Boga specjalnie dla każdego z nas.
Poza tym pozostają jeszcze znaki zapisane w Apokalipsie...
opr. aw/aw