Bóg w Trójcy Jedyny zawsze był jeden, ale nigdy sam. On kocha relacje! Sam jest w relacji i ma do nich słabość.
Zanurzmy się w opis stworzenia raz jeszcze. Jest tam przecież tak wiele do odkrycia. Może nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele. Bóg niecierpliwi się i chce już na samym początku powiedzieć człowiekowi tyle o sobie, już od początku chce się objawić. Jakby chciał powiedzieć: „Najpierw poznaj mnie! To absolutna podstawa! Jeśli poznasz mnie, wszystko inne ułoży się w całość”. Kiedyś usłyszałam wypowiedź pewnego rabina, która niesłychanie mnie poruszyła. Bardzo spokojnie, ze smutkiem w oczach mówił: „Błogosławiona jest ludzka niewiedza, brak dociekliwości i brak cierpliwości. Dzięki temu oprócz Tory Bóg zesłał człowiekowi proroków i inne pisma. Gdyby człowiek zatrzymał się nad Pięcioksięgiem wystarczająco długo, poznałby Stwórcę i Jego drogi, tak że Najwyższy nie musiałby mówić przez proroków i w Pismach”. Cenne spostrzeżenie, charakterystyczne dla wrażliwości człowieka, który całe swoje życie poświęcił studiowaniu Słowa Najwyższego. Nawet patrząc na Pięcioksiąg z perspektywy Nowego Testamentu, możemy przyznać mu rację. Tu kryje się o wiele więcej, niż przypuszczamy. Tu kryje się cały, nieskończony i nieogarniony Bóg. Na tym właśnie polega wyjątkowość Słowa Bożego, ono może zmieścić w sobie o wiele więcej, niż nam się wydaje, może ukryć w sobie to, co nieograniczone, ono może wykonać pracę, której żadne ludzkie siły by nie podołały. To jest Boże dawar, czyli słowo, które przekracza nas wszystkich, a jednocześnie daje się nam w całej swojej bezbronności i pozwala, by wypowiadały je ludzkie usta.
Co jeszcze mówi nam o sobie Bóg na początku słów skierowanych do człowieka? Posłuchajmy: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam” (Rdz 1, 26). Tak, wiemy już o podobieństwie, które jest świadectwem szczególnej relacji rodzicielskiej, która łączy człowieka i jego Stwórcę, ale tu kryje się coś jeszcze! Dlaczego Bóg mówi w liczbie mnogiej? Z kim prowadzi dialog? Wiemy, że Bóg jest jeden, o czym świadczy więc ta liczba mnoga? Różnie tłumaczono ów werset. Niektórzy widzieli w nim uroczysty zwrot władcy, który mówiąc o sobie w liczbie mnogiej, podkreśla swoją wielkość i dostojeństwo. Jednak język biblijny nigdzie indziej nie wyraża w ten sposób powagi mówiącego. Przecież to nie jedyne słowa, jakie wypowiada Bóg na kartach Pisma Świętego. Ale tylko to konkretne wyrażenie padające z Jego ust zawiera liczbę mnogą. Inni próbowali tłumaczyć ową zagadkę poprzez odwołanie się do chórów anielskich, z którymi miałby naradzać się Bóg. Jednak i to wydaje się interpretacją naciąganą. „Uczyńmy”, „Nasz obraz”? Czyli to aniołowie stwarzają? Człowiek jest stworzony także na ich podobieństwo? Kolejny wers wyklucza taką interpretację: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył” (Rdz 1, 27). Czarno na białym widać, kto stworzył i na czyj obraz.
Tak, zbliżamy się do wielkiej tajemnicy, która, mimo że patrzymy z perspektywy Nowego Testamentu, jest nie do zgłębienia przez nasze ograniczone rozumy. Bóg jest jeden, ale nie sam! Dotykamy prawdy o Trójcy Świętej. Nie było czasu, nie było momentu, w którym byłby sam Ojciec, a nie byłoby Syna i Ducha, ani kiedy byłby sam Duch i nie byłoby Ojca i Syna, ani też czasu, kiedy byłby sam Syn bez Ojca i Ducha. Oni byli, są i będą zawsze razem! To cudowne i niesamowite, bo Bóg zawsze był Ojcem! Zanim począł świat, już był Ojcem! Bóg w swojej najgłębszej istocie jest Ojcem, to należy do Jego niezmiennej natury. Od zawsze Ojciec! To naprawdę Dobra Nowina!
Ten przedziwny wewnętrzny dialog Boga pokazuje, że nie jest On sam, że jest w relacji, że ta relacja jest w Nim, że On jest relacją. Możemy spędzić całe życie na rozważaniach o Trójcy Świętej, ale i tak nie wyjaśnimy tego fenomenu, że Bóg jest jeden, ale jest Ojcem i Synem, i Duchem. Chciałoby się powiedzieć: wyższa szkoła jazdy! Wiedza dla wtajemniczonych i dla wysoko stojących w rozwoju duchowym. Ale tak nie jest. Bóg nie dozuje prawdy o sobie, tak jak my byśmy to zrobili - od najłatwiejszych prawd do tych nie do ogarnięcia. On kieruje się inną pedagogią. Traktuje nas jak rozsądny rodzic swoje małe dziecko. Mówi do niego całymi zdaniami, mimo że malec nic z tego nie wie. Nie uczy go odmiany czasowników i rzeczowników poprzez tłumaczenie mu prawideł gramatycznych. Po prostu rzuca go na głęboką wodę złożoności językowej.
Prawda o trójjedyności Boga wydaje się tą z wyższej półki, a jednak pojawia się na samym początku drogi poznania Boga. On nie zataja tego, kim jest i jaki jest, dlatego że czytający nie są w stanie zgłębić tajemnicy Trójcy. Gdyby tak było, nie mógłby się w ogóle przedstawić i wkroczyć w życie człowieka, który swoim rozumem i sercem nie da rady — nawet przy wielkich wysiłkach i szczerych chęciach — Go objąć.
Jednak w tym, co mówi o sobie, jest coś, co nas do Niego przybliża, co pozwala w jakiś bardzo delikatny sposób zrozumieć część prawdy o Nim. Zawsze był jeden, ale nigdy sam. On kocha relacje! Sam jest w relacji i ma do nich słabość. Związek Osób w Trójcy Świętej jest doskonały i w zupełności wystarczający, a jednak Bóg chce więcej! Jego miłość jest nieskończona i nigdy nie ma dość relacji. To popycha Boga do aktu stworzenia. On chce się związać w wyjątkowy sposób ze stworzeniem, chce być mu Ojcem. Nie przeszkadza Mu, że grzesznik będzie Jego wizerunkiem, że będzie w nim Jego podobieństwo. Do tego jest zdolny tylko szalenie kochający Bóg. Znamy na pewno przypadki z naszych rodzin, z naszego otoczenia, gdy jakiś wybór życiowy, jakaś decyzja sprawiają, że rodzina odwraca się od swojego członka, że znajomi zapominają o swoim przyjacielu. Bóg taki nie jest! On wiedział, że skłamiesz, zamordujesz, ukradniesz, będziesz cudzołożył, dokonasz przekrętów finansowych, porzucisz kapłaństwo, wejdziesz w nieuczciwe układy. To jednak nie powstrzymało Go przed odciśnięciem na tobie pieczęci podobieństwa. On nie ma z tym problemu, że jesteś Jego dzieckiem i wszyscy o tym wiedzą, bo jesteś do Niego podobny. To ty możesz mieć z tym problem, ludzie wokół ciebie, ale nie On.
|
fragment pochodzi z książki:
Maria Miduch BIOGRAFIA BOGA OJCA
|
Pewien stary Żyd opowiadał mi kiedyś o swoim spotkaniu z Jezusem we śnie. Mówił, że Jezus patrzył na niego z potęgą i mocą, i widział wszystko w jego życiu: każdy grzech, każdy upadek, każde zwątpienie. Widział bardzo wyraźnie, nic nie zdołało się przed Nim ukryć, ale to zupełnie nie było ważne! Bo On patrzył z miłością i ta miłość była najważniejsza. Bóg, patrząc na swoje dzieci, widzi ich słabość, ale to Jego pokrewieństwo z nimi jest najważniejsze.
Boże pragnienie relacji rodzicielskiej wypływa z samej natury Boga. Jest niezgłębialne, ale możemy dostrzec skutki Jego działania. Bóg staje się Ojcem dla świata, Ojcem dla człowieka. który nosi w sobie podobieństwo - zabrudzone przez grzech, ale ciągle podobieństwo — do Tego, Kto go powołał do życia. Boże pragnienie bliskości, takiej szczególnej, jaką dają więzi rodzinne, nie kończy się wraz ze stworzeniem. To, co ma miejsce na początku czasów, jest wstępem do tego, co ma nastąpić, co zostaje zapowiedziane już na samym początku, delikatnie, subtelnie, ale jednak.