Żeby nie naruszyć kruchej więzi, czyli o modlitwie małżonków

Fragmenty książki "Miłość, Przyjaźń, Modlitwa, czyli wszystko co najważniejsze"

Żeby nie naruszyć kruchej więzi, czyli o modlitwie małżonków

o. Mirosław Pilśniak OP

Miłość, Przyjaźń, Modlitwa, czyli wszystko co najważniejsze

Redakcja

Elżbieta Konderak

Nihil obstat

Polska Prowincja Dominikanów

o. Maciej Zięba, Prowincjał

Reg. Prow. Nr 562/04, Warszawa, 15 XI 2004

Copyright © by LIST

Kraków 2004

ISBN 83-913496-7-5



żeby nie naruszyć

kruchej więzi

czyli o wspólnej modlitwie małżonków

 

czy małżonkowie powinni się modlić wspólnie?

Początek wspólnego życia jest dla małżonków dobrą okazją do tego, żeby określili sobie jakiś rytuał modlitw, które mogliby wspólnie celebrować. Niekiedy modlitwą małżeńską jest odmawianie jutrzni przed wyjściem do pracy albo nieszporów po kolacji. Zdarza się, że osoby, które wcześniej, będąc wjakichś religijnych ruchach, na przykład w Odnowie w Duchu Świętym, praktykowały modlenie się na głos w obecności innych osób, przenoszą do swojego małżeństwa modlitwę improwizowaną.

Praktyka wspólnej modlitwy małżonków ma mnóstwo zalet, ponieważ wnosi wymiar wiary na forum wspólne. Osobista wiara staje się czymś aktualnym, istotnym dla obojga małżonków; jest punktem odniesienia dla wzajemnych decyzji, dla trwania w wierności i miłości.

czasem trudno modlić się wspólnie

Oczywiście, taka modlitwa sprawia wiele trudności, z różnych powodów. Wciągnięci w wir zajęć zawsze znajdziemy jakiś pilny powód, dla którego musimy przesunąć modlitwę. Nie umiemy się wspólnie modlić, gdy przeszkadza nam jakiś hałas, także ten wywoływany przez dzieci, które jeszcze nie potrafią uczestniczyć w modlitwie.

Są jednak sytuacje, w których nasza osobista modlitwa przechodzi różne kryzysy, tzn. nasze rozumienie Boga, zależne od indywidualnej historii życia, zmienia się, wyrastamy z jednej formy zwracania się do Niego i szukamy innej, bardziej nam odpowiadającej. Kiedy spotykają się dwie osoby, z których każda idzie przecież własną drogą i ma własne tempo zbliżania się do Boga, wtedy trudność jednej z nich nakłada się na współmałżonka. Modlitwa jednej osoby może nieść i wspierać tę drugą, ale tylko wtedy, jeśli współmałżonek jest rzeczywiście postrzegany jako ktoś bliski, kto może nas wesprzeć albo zastąpić.

Jeżeli małżonkowie w danym momencie przeżywają kryzys więzi (a to jest doświadczenie, które zwykle trwa długo) ich sposób bycia ze sobą wymaga pogłębienia, odnowy, pracy nad wzajemną relacją, wówczas nie jest łatwo przyznać się przed drugą osobą, że modlitwa sprawia trudność, że nie potrafimy i nie chcemy się tak modlić. Czujemy się zawstydzeni modlitwą tej drugiej osoby, bo w tym momencie nie ufamy jej w pełni. Ciężko jest również powiedzieć: „Potrzebuję teraz twojej modlitwy, bo ja nie potrafię się modlić”, albo: „Sposób, w jaki się modliliśmy, krępuje mnie, nie wyraża wpełni tego, jaki dzisiaj jestem wobec Pana Boga”. Ponieważ trudno jest się wtedy modlić spontanicznie, warto wykorzystać Liturgię Godzin. Jutrznią i nieszporami możemy się modlić w każdej sytuacji życiowej.

Podobnie jest z modlitwą wspólną rodziców i dzieci, która też przechodzi różne etapy. Dzieci mają głęboki i naturalny kontakt z Bogiem i chcą się modlić z rodzicami. Jednak kiedy są w konflikcie z rodzicami, uciekają od wspólnej modlitwy, bo w danym momencie na przykład nie lubią rodziców. Im jest więcej osób zaangażowanych we wspólną modlitwę, tym więcej trudności.

