Duchowość ignacjańska

Fragmenty książki "Wzrastajmy razem"

Duchowość ignacjańska

Cordula Leidner , Ottmar Leidner

Wzrastajmy razem

ISBN: 978-83-60703-52-6

wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2007


1. Duchowość ignacjańska

Z tego co wiemy, Ignacy Loyola żył w celibacie. Nigdy nie miał aspiracji do bycia specjalistą od spraw małżeńskich. Jednak wielu mężczyzn i wiele kobiet żyjących w związkach małżeńskich lub obserwujących takie związki miało szansę się przekonać, że ćwiczenia ignacjańskie zmieniają małżeństwa. Ludzie zmierzający do Ignacego drogą jego duchowych ćwiczeń doświadczali przemiany jako żona i jako mąż. Dlaczego tak się dzieje? Być może dlatego, że stosunek do Boga zmienia wszystkie nasze relacje. Odniesienia do innych ludzi są istotą naszego życia. W Stworzeniu oraz we Wcieleniu, co Ignacy stale podkreślał, wyraża się nieskończona wola Boga do tworzenia relacji: El amor consiste en communicación de las dos partes... — „Miłość istnieje w relacji dwu stron; to znaczy, że kochający daje i dzieli się z kochanym tym, co ma lub może mieć, oraz jest odwzajemnieniem się kochanego kochającemu”. W ostatnich dziesięcioleciach ta koncepcja była wielokrotnie i kompetentnie rozwijana, zwłaszcza przez Williego Lamberta.

Nie wiemy dokładnie, jak zdefiniować duchowość ignacjańską, lecz możemy opowiedzieć o dwudziestu trzech latach pożycia, w których prawie co roku, najczęściej każde z osobna, „wykonywaliśmy” dziesięciodniowe ćwiczenia ignacjańskie. Możemy przedstawić, co w tym czasie zyskaliśmy dzięki duchowym przewodnikom przez niemal codzienne ciche chwile modlitwy i refleksji oraz odbywającą się w różnych miejscowościach wymianę w ramach spotkań WŻCh (Wspólnota Życia Chrześcijańskiego). Jest to światowa wspólnota ludzi świeckich w Kościele katolickim, założona przed wiekami przez jezuitów jako „Kongregacja Maryjna”, która od czasu Soboru Watykańskiego II pielęgnuje w nowy sposób duchowość, opierając się na ćwiczeniach duchowych Ignacego Loyoli. Jak pokazują ostatnie lata, szczególne dary grup WŻCh to towarzyszenie ludziom poszukującym poprzez ćwiczenia duchowe, a także towarzyszenie procesom grupowym w sensie „rozeznawania wspólnotowego”.

W tej niewielkiej książeczce podejmujemy próbę przedstawienia własnych doświadczeń i dajemy zachętę do wyruszenia w interesującą podróż, niepozbawioną ryzyka, lecz pełną przewidywalnych możliwości dla wszystkich związków partnerskich i małżeństw, podróż w pełnej wolności, w zobowiązaniu jedynie wobec Boga. Często cytowane są słowa wypowiedziane przez Ignacego: „Niewielu ludzi przeczuwa, co Bóg z nich uczyni, gdy bez zastrzeżeń powierzą się Jego łasce”. Dotyczy to również partnerów i małżonków. Nie chodzi tu o jakiś program, lecz raczej o wyćwiczenie się w określonej postawie, posiadającej niewiele zasad, lecz mnóstwo swobody i niemal bezgraniczną siłę przeobrażania.

Ćwiczenia duchowe, według Ignacego, prowadzą konsekwentnie do tego, co w naszym życiu wymaga poprawy. Wielu ludzi, którzy nie znają zasad zawartych w ćwiczeniach, wietrzą w nich jedynie samooskarżenie i autoagresję. Chodzi jednak o coś zupełnie przeciwnego: tacy, jacy jesteśmy, zostaliśmy wezwani do przyjaznego, ostrożnego i miłosiernego spoglądania na rzeczywistość. Z czasem stanie się jasne, że nasze pragnienia, potrzeby i ograniczenia traktujemy tym bardziej szczerze, im bardziej wchodzimy w relacje z miłosiernym Bogiem. Bezwzględność byłaby złą drogą; przeciwnie: ochrona, którą obiecał Bóg, pozwala nam postrzegać rzeczywistość coraz bardziej rzetelnie.

W regułach rozróżniania duchów, jakie podaje nam Ignacy w ćwiczeniach duchowych, wciąż pojawia się duchowy „kierunek wiatru”, który wydaje się mieć podstawowe znaczenie. Jeśli coś przyczynia się do coraz bardziej ożywionej relacji, jeśli oznacza to krok w kierunku otwartej komunikacji, a w określonym zachowaniu widać swobodny ruch w stronę drugiego człowieka, wówczas można to zaklasyfikować jako wskazówkę, że tym samym spełniamy wolę Bożą. Dotyczy to spraw wielkich i drobnych: poszukiwania własnego „ja” oraz własnej drogi wiodącej ku akceptacji człowieka jako takiego. Dotyczy to również poszukiwania Boga przez człowieka, a także polityki, komunikacji wewnątrzkościelnej, miejsca pracy i oczywiście relacji do ukochanej osoby w związku małżeńskim. Takie przekonanie i zastosowanie go w małżeństwie może pomóc w rozumieniu jego istoty oraz w jego kształtowaniu. Sami często przeżywaliśmy to w ten sposób.

Ignacy zatytułował swoje wspomnienia Relacja pielgrzyma i często podpisywał się jako „Pielgrzym”. Dla nas też było ważne, aby wyruszyć w tę drogę. W pierwszym odczuciu brzmi to banalnie, lecz trzeba, abyśmy to sobie ustawicznie przypominali. Istotne odpowiedzi wynikają bowiem z następujących pytań: Czy moje życie ma jakiś kierunek? Jaki? Za jaką „gwiazdą” podążam? Czy rzeczywiście w tym momencie idę drogą, na jaką się zdecydowałem? W odniesieniu do małżeństwa oznacza to postawienie następujących problemów: Czy to, co przeżywamy obecnie w małżeństwie, jest prostym, normalnym, stromym odcinkiem drogi, bowiem zaplanowaliśmy wejście na górę, na którą nie można się wspiąć bez potu i jęków, czy też ponieważ istnieją skutki kroków i stadiów rozwojowych, które po prostu mają być odbierane jako rzeczywistość? Czy nasze wątpliwości oznaczają, że zabłądziliśmy, czy też że doszliśmy do skrzyżowania, gdzie Bóg — oraz wiele pokus działających przeciwko Niemu — żąda od nas podjęcia decyzji, która może być żmudna i trudna oraz która może wywołać spory opór?

Jeśli postrzegamy małżeństwo jako drogę, zawsze logiczne staje się pytanie: Czy idziemy we właściwym tempie? Czy musimy pędzić, czy też wolno nam się nie spieszyć? Kiedy powinniśmy na siebie czekać, wzajemnie się wspierać i zachęcać do dalszej wędrówki? Na kiedy zapowiedziany jest wymarsz? I przynajmniej tak samo ważne: Czy na bezdrożnym terenie potrzebujemy zorientowanych przewodników i pilotów, czy też towarzyszy, którzy mówią miejscowym językiem i potrafią dokładnie przewidzieć pogodę? Czy nadciąga burza? Czy możemy swobodnie iść dalej?

Trzecia cecha postawy ignacjańskiej wynika bezpośrednio z ćwiczeń duchowych, a jest to respekt wobec rzeczywistości. Jesteśmy stworzeniami. Nawet jeśli ktoś w to nie wierzy, musi zaakceptować fakt, że człowiek ma ścisłe ograniczenia. Wszystkie nasze działania są tymczasowe i opierają się na bardzo kruchych założeniach. Nasza praca często jest chybiona, czasami nawet bardzo nieudana. Wiele razy można mówić tylko o „szczęściu” lub darze z nieba, gdy ujdzie nam płazem ciężkie przewinienie. Proszę sobie przypomnieć ostatnią krytyczną sytuację w ruchu ulicznym. Nie mamy wyboru: musimy istnieć wraz z naszymi mocnymi i słabymi stronami, motywami, niedomaganiem, skłonnościami i antypatiami. Najważniejsze jest, że Bóg — jak uczy nasza wiara — stworzył nas kruchymi i niedoskonałymi. Byliśmy dla Niego wartościowi, aby przyjść na ziemię i stać się właśnie takimi ludźmi, jakimi jesteśmy, a nie takimi, jakimi chętnie byśmy chcieli być. Bóg jako przeznaczony na stracenie przestępca wziął na siebie wszystkie błędy, jakimi przepełnione jest nasze życie: brak zrozumienia, kłótnie i wojny, małostkowość i opór, a wreszcie rozpaczliwy koniec. Przy wszystkich naszych ułomnościach mieliśmy i mamy dla Niego wartość. Ta zagadkowa miłość Boga daje odwagę do szczerego patrzenia na własną rzeczywistość. Możemy zadać konkretne pytanie: na jakie własne siły biologiczne, psychologiczne i socjologiczne musimy liczyć jako mężczyzna i kobieta? Jakie w naszych czasach i naszej kulturze mamy zadania, których nam nie zaoszczędzono?

W okresie dojrzewania staramy się uporządkować burzliwe naciski, jakie są w nas, i w połowie drogi wybrać właściwą formę życia oraz partnera lub partnerkę. W szczęśliwym przypadku odbywa się szumne wesele, lecz wcześniej czy później czas ten się skończy i nastąpi bardziej lub mniej gwałtowne przebudzenie. Małżeństwa żyjące w harmonii również przeżywają nieporozumienia, ograniczenia i kryzysy, lecz Bóg wszystko to afirmuje, zaś Ignacy opatruje następującym komentarzem: „Szukać i znajdować Boga we wszystkim”. Jeśli zdanie to „poddamy smakowaniu”, jak zaleca nam Ignacy, okazuje się, że jest ono bardziej wymagające i odważne, niż mogłoby się z początku wydawać: „We wszystkim” znaczy — we wszystkim! Powinniśmy naprawdę rozwijać podstawowe założenie, że Bóg w każdym małżeństwie i każdej jego fazie składa nam propozycję współpracy. Wzywa nas, byśmy coraz bardziej (Ignacy podaje słowo kluczowe magis — „więcej”) stawali się takimi, jakimi nas stworzył, również w małżeństwie.

W największym kryzysie, przewinieniu lub w najbardziej gorzkiej bezradności jesteśmy wezwani do tego, by iść do Niego z całą naszą nędzą i prosić Go o radę. Nie jesteśmy wezwani do udawania, że nic się nie stało. Bóg zachęca nas do spoglądania za pełną harmonii fasadę małżeństwa. Dobrzy towarzysze drogi, na przykład w dojrzałej grupie WŻCh, również często to czynią. Szczególnie ważne jest wezwanie do rezygnacji z oszukiwania samego siebie. Im poważniej traktujemy Boga jako miłosiernego Ojca a Chrystusa jako wszechwiedzącego Brata, tym bardziej możemy widzieć granice naszego małżeństwa i tym więcej otwiera się autentycznych szans na jego dojrzałość i rozwój. Potrzeby partnera, które w małżeństwie są na dłuższą metę niespełnione, muszą być brane pod uwagę i rozwiązywane za pomocą przygotowanych do tego osób trzecich.

Ta trudność nie jest jednak tak duża jak radzenie sobie z takimi potrzebami. Jeśli zostały one rozpoznane i wypowiedziane, to większa część pracy jest już wykonana. Sztuka polega na tym, by je odkryć, gdy dochodzą do głosu w wielkiej ciszy. Nie jesteśmy zbyt dobrze przygotowani do percepcji wewnętrznego świata. Zostaliśmy wyszkoleni w nieprzeszkadzaniu sobie w funkcjonowaniu tego majdanu psychicznego. W odkrywaniu duchowej rzeczywistości, wewnętrznych sił sprawczych, ruchu między nami i Bogiem, Ignacy widzi decydujący warunek rozwoju oraz wzrostu we właściwym kierunku; warunek „kształtowania własnego życia przez dotknięcie Bożym pragnieniem miłości” (W. Lambert).

Popatrzmy wobec tego na „standartowe sytuacje” małżeńskie w głównej mierze przez trzy okna ignacjańskiej duchowości, którymi są:

niemal niezbędne pierwszeństwo żywotnej relacji,

ustawicznie odnawiana świadomość bycia w drodze, i wreszcie:

respekt przed rzeczywistością, „miłość do rzeczywistości”.

Ćwiczenie

Pod koniec rozdziału zachęcamy — zgodnie z metodą ignacjańską — do małego ćwiczenia. Zaczerpnęliśmy je z małymi modyfikacjami z książki: Zwei sind ihres Glückes Schmied [We dwoje jesteśmy kowalami swojego losu] Rudolfa Sandersa. Może być ono wsparciem dla spokojnego, opanowanego spojrzenia na rzeczywistość.

Poświęćcie pół godziny wyłącznie dla siebie. Jeśli jesteście obeznani z ćwiczeniami odprężającymi, wykonujcie jedno takie ćwiczenie przez kilka minut. Jeśli nie — wyobraźcie sobie, że przychodzicie po wyczerpującym dniu pracy do teatru i siadacie w wygodnym fotelu. Cieszycie się z odrobiny dobrej rozrywki. Kurtyna idzie w górę, wychodzą dwie osoby. Zauważacie po jakimś czasie, że odgrywają sceny z codziennego życia. Nie musicie rozmyślać nad dalszymi aktami, po prostu przez chwilę przypatrzcie się, w jaki sposób w pierwszym akcie mówią lub milczą, jak kochają — lub nie, jak się kłócą — lub nie. Gdy już wystarczająco się napatrzycie, powróćcie do rzeczywistości, nabierając kilku oddechów i przeciągając się.

Poświęćcie jeszcze kilka minut na następujące pytania:

  • Jak się teraz czuję? Czy dominuje jakieś jedno uczucie, czy może więcej?
  • Czy widziałem lub słyszałem kluczowe sceny? Jakie?
  • Czy interesuje mnie, co się będzie działo dalej?
  • Cokolwiek to będzie, przyjemne lub nie — zostawcie to takim, jakim jest.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama