Rozpoznać prawdę

Osiągnięcie wewnętrznego pokoju jest możliwe, pod warunkiem, że potraktujemy poważnie prawa rządzące życiem duchowym - życiem każdej osoby ludzkiej

Rozpoznać prawdę

Co konkretnie znaczy „szukanie pokoju”? Można go odnaleźć jedynie wówczas, gdy będziemy respektować zasadnicze prawa rządzące naszym życiem, czyli życiem osoby. Okazuje się, że są one bardzo mocne, można powiedzieć nawet, że są tak mocne jak prawa przyrody odnoszące się do materii. Różnica polega jednak na tym, że prawa dotyczące naszego życia osobowego nie działają automatycznie i natychmiast, nie można więc mieć żadnych wątpliwości co do powiązania: przyczyna — skutek, ale działają niejako z opóźnieniem, po czasie, przez co odkrycie powiązania pomiędzy przyczyną a skutkiem wymaga głębszej refleksji.

Na przykład młody człowiek chodzi nieodpowiednio ubrany, bo uważa, że nic mu nie zaszkodzi, ciągłe przeziębienia pojawiają się dopiero później, kiedy organizm zostanie osłabiony. Podobnie, jeżeli na początku wspólnego życia w małżeństwie nie ustawi się właściwie wzajemnych relacji, to stopniowo, kiedy maleje pierwsze zafascynowanie i spontaniczna życzliwość wzajemna, pojawiają się żale i pretensje, że drugi nie jest taki, jaki powinien być. Powstające nieporozumienia mogą trwać przez wiele lat, prowadząc czasem nawet do rozejścia. A wszystko dlatego, że na początku oboje nie zrozumieli swojej odrębności, inności uczuciowej, osobowej, w zakresie wyobraźni, oczekiwań i upodobań  oraz nie porozumieli się odnośnie do wzajemnych relacji, myśląc, że wszystko się samo ułoży.

Ponadto refleksja potrzebna do zrozumienia powiązania pomiędzy przyczynami i skutkami w dziedzinie życia osobowego wymaga odwagi, bo trzeba się w niej skonfrontować z przykrą prawdą o sobie samym, czego nikt z nas nie lubi. W każdym z nas istnieje ogromne pragnienie posiadania dobrego mniemania o sobie. W imię zaspokojenia tego pragnienia jesteśmy gotowi na największe poświęcenia i wyrzeczenia. Jednym ze skrajnych przykładów jest uczestnictwo w sekcie lub, np. w gangu. Za uzyskanie potwierdzenia swojej godności, co w sekcie polega na obietnicy zbawienia i przynależności do grona wybranych, człowiek jest w stanie wyzbyć się własnej wolności, stając się bezwolnym narzędziem w ręku guru. Podobnie w gangu za poczucie bycia kimś, człowiek całkowicie zaprzedaje siebie. Żeby w takiej sytuacji powiedzieć sobie, że wpadłem w szatańskie sidła, trzeba całkowicie przerosnąć własne pragnienia i właściwie jest to równoznaczne ze śmiercią. Niewielu na to stać.

Pierwszym i zasadniczym krokiem na drodze budowania w pokoju swojego życia i życia we wspólnocie jest osobiste odkrycie praw dotyczących tego życia. Wiele z nich jest respektowanych przez tradycyjną kulturę życia. Jeżeli ktoś ją zachowuje, to nawet bez głębszej świadomości samych praw może osiągnąć pokój w swoim życiu. Warunkiem jest zawierzenie mądrości tej tradycji. Jednak dzisiaj, kiedy podważa się wszystkie wartości przekazywane przez tradycję, nie można ich prawdziwie zachowywać w swoim życiu bez uświadomienia ich sobie i autentycznego zaakceptowania.

Warto zdać sobie sprawę, że w XX wieku zaszło zasadnicze załamanie się powszechnie przyjmowanych w Europie wartości. W Polsce mamy słabszą świadomość tego, co się stało, gdyż naszym zasadniczym problemem był komunizm i wytrwałe znoszenie go. Natomiast na Zachodzie rok 1968 był w historii Europy i kultury zachodniej rokiem przełomowym. Może dziwić, że nie czas wojny, ale właśnie rok 1968 w czasie spokoju i względnego dobrobytu. U nas w tym czasie były tak zwane „wydarzenia marcowe”, które łączono z wystąpieniami studenckimi w Paryżu. Tamte jednak miały zupełnie inny sens. W tym roku coś pękło w europejskiej kulturze i dzisiaj jesteśmy spadkobiercami tego pęknięcia. Co to było?

O ile w Europie od czasu Oświecenia byli ludzie niewierzący lub agnostycy, a także nawet ateiści wojujący i całe systemy ateistyczne, zwiększała się liczba ludzi zlaicyzowanych i religijnie obojętnych, to jednak wszyscy ci ludzie bez zastrzeżeń respektowali fundamentalne wartości między innymi zawarte w dekalogu. W 1968 roku dekalog dla ludzi Zachodu przestał być czymś powszechnie przyjmowanym, zostały podważone fundamentalne wartości, na których zbudowana jest cała kultura europejska. To pęknięcie ma ogromne konsekwencje w człowieku i w życiu społecznym. I między innymi Kościół jest dzisiaj w zupełnie innej sytuacji niż przed kilkudziesięciu laty. Nasza sytuacja przypomina sytuację Kościoła w starożytności i to w czasie, gdy Cesarstwo Rzymskie jeszcze nie uważało się za chrześcijańskie. Każdy wierzący musi osobiście wybrać wiarę i nią żyć. Nie jest to łatwe w a-chrześcijańskim a może nawet miejscami anty-chrześcijańskim świecie.

Dzisiaj w Europie potrzeba na powrót odkryć podstawowe prawa rządzące życiem osobowym. Warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że istniejący kryzys zmusza do refleksji, co powinno prowadzić do pogłębienia i oczyszczenia samej wiary. Wychowanie w społeczeństwie wierzących prowadzi często do utożsamienia z wiarą panujących w tym społeczeństwie zwyczajów i tradycji. Kryzys wiary kwestionuje wpierw i przede wszystkim otoczkę wiary, czyli owe zwyczaje i tradycje, a nie samą wiarę. Dlatego uparte, czyli fanatyczne, trzymanie się swojej tradycji i odcinanie się od „złego świata” nie prowadzi do odnowy wiary, ale jest próbą zachowania czegoś, co w nowych warunkach bywa często anachronizmem. Nie jest to jednak prawdziwie chrześcijańska odpowiedź na problemy świata. Fanatyczne trzymanie się tradycji najczęściej prowadzi do zamknięcia, co z kolei grozi zatwardziałością serca. Widzimy taką postawę w Ewangelii u oponentów Pana Jezusa.

Jak odkrywać autentyczne wartości i ich prawdziwy sens? Zderzenie Pana Jezusa z bardzo pobożnymi Żydami, którzy byli gotowi oddać własne życie w obronie Prawa Bożego, pokazuje, jak nie wystarczy po prostu trzymanie się literalnie Prawa i tradycji. Życie bowiem niesie z sobą bogactwo, jakiego żadne prawo nie jest w stanie objąć. Dlatego zawsze trzeba Prawo w jakiś sposób interpretować. Czasem w takiej interpretacji dochodzi wręcz do całkowitego przekręcenia samego sensu Prawa. Pan Jezus nieraz wykazywał to swoim oponentom. Klasycznym przykładem był spór o szabat i jego świętowanie: Czy wolno w szabat uzdrowić, czy nie?

Prawo podaje nam ogólne zasady postępowania, jednak jak i kiedy należy je zastosować w konkretnym przypadku, zależy od oceny samej sytuacji, jej sensu i okoliczności. Spór Pana Jezusa z Żydami o szabat polegał na tym, że Żydzi uważali Pana Jezusa za uzdrowiciela, który w szabat wykonywał swoją pracę i dlatego uważali to za grzech. On jednak domagał się od nich rozpoznania prawdy, że jest posłanym przez Boga Mesjaszem, który właśnie w szabat, dniu „spoczynku w Bogu” przynosi im wyraźne znaki Bożej obecności i Jego działania wyzwalającego od wszelkich przejawów niewoli, do jakich należy, np. choroba. To były owe znaki, których Żydzi się od Jezusa domagali.

Podobnie każdy z nas musi w sumieniu rozpoznać właściwy sens wydarzeń i dopiero w świetle tego sensu stosować normy prawa. Jeżeli nie podejmujemy w swoim sumieniu rozpoznania sensu i prawdy, to znaczy, że jesteśmy bezmyślni, nie realizujemy w sobie swojego powołania do bycia dzieckiem Boga. To jest najgłębsza zdrada siebie samego. Jeżeli nawet działamy pod wpływem źle ukształtowanego sumienia, biorąc je za dobre, to robimy błąd, który może być nawet obiektywnie dużym grzechem, jednak subiektywnie nie zdradzamy siebie, o ile robimy to szczerze. Bóg skoryguje nasze drogi, jeżeli Go autentycznie szukamy:

Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą (Mt 7,7n i 11,9n).

Prawdziwym grzechem jest zdrada prawdy i swojego powołania. Pan Jezus nazywa to grzechem przeciwko Duchowi Świętemu, grzechem, który nie będzie odpuszczony (zob. Mt 12,31).

Niemniej konieczne jest prawidłowe kształtowanie sumienia. Nie jest to łatwe, gdyż istnieje wiele fałszywych dynamizmów wewnętrznych, które się pod sumienie podszywają, np. superego, czy rozmaite fobie, kompleksy, skrupuły, nabyte fałszywe ideały itp. Trzeba chyba przyjąć, że nikt z nas nie ma doskonale ukształtowanego sumienia, każdy musi pracować nad jego dobrym kształtowaniem. Niemniej niewątpliwie niektórzy mają sumienie całkowicie powykrzywiane, a inni jedynie w niewielkim stopniu. Każdy, niezależnie od tego jak daleko postąpił w życiu duchowym, musi uczyć się rozpoznawania prawdy w swoim sumieniu. Nie wystarczy przyjmować gotowe recepty czy to od kogoś, czy stosując przyjęte normy. Wszystko to ma charakter pomocniczy, a rozstrzygający jest głos naszego sumienia. On też musi dla nas być punktem odniesienia i przewodnikiem na drodze poznania prawdy.

W Księdze Syracha czytamy:

Dał im wolną wolę, język i oczy, uszy i serce zdolne do myślenia. Napełnił ich wiedzą i rozumem, o złu i dobru ich pouczył. Położył oko swoje w ich sercu, aby im pokazać wielkość swoich dzieł (Syr 17,6—8).

W Ewangelii Pan Jezus często odwoływał się do tej prawdy:

Dlatego mówię do nich w przypowieściach, że otwartymi oczami nie widzą i otwartymi uszami nie słyszą ani nie rozumieją. Tak spełnia się na nich przepowiednia Izajasza: Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli: i nie nawrócili się, abym ich uzdrowił. Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą (Mt 13,13—16).

Każdy ma w swoim sercu oko, które pozwala mu widzieć. Niemniej nie używamy go często albo wręcz wcale. Nie umiemy patrzeć przez to oko dane nam przez Boga. Dlaczego tak się dzieje? Powodów jest niewątpliwie wiele. Wydaje się, że najczęściej powodem jest to, że zostaliśmy źle ukształtowani. W wychowaniu zazwyczaj chodzi o dopasowanie do przyjmowanych społecznych norm, co przypomina Freudowskie superego, które jednocześnie zagłusza wewnętrzny głos pochodzący od Boga. Potrzeba zatem na nowo go usłyszeć i podjąć. Najczęściej potrzebujemy kogoś, kto nam w tym pomoże: mistrza, który sam odkrył Boże oko w sobie i potrafi innym na nie wskazać. Ponadto, patrząc z zewnątrz, potrafi poradzić, jak mamy żyć. Nie jest dobrym mistrzem ten, który sam nie odkrył tego oka w sobie, a jedynie stara się kształtować kogoś według przyjętego modelu. Niestety dzisiaj istnieje wielu ideologów uważających się za mistrzów.

W życiu duchowym istnieje zasada, że uczeń wybiera mistrza. Uczeń zatem sam musi wyczuć, kto ma charyzmat „mistrza” dla niego. Wyczucie takie zwykle wyrasta z pragnienia osiągnięcia pełni życia przy jednoczesnej świadomości, że nie można samemu o własnych siłach do niego dojść. W pokorze musimy to umieć stwierdzić. Ojcowie Pustyni uważali, że jest to konieczne w życiu duchowym. Doroteusz z Gazy pisał:

Nic bardziej nieszczęśliwego i bezbronnego niż tacy, którzy nie mają nikogo, kto by ich poprowadził po drogach Bożych[1].

Taka świadomość powoduje, że szukamy dla siebie mistrza i modlimy się o niego. Kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą (Mt 7,8). Tak się dzieje, jeżeli szukanie jest autentyczne, a nie jedynie pozorne.

Uczeń musi mieć intuicję odnalezienia prawdziwego mistrza. Zasada wyboru mistrza przez ucznia była także aktualna w relacji uczeń — rabbi. Jedynym wyjątkiem był Rabbi Jezus z Nazaretu, który sam wybierał uczniów. Zasada ta wynika z ogromnej wartości wolności człowieka. Nikomu nie można niczego narzucić, bo jeżeli by coś nie było przez niego w wolności wybrane, to tym samym nie jest w pełni jego decyzją, nie prowadzi do pełnego, ogarniającego całą jego osobę autentycznego zaangażowania, nie prowadzi do przemiany jego serca.

Dawniej w okresie dzieciństwa i młodości rodzice i wychowawcy w pewien sposób odgrywali rolę mistrza przez autorytet, jaki posiadali u dzieci. Dzisiaj rodzice i wychowawcy co najwyżej towarzyszą swoim dzieciom w wieku młodzieńczym. Ich rola jako mistrzów jednak maleje, gdy upadają prawie wszystkie autorytety ludzkie i wali się hierarchia wartości. Sytuacja jest naprawdę trudna. Czasem pozostaje jeszcze wypróbowana kultura życia zachowująca odpowiednią hierarchię wartości, właściwy prządek dnia i kulturę zachowania. W klasztorze benedyktyńskim kładzie się na nią bardzo mocny nacisk. Przyjeżdżający do klasztorów ludzie bardzo to sobie cenią. Ten porządek życia daje człowiekowi dużą siłę do znoszenia istniejącego w świecie chaosu. Każdy jednak musi to dzisiaj sam dla siebie na nowo odkryć.

To, co wydaje się nam dzisiaj w sposób szczególny przeszkadzać nie tylko w odnajdywaniu prawdziwego pokoju, ale w ogóle w duchowym postępie chrześcijan, to istniejące w nas rozszczepienie, swoista „schizofrenia” polegająca na tym, że co innego przyjmujemy naszym rozumem jako mądre i dobre, a w życiu kierujemy się naprawdę czymś innym. Istnieje w nas pęknięcie pomiędzy myślą i egzystencją. Niestety najczęściej nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, a co gorsza nie potrafimy powiązać ze sobą tego, czego doświadczamy z wyborami, jakie podjęliśmy, bo przy istniejącej „schizofrenii” podejmujemy je właściwie nieświadomie. Rozdarcie pomiędzy wyborami ideowymi, a faktycznymi decyzjami istnieje już w odniesieni do zwykłej higieny życia. Jednak szczególnie tragiczne skutki przynosi ono w wymiarze religijnym i egzystencjalnym.

Wielu chrześcijan-katolików „nie ma czasu na modlitwę poranną”. Kiedy jednak zmierzymy, ile czasu zajmuje nam spokojne i świadome odmówienie Modlitwy Pańskiej i jeszcze jakiejś modlitwy, to okazuje się, że jest to minuta lub półtorej. Jak można to pogodzić z twierdzeniem, że w naszym życiu najważniejszy jest Bóg!? Podobnie jest z „brakiem czasu” na niedzielną Mszę Świętą, na czytanie Pisma Świętego. Te fakty wskazują na głęboki wewnętrzny problem istniejący w nas, na duchową schizofrenię, która powoduje, że to co najważniejsze de facto zostaje odsunięte w życiu na margines. Ta „schizofrenia” jest w nas głęboko zakorzeniona od samego dzieciństwa. Klasycznym przykładem jest uczenie dziecka, aby nie kłamało przy jednoczesnym zaprzeczeniu tej zasadzie przez rodziców w konkretnej sytuacji. Rodzicom nie wypada pochwalać kłamstwa, ale nie ma to nic wspólnego z tym, co robią.

Najbardziej przerażające jest to, że nie uczymy się na własnych błędach, ale uparcie bronimy swojej niewinności, obwiniając jednocześnie cały świat, a ostatecznie samego Pana Boga za brak sprawiedliwości i uczciwości.

 

Włodzimierz Zatorski OSB, Ład i pokój, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC



[1] Doroteusz z Gazy, Pisma ascetyczne, Kraków 2010, 61.

opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama