Wakacyjne poszukiwania

Jak szukać Boga, żeby go znaleźć?

Przyzwyczailiśmy się wolą Bożą nazywać wydarzenia bolesne, trudne, niezrozumiałe. Woli Bożej przypisujemy nieszczęścia, katastrofy, kataklizmy... Sadzamy Boga na ławie oskarżonych, często obwiniając Go za wszelkie zło, które nam doskwiera. Nawet, jeśli, nie uważamy Go za sprawcę zła, mamy pretensje, że do niego dopuścił. Czy jest sens, aby zachęcać kogoś do szukania Boga.? Czy jest sens namawiać kogokolwiek, aby poświęcał swój czas na znajdowanie i wypełnianie woli Bożej, jeśli kojarzymy ją tylko z nieszczęściem.?

Trudno będzie przy takim schematycznym myśleniu uwierzyć, że Boża wola, to Boże pragnienie pełnej realizacji twojego, mojego powołania. Powołanie, zaś niezależnie od formy i sposobu, w jaki będzie realizowane, mamy wszyscy jedno. To powołanie i wezwanie do osiągnięcia pełni naszego człowieczeństwa, czyli do pełni radości i świętości.

Ponownie - przyzwyczajenie podsuwa nam pojęcie świętości jako coś odległego, zastrzeżonego dla nielicznych wybranych, a zupełnie niedostępnego dla przeciętnego, zwyczajnego człowieka. Być może zaskoczy nas, że szukanie, znajdowanie i miłowanie Boga i Jego woli we wszystkim, jest zaproszeniem skierowanym do wszystkich bez wyjątku. Bóg nieraz na kartach Pisma Świętego zapewnia, że pragnie być poszukiwany i poznawany. Sam wychodzi naprzeciw szukającemu Go człowiekowi i czeka na każdego z nas.

W gorączce codziennych spraw do załatwienia, czasem trudnych relacji z otaczającymi nas ludźmi, odsuwamy drzemiącą w nas potrzebę szukania i spotkania z Bogiem na później, na bardziej sprzyjający czas, warunki. Jednocześnie lękamy się takiego poszukiwania i spotkania. Lękamy się, zapominając, że Bóg jest Miłującym Ojcem. Zdarza się też, że wtedy, gdy najbardziej potrzebujemy kontaktu z Nim - nie jesteśmy w stanie rozpoznać Jego działania i obecności. Często przeszkadzają nam w tym nasze wyobrażenia, oczekiwania, obawy i zranienia z przeszłości.

Bóg zapraszając do poszukiwań — zaprasza jednocześnie do tego abyśmy, zbliżając się do Niego, coraz bardziej poznawali siebie i siebie samych pod wpływem tych spotkań przemieniali. Dzięki temu będziemy coraz bardziej zdolni do patrzenia na otaczający nas świat, wydarzenia, ludzi Jego spojrzeniem. Łatwiej będziemy umieli odczytać, do czego poprzez dane wydarzenie jesteśmy zapraszani, czego Bóg od nas oczekuje, co powinniśmy uczynić a z czym się powstrzymać.

Św. Ignacy z Loyoli często przypominał „powinniśmy znajdować Boga we wszystkich rzeczach”. To widzenie Bożej obecności w życiu codziennym nie oznacza jakichś specjalnych „wizji” czy stanów ekstazy. Chodzi w nich o wewnętrzne przylgnięcie do Jezusa, zjednoczenie z nim otwarte na światło Ducha Świętego. To światło Ducha udziela się każdemu z nas i od nas zależy, na ile pozwolimy się Mu przeniknąć i prowadzić. Św. Wincenty Pallotti — zachęcał : Szukaj Boga a znajdziesz Go. Szukaj Boga we wszystkim a znajdziesz go wszędzie. Szukaj Boga w każdym czasie. A znajdziesz Go zawsze.

Zaproszeni do twórczego współudziału w trwającym dziele stwarzania, w przybliżaniu Królestwa Bożego, co roku, młodzi i starsi, oczekujemy z niecierpliwością czasu odpoczynku i wakacji. Niezależnie od tego, na jak długi czas wakacyjnego urlopu możemy liczyć, każdy pragnie, aby ten wypoczynek był czymś specjalnym i niepowtarzalnym.