Normą jest to, że człowiek nie umie sobie radzić z sytuacją kryzysu. Modlitwa pomaga przetrwać trudny czas związany z kryzysem więzi. Myślę tu o typowych sytuacjach. Na przykład o takiej, gdy mężczyzna nawiązuje przyjaźń z kobietą, która ma mu niby pomóc w powrocie do żony, ale w rzeczywistości przeradza się to w romans, utrudniający ten powrót. Czasami może to być ucieczka w towarzystwo kolegów, którzy, znowu, pomagając nie pomagają. Bywa też, że kobieta przeżywa emocjonalne kłopoty i wikła się w romans. W takiej sytuacji wspólna modlitwa małżonków kłóci się z aktualną relacją między nimi, modlitwa ich rani, bo podkreśla nieszczerość aktualnej relacji. Człowiek modli się, ale w gruncie rzeczy czuje, że nie ma prawa wołać do Boga w obecności małżonka, bo teraz jest w grzechu, z którego nie umie albo nie chce wyjść. Nic więc dziwnego, że jedna strona nagle odmawia modlitwy.

Wyjściem z tej sytuacji nie jest jeszcze bardziej „rytualne” modlenie się, ale praca nad pogłębieniem więzi: próby wypowiedzenia tego, czego brakuje w danym momencie, zrozumienia się na nowo i ponownego zaufania. To właśnie praca nad odbudowaniem relacji przywraca modlitwie jej właściwe miejsce. Nigdy odwrotnie. Zmuszanie drugiej osoby do modlitwy nie zaowocuje nawróceniem.

Jest jeszcze drugie wyjście: przetrwać kryzys pozostając wiernym modlitwie, nie siląc się na jakieś emocjonalne wzloty religijne, ale idąc za tekstem określonej kiedyś modlitwy.

Kiedy w małżeństwie, które regularnie się modli, rytuał wspólnej modlitwy z różnych powodów zostaje nagle przerwany (ktoś ciągle nie ma czasu, wiecznie coś robi, zawsze znajdzie jakąś wymówkę, żeby się wspólnie nie modlić), jest to sygnał, że osoba uciekająca od modlitwy ma naprawdę jakiś poważny kłopot, ale niekoniecznie od razu romans. Wówczas należy sięgnąć do sposobów radzenia sobie z kryzysem więzi, ale nie zmuszać jej do modlitwy. raczej nie improwizować

Nie ma się co dziwić, że małżeństwo przeżywa trudność mówienia o sprawach wiary, bo to jest instytucja, która nie istnieje wyłącznie w obszarze wiary. Są małżeństwa, które nie potrafią się modlić, ale trwają. Jeśli nie miały pomysłu na modlitwę u samych początków wspólnego bycia ze sobą, trudno im później wprowadzić reguły wspólnej modlitwy. Jeśli jednak da się je ustalić, sugerowałbym taką formę, która będzie możliwa także w chwilach kryzysu i nie będzie wymagała zbytniego uzewnętrzniania kłopotów. Lepiej więc wpisać się w modlitwę Kościoła, odmawiając Liturgię Godzin, niż improwizować modlitwę.

Wydaje się, że wiara małżonków nie modlących się wspólnie jest czymś nie nazwanym, czymś, czego sobie nie ułożyli. Ten problem dotyczy oczywiście wszystkich ludzi, bo poziom edukacji religijnej jest u nas marny, często pozostający na etapie szkoły podstawowej, pomieszany jeszcze przez mało kompetentne dyskusje medialne na tematy z pogranicza wiary i etyki. Nie ma się co dziwić, że wiara Kościoła kojarzy się często zserią zakazów, dotyczących detali życia seksualnego, a w zespole pojęć dotyczących wiary, Boga w praktyce nie ma. Bóg istnieje jedynie jako sankcja, którą Kościół posługuje się dla zastraszenia wiernych. Kiedy poziom religijności jest niski, trudno o wspólną modlitwę.

poszukuj wiedzy religijnej,

ale nie uciekaj od problemu

Tą trudność da się rozwiązać jedynie przez pogłębienie osobistej wiary, podniesienie poziomu wiedzy religijnej i przełożenie jej na konkretne spotkania z Bogiem.

Zdarza się, że jeden z małżonków zaczyna szukać głębszej formacji religijnej i znajduje ją w jakimś ruchu, gdzie odkrywa zupełnie nowego Boga. Najlepiej byłoby włączyć w to również współmałżonka. Ale warto być uważnym, bo czasem te indywidualne poszukiwania są rodzajem ucieczki. Wynikają z kryzysu więzi i druga osoba, która to widzi, za nic nie przyłączy się do takiej formacji. I tu pojawia się problem: im bardziej jedna strona angażuje się religijnie, tym bardziej małżonkowie oddalają się od siebie. To jest niebezpieczne dla ich związku. Zaangażowanie jednego powinno brać pod uwagę tempo zmian w życiu drugiego, tak żeby nie naruszyć już kruchej więzi między nimi. Więź małżonków jest sakramentalna, jest więc nadrzędna nawet wobec indywidualnego rozwoju duchowego. Indywidualna droga duchowa ma służyć więzi: wierności, miłości i uczciwości, czyli odbudowaniu lub utrzymaniu jedności. Bo dla małżonków przepustką do nieba jest w pierwszym rzędzie ich duchowa jedność.

 

 

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama