„Przystąpcie bliżej do Boga, to i On zbliży się do was” - pisał w swoim liście św. Jakub (Jk 4,8). Wielki Post daje ku temu dobrą sposobność. Warto przeżyć go jako czas upragniony i czas zbawienia.
„Łaska, która jest dla mnie w tej godzinie, nie powtórzy się w godzinie drugiej. Będzie mi dana w godzinie drugiej, ale już nie ta sama. Czas przechodzi, a nigdy nie wraca” - pisała w swoim Dzienniczku św. s. Faustyna. Te słowa można odnieść także do okresu między Popielcem a Wielkanocą. Zazwyczaj patrzymy na niego przez pryzmat pokutnych nabożeństw, rekolekcji i wyrzeczeń. Kojarzymy go z fioletem w liturgii, melodią Gorzkich żali i krzyżem, a także z zachętą do modlitwy, jałmużny i postu. To wszystko jest dobre i piękne, ale nie wystarczy. Wielki Post warto bowiem zacząć nie tylko od posypania głowy popiołem, ale też od skierowania swego wzroku i serca na Jezusa. To jest potrzebne, bo w codzienności bywamy skupieni wyłącznie na pracy, obowiązkach i problemach. Nierzadko brakuje nam czasu nawet na krótką modlitwę. Dlatego najpierw musimy spojrzeć na Chrystusa. Jak? Na przykład przez pryzmat Jego męki i słowa Bożego, które o niej mówi. Mamy patrzeć na Jezusa, aby Go poznać, aby zobaczyć, jak bardzo nas kocha, aby w Nim odnaleźć swoją tożsamość. Dopiero takie „zanurzenie” w Jezusie może doprowadzić do gotowości do przemiany życia. Jeśli Chrystusa nie poznamy, nie spotkamy, nie doświadczymy i nie uwierzymy w Niego, to też nie zrozumiemy, po co nam nawrócenie i pokuta i po co mamy iść na Mszę św., Drogę krzyżową czy Gorzkie żale.
Obojętni i głusi
W poznawaniu Jezusa, w zatrzymaniu się na Jego męce, z pewnością pomogą nam wszystkie cztery Ewangelie, Pieśń o Słudze Pańskim (Księga Izajasza, rozdz. 52-53), Psalm 22 czy fragment z Księgi Mądrości (Mdr 2,1a.12-2). Czytajmy słowo Boże, które najwierniej opowiada o tym, co Jezus uczynił z miłości do każdego z nas. Nie powtarzajmy, że już to słyszeliśmy, że znamy to nawet na pamięć. Czy jednak przyjęliśmy to do siebie? Czy przejęliśmy się tym, co Jezus uczynił każdemu z nas? Gdyby tak było, nie mielibyśmy wątpliwości, po co iść do kościoła, czemu powinniśmy się nawracać i nie grzeszyć i do czego są nam potrzebne sakramenty.
Sens męki Jezusa i jej wartość ciągle do nas nie docierają. Zapominamy, że ofiara złożona przez Chrystusa w sposób bezkrwawy uobecnia się na każdej Mszy św. Z obojętnością podchodzimy do faktu, że z przebitego serca naszego Pana wypłynęły krew i woda, że stąd wzięły początek sakramenty Kościoła. Czy jeszcze zauważamy w nich obecnego i działającego Jezusa?
Wyryci na dłoniach
Chrystus chce, byśmy rozważali Jego mękę, prosił o to m.in. św. s. Faustynę. „Jedna godzina rozważania mojej bolesnej męki większą zasługę ma aniżeli cały rok biczowania się aż do krwi; rozważanie moich bolesnych ran jest dla ciebie z wielkim pożytkiem, a mnie sprawia wielką radość” (Dz. 369) - mówił apostołce swego miłosierdzia. Podkreślał też, że mało jest dusz, które rozważają Jego mękę z prawdziwym uczuciem. Zaznaczył, że najwięcej łask udziela tym, którzy robią to pobożnie (por. Dz. 737).
Rozważanie męki Jezusa przymnaża nam wiary, rozpala miłość ku Niemu i napełnia nadzieją oraz ufnością w miłosierdzie Boże. Dodatkowo pomaga poznać i zrozumieć, że jesteśmy kochani przez Chrystusa i cenni w Jego oczach. Nasza wartość wypływa z tego, że zostaliśmy odkupieni Krwią Jezusa. Co czujesz, gdy słyszysz: „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie. Oto wyryłem cię na obu dłoniach, twe mury są ustawicznie przede Mną” (Iz 49,15-16).
Co nas przekona?
Jakże mocno brzmią słowa Jezusa, który wyznał s. Faustynie: „Córko Moja, rozważaj często cierpienia Moje, które dla ciebie poniosłem, a nic ci się wielkim nie wyda, co ty cierpisz dla Mnie. Najwięcej Mi się podobasz, kiedy rozważasz Moją bolesną mękę; łącz swoje małe cierpienia z Moją bolesną męką, aby miały wartość nieskończoną przed Moim majestatem” (Dz. 1512).
Św. Magdalena de Pazzi, włoska karmelitanka, usłyszała kiedyś od Zbawiciela: „Kto w piątek, zwracając uwagę na godzinę Mojego skonania na Krzyżu, odprawi Drogę krzyżową, otrzyma szczególne łaski od Mojego Ducha, którego w owej chwili oddałem... Kto dłuższy czas codziennie odprawia Drogę krzyżową, może zbawić całą parafię”.
Jeśli o miłości Boga do ludzi nie przekonuje nas Męka Jezusa, to co innego nas do niej przekona? Co byśmy powiedzieli, gdyby dziś, teraz, stanął przed nami ubiczowany i cierniem ukoronowany Jezus? Bóg jest dobry, kocha ciebie i mnie. On zrobił dla nas wszystko, co mógł. Dał nam życie, swoją miłość, Jezusa i Maryję oraz szansę na wieczność w niebie. Takie dary wołają o konkretną odpowiedź. Szukajmy Chrystusa, bo On pozwala się odnaleźć. On żyje, kocha i działa, nawet jeśli świat mówi zupełnie inaczej.
Ciężej nie znaczy lepiej
Rozmowa z ks. Jakubem Wąsowskim, wikariuszem parafii św. Stanisława BM w Rossoszu
Dlaczego warto robić postanowienia na Wielki Post? Po co nam taka praktyka?
Czas Wielkiego Postu jest dla nas szansą. Pojawia się bowiem sposobność, aby z Jezusem przejść drogę, która prowadzi do głębi naszego serca. W trakcie tej drogi odkrywamy jednocześnie Bożą obecność w nas, a także jej brak oraz to, że jeszcze nie jesteśmy wystarczająco blisko Jezusa. Postanowienia wielkopostne są pomocą, aby na tej drodze poruszać się skutecznie i do celu. Przeżywanie oczekiwania na Wielkanoc nie jest tylko czasem zasmucenia, zmiany nastroju, ale konkretnej pracy duchowej, konkretnych wydarzeń w naszej relacji z Panem Jezusem. Postanowienia powinny wynikać przede wszystkim z naszej tęsknoty za Nim. Jeśli tego nie uwzględniają, mogą okazać się tylko jakąś praktyką samodoskonalenia i, co gorsza, bezsensownego zadawania sobie trudu. Mówiąc konkretnie: można zrobić sobie przerwę od słodyczy, ale warto przeżyć to w duchu ofiarowania Panu Bogu. Podobnie ograniczenie czasu poświęcanego na rozrywkę z pewnością będzie owocne duchowo, gdy w jej miejsce pojawi się czas przeznaczony na budowanie relacji z Jezusem. Możemy się zadziwić, jak praktyki pozornie niezwiązane bezpośrednio z oddawaniem chwały Panu Bogu mogą być doskonałym sposobem na zbliżenie się do Niego (Mt 25,31-46).
Czym powinniśmy kierować się w ich podejmowaniu?
Każdy przeżywa pewnie jakiś zawód sobą z powodu nieudolności w realizowaniu postanowień w Wielkim Poście. Może to świadczyć o tym, że najzwyczajniej w świecie za wysoko zawiesiliśmy poprzeczkę. Myślę, że na starcie warto uświadomić sobie, że postanowienia to nie trening sportowy i ciężej nie znaczy lepiej. Może być też tak, że nasza determinacja oraz konsekwencja w realizacji postanowień są bardzo marne. Warto pomyśleć o tym zawczasu. Po pierwsze: postanowienia, które są wymyślone w ostatniej chwili, np. w Środę Popielcową rano, nie będą w nas tak mocno zakorzenione jak te, które były w naszej głowie już tydzień wcześniej, na których realizację czekaliśmy. Ponadto warto postanowienia przemodlić, czyli najzwyczajniej w świecie przedstawić Jezusowi. Gdy na modlitwie pragniemy dać naszemu Panu słowo, że coś będziemy starać się dla Niego realizować, warto także robić potem z tego rachunek sumienia.
Jak reagować, gdy nie udaje się nam ich spełniać? Czy to może być jakiś sygnał dla nas…
Myślę, że nie warto naszych postanowień dogmatyzować. Jeśli zamierzaliśmy coś zrobić, np. codziennie modlić się przez określony czas, ale pojawiły się problemy w pracy czy domu i postanowione modlitwy musielibyśmy odmawiać codziennie kosztem snu, to pewnie warto dokonać rewizji takiego postanowienia. Należy to przemyśleć tym bardziej, jeśli zamiast wzrostu duchowego obserwujemy u siebie narastające frustrację i złość, a od Jezusa wewnętrznie się oddalamy, bo czujemy niechęć do całej religijności. Nasze postanowienia będą wtedy miłą ofiarą dla Boga, jeśli wraz z wysiłkiem ofiarujemy Mu nasze serce, bo jako zewnętrzna praktyka same w sobie mogą okazać się puste.
Dziękuję za rozmowę.
Echo Katolickie 8/2023