Charlotte Grossetęte - Pragnienie Boga
W przeddzień 19. rocznicy śmierci bł. Matki Teresy z Kalkuty, 4 września br., papież Franciszek kanonizuje kobietę, która sama wyznała kiedyś, że chce być świętą „od ciemności”. Paradoks jej życia polegał na tym, że wyrywała z najstraszniejszych ciemności tysiące ludzi, sama pozostając przez pięćdziesiąt lat spowita mrokiem nocy ducha.
Opowieść o jej życiu pióra francuskiej autorki jest takim właśnie zbiorem
paradoksów. Z jednej strony fascynujące, pełne Bożego światła wydarzenia
trzymają w napięciu i podziwie, a z drugiej strony można wręcz poczuć trwogę w
obliczu duchowej udręki, jaką Matka Teresa znosiła przez pół wieku w samotności
swojego „opuszczonego przez Boga” serca.
Czytając książkę Charlotte Grossetête tylko
powierzchownie, skupiając uwagę na dokonanych przez Matkę Teresę dziełach —
otwartych umieralniach, sierocińcach i szpitalach, o tysiącach powołań do
Zgromadzenia Misjonarek Miłości — można odnieść wrażenie, że czyta się
scenariusz filmowy napisany, żeby wywołać podziw i wzruszenie. Autorka jednak
przekazuje na kartach tej niezwykłej opowieści o wiele ważniejsze przesłanie o
tym, że wszystko, co zewnętrzne, ma swoje ukryte źródło wewnątrz i że życie
człowieka — czy to konającego anonimowego żebraka, czy też najsławniejszej
zakonnicy świata — jest nieustannym pragnieniem Boga. Człowiek pragnie Boga.
Bóg pragnie człowieka. Dwa pragnienia złączone w jedno na krzyżu w ostatnim
słowie Jezusa.
Kiedyś, jak pisze Charlotte Grossetête, Matka
Teresa tak to słowo wytłumaczyła swoim siostrom: „Dlaczego
Jezus powiedział: «Pragnę»? Co to oznacza? To coś znacznie głębszego od słów
Jezusa: «Kocham was». Dopóki w największej głębi samych siebie nie wiecie, że
Jezus was pragnie, nie możecie wiedzieć, kim chce dla was być. Albo kim chce, byście wy były dla Niego”.
Zastanawiam się czasem, po co czytamy życiorysy wielkich świętych, skoro mamy
poczucie, że i tak nigdy im nie dorównamy? Czy tylko po to, żeby na chwilę
oderwać się od monotonii własnej codzienności i wzruszyć się ich pięknym
życiem, oddanym bez reszty Bogu, podziwiać wyrzeczenia, na które i tak sami
nigdy się nie zdobędziemy, i powzdychać z zazdrością nad ich niezliczonymi
zwycięstwami tam, gdzie my sami odnosimy ciągle porażki? Są takie żywoty
świętych, które bardziej przypominają powieści fantastyczne niż losy człowieka
z krwi i kości. Na szczęście, w przypadku książki Charlotte Grossetête
jest inaczej. Zarówno z okładki, jak i ze wszystkich kart tej opowieści
uśmiecha się do nas oblicze pokryte zmarszczkami, niczym znakami wielkiego
trudu ludzkiego życia, które było wspinaniem się na Kalwarię. Niedługo przed
śmiercią w 1997 roku, Matka Teresa, myśląc o bliskich, którzy już umarli,
wyznała: „Jakże długo trwa zdobywanie Kalwarii, kiedy przyjaciele dotarli tam
wcześniej”.
Tak więc pierwszą odpowiedzią na pytanie „po co?” jest zachęta, by nie ustać w drodze, bo skoro inni doszli do
celu, to i nam się uda, jeśli tylko zaufamy Temu, który nas prowadzi. Jest
jeszcze jeden motyw, dla którego warto sięgać po takie książki, jak Pragnienie
Boga. W lutym 1986 roku odwiedził Kalkutę Jan Paweł II i wówczas, w umieralni
prowadzonej przez Misjonarki Miłości, miała miejsce scena niezwykła, a jednak
tak bardzo prosta, jak zwykłe życie:
„— Ma — szepcze siostra Gertruda do Matki Teresy, tam jest dwóch nietykalnych
chrześcijan, którzy w każdej chwili mogą umrzeć.
-— Chodźmy tam — mówi cicho Matka Teresa, czyniąc papieżowi znak, żeby poszedł
za nią na koniec umieralni. (...)
— Ze śmierci do Życia — szepce Jan Paweł II, zamykając oczy pierwszemu z
bezmiernym szacunkiem.
— Z ciemności do Światła — dodaje Matka Teresa, przykrywając drugiego
nieskalanym prześcieradłem.
Potem papież i zakonnica przez długą chwilę trwają w milczeniu, bezwiednie
przyjmując tę samą pozycję: podbródek ukryty w złączonych dłoniach.
— Czy jest coś, co mógłbym zrobić, żeby przydać się innym chorym, Matko? — pyta Jan Paweł II, kiedy już otworzył oczy.
— Jest pora posiłku, Ojcze Święty. Czy mógłby Ojciec Święty pomóc nam go
roznosić? Ale nie chciałabym nadużywać czasu Ojca Świętego.
— Czas się nie liczy, kiedy człowiek zajmuje się tym, co najważniejsze, Matko”.
Kiedy Matka Teresa stała się już sławna i musiała przemawiać publicznie, nigdy
nie korzystała z kartek. 10 grudnia 1979 roku w Oslo
przyszło jej odebrać Nagrodę Nobla:
„Teraz głos ma laureatka. Matka Teresa z powagą kreśli znak krzyża na swoich
wargach, który zawsze zastępuje jej notatki, gdy musi wygłosić przemówienie.
Niech Jezus natchnie i błogosławi moje słowa — wydaje się mówić ten gest”.
W książce Charlotte Grossetête najcenniejsze są
dla mnie właśnie te najmniejsze i niepozorne gesty i słowa, za którymi kryje
się wielka życiowa mądrość kogoś, kto upominał się o godność każdego bez
wyjątku człowieka — od pierwszej do ostatniej chwili jego istnienia.
Jan Paweł II beatyfikował Matkę Teresę z Kalkuty w 2003 roku, zaledwie pięć lat
po jej śmierci. Teraz, po trzynastu latach, ma zostać kanonizowana. Ale ani
ona, ani ta książka nie są do „podziwiania”, lecz chcą nam pokazać, jak przez
posługę naszym bliźnim codziennie dawać pić spragnionemu miłości Jezusowi. Bo
nieważne, ile mamy w tym życiu do zrobienia, lecz ile do umiłowania.
opr. ab/ab