Część z nas zaplanowała być może na ten czas udział w rekolekcjach, pielgrzymki do bardziej lub mniej znanych sanktuariów. Część spędzi swoje wakacje w egzotycznych zakątkach świata. Jeszcze inni będą wędrować po kraju, lub zaszyją się, w tylko sobie znanym, zakątku leśnej głuszy.

W ostatnim tygodniu przed rozpoczynającymi się wakacjami wśród wezwań w modlitwie wiernych często można było usłyszeć prośbę, aby dzieci, młodzież nie zapomnieli w okresie wakacji o Bogu. To modlitewne wezwanie nasuwa pytanie, na ile my potrafimy odnaleźć Boga, obecnego w świecie, przenikającego wszystko, na ile szukamy Jego obecności i potrafimy ją odnaleźć. Na ile znajdując ślady Stwórcy w otaczającym nas świecie potrafimy na wzór pieśni trzech młodzieńców chwalić i błogosławić Boga. Na ile też do nas samych można odnieść pytanie „Adamie, gdzie jesteś”?

Bóg zachęca nas do takich poszukiwań, pragnie spotkać się z nami, pragnie nas obdarować, czymś najcenniejszym — swoja obecnością. Tylko pozostając w łączności z Nim, będziemy potrafili właściwie odczytywać i wypełniać nasze zadania.

Często poprzez nasze wyobrażenia i przyzwyczajenia w pewien sposób ograniczamy osobiste spotkania z Bogiem do udziału we Mszy świętej, do czasu modlitwy porannej lub wieczornej. Zapominamy wtedy, że w tym życiu jesteśmy wciąż w drodze do Ojca, i że w tej drodze Bóg stale wychodzi każdemu z nas naprzeciw. Inicjatorem i dawcą tych spotkań jest On. Od naszej gotowości, otwartości i czujności zależy czy do takiego spotkania dojdzie, czy też nie.

Szukając jedynie spełnienia własnych oczekiwań, także tych odnośnie życia duchowego i religijnego możemy nie dostrzec Boga działającego w naszej codzienności. Nie trudno wtedy będzie usłyszeć, że ktoś szukał Boga, ale nigdzie Go nie znalazł, że modlił się, ale Pan Bóg na jego modlitwy nie odpowiedział. Dość trudno będzie takiej osobie uwierzyć, że szukała nie Boga, ale siebie; że nie modliła się o poznanie woli Boga, ale o to by Bóg był „narzędziem” do spełniania jej życzeń. W dramatach i tragediach, których jesteśmy świadkami, lub, które dotyczą nas samych często przysłaniamy Boże działanie i obecność koncentracją na sobie samych i gotowi jesteśmy wtedy stwierdzić, że Boga nie ma.

Choć nie istnieje, żadna gotowa szczegółowa recepta, której zastosowanie może każdorazowo doprowadzić nas do spotkania ze Stwórcą, to dzięki doświadczeniu tych, którzy byli bardziej otwarci na szukanie Boga niż siebie, wiemy, że aby do spotkania doszło muszą być spełnione pewne warunki. Do najważniejszych należą cisza i samotność. Być może właśnie okres tegorocznych wakacji, będzie dla niektórych z nas czasem, kiedy na nowo odkryjemy radość i pokój płynącą ze spotkania z Nieogarnionym.

Mówiąc o ciszy nie mam na myśli braku jakichkolwiek dźwięków. Podobnie samotność nie jest równoznaczna z poczuciem osamotnienia czy opuszczenia. Z jednej strony marzymy o ciszy, a z drugiej dajemy się przenikać natłokowi często zbędnych informacji, otaczamy się hałaśliwą muzyką, nie potrafimy zachować kilku minut milczenia. Z własnego doświadczenia wiemy, że często, kiedy ogarnia nas naturalna cisza nie zagłuszona sztucznymi dźwiękami stajemy się w pierwszej chwili niespokojni. Pojawiają się w nas pytania, z którymi albo obawiamy się zmierzyć; albo też udzielamy sobie na nie gotowych często nieprawdziwych odpowiedzi, usłyszanych czy przeczytanych. Może warto pamiętać w takich momentach, że słowami, jakimi najczęściej Bóg zaczyna w ciszy mówić do nas są: „Nie lękaj się. Nie bój się”. On wie, że choć w swej istocie pragniemy spotkania, to jednocześnie obawiamy się go. Nie ma w nas jeszcze wolności, która sprawia, że rzeczywiście wchodzimy z Nim w relację.

Dlatego, tak często na początek, Bóg przemawia do nas poprzez zaskakujące piękno krajobrazu, bogactwo roślin, zjawiska pogodowe, symfonię dźwięków natury. W takich momentach, zatrzymujemy się i milkniemy. Czujemy w sercu, że w jakiś tajemniczy sposób dotykamy granicy transcendencji. Jednocześnie, w takich chwilach poznajemy, czym faktycznie jest samotność. Być samotnym przed Nim, to, choć na chwilę odsunąć od siebie to wszystko, co nas angażuje gdzie indziej, sprawy, ludzi, konflikty. Odkrywając własną samotność odczuwamy jednocześnie obecność Boga, Ducha Świętego w nas.

Dopiero zatrzymując się w wewnętrznej ciszy i samotności, przestajemy uciekać przed Bogiem, przed sobą i przed fundamentalnymi pytaniami o to, kim jesteśmy, jaki jest cel naszego istnienia tu i teraz, co możemy i co powinniśmy z naszym życiem uczynić.

To przeżyte doświadczenie ciszy i samotności przed Bogiem, doświadczenie pierwszej rozmowy, modlitwy i kontemplacji jest niejako wprowadzeniem do odszukiwania i rozpoznawania Boga w coraz szerszym kontekście wydarzeń, nie zawsze pięknych i łatwych do zaakceptowania, a często szarych i wydawałoby się przyziemnych. Te kolejne etapy poznawania Boga i siebie można przyrównać w skali trudności i wymogu zaangażowania do kolejnych etapów rozwoju człowieka od okresu niemowlęctwa do dojrzałości.

Myślę, że część z czytających te słowa pamięta, a może tylko słyszało o dziecięcej grze w podchody. Jej istotą, było prawidłowe odczytywanie przez jedną grupę zostawionych wcześniej przez innych znaków, wskazówek, wykonywanie rozmaitych o różnym stopniu trudności zadań. Podejmując próby rozpoznawania działania Boga w naszym życiu, podobnie jak w podchodach staramy się odszukać wskazówki i znaki pozostawione specjalnie dla nas. Właściwe ich odczytanie, wykorzystanie i zastosowanie pozwala na bezpieczne poruszanie się na wąskich ścieżkach nawet w ciemnościach nocy i ostatecznie osiągnięcie zamierzonego celu. Dość podobnie, choć nie tak samo, Bóg zaprasza nas do rozpoczęcia poszukiwań i odczytywania Jego zaproszenia i wskazówek w otaczającej nas rzeczywistości. W naszym konkretnym tu i teraz. W naszej wakacyjnej teraźniejszości.

Odczytywanie znaków nie zawsze jest łatwe i proste. Pomyłkowe odczytanie wskazówek, próby pójścia na skróty opóźniało a czasem bardzo utrudniało dotarcie do celu. Niemniej stanowiło dodatkowe doświadczenie i naukę na przyszłość dla danej osoby jak i tych, którzy naśladując ją, starali się nie popełnić takich samych błędów. W naszym życiu duchowym te odczytywanie znaków, to rozeznawanie duchowe. Dzięki niemu stopniowo uczymy się odróżniać to, co pochodzi od Boga, od tego, co jest jedynie naszym pragnieniem lub podszeptem nieprzyjaciela. Tym samym coraz częściej i w coraz pełniejszym świetle zaczynamy znajdywać Boga we wszystkim co nas otacza i czym żyjemy.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